ROZDZIAŁ XXXIX

22 3 0
                                    

LUKE

            D'Argenson bez słowa przeprowadził Luke'a przez tłum, kierując się w głąb miasteczka. Jego płaszcz falował, przy każdym kroku odstając trochę od chudego, starczego ciała, wciśniętego w sztywną kamizelkę. Wyglądał tak samo wyniośle, jak podczas wizytacji. Luke wciąż był lekko wstrząśnięty tym, jak potraktował Celeste. Wiedział, że ma do czynienia z bezwzględnym człowiekiem, ale do tej pory nie posądziłby go o coś tak podłego. Dziewczyna zawsze kiedy opowiadała o rodzinie, wypowiadała się tylko w superlatywach. W oczach obcych D'Argensonowie słynęli z przywiązania. Kiedy jednak tego dnia pojawił się obok niej Emmanuel, na jej twarzy odmalował się strach. Już sam tego fakt, sprawiał, że Luke miał ochotę pokazać mu, co o nim myśli. Wiedział jednak, że Emmanuel był groźny. Gdyby chciał, mógłby zagrozić nie tylko jemu, ale całej drużynie. Szedł do celu po trupach. Dowodem na to była sytuacja mająca miejsce w Północnej Osadzie.

Podążając za nim, zastanawiał się, czego mógł od niego chcieć? Czuł jednak, że niewątpliwie miało to związek z jego wnuczką. Chociaż powiedział Skyler, że znajdzie sposób, żeby bezboleśnie załatwić tą sprawę, wciąż tak na prawdę, nie wiedział jak miałby to zrobić. Znał Celeste dość długo, by wiedzieć, co go czeka. Odstawi bezlitosną scenę, w której on odegra rolę bezuczuciowego dupka. Próbując nim manipulować, będzie chciała sprawić, by z nią został. Wiedział to, a mimo wszystko zamierzał się z nią obejść delikatnie. Przeżyli ze sobą zbyt wiele chwil, by mógł zapomnieć o dobrych aspektach charakteru dziewczyny. Powinien być w stosunku do niej uczciwy i już dawno wyznać, że cokolwiek między nimi było, przestało istnieć. Zdawał sobie z tego sprawę jeszcze przed poznaniem Skyler, a i tak w to brnął. A teraz w dodatku miał na głowie Emmanuela, który najwidoczniej pragnął wybadać grunt.

― Jak minęła podróż? ― spytał mężczyzna, gdy oddaliwszy się od placu, gwar za ich plecami nieco ucichł. Całe miasto na dobre pogrążyło się w zabawie. Mijali ludzi w odświętnych strojach, pędzących w przeciwnym kierunku. ― Mam nadzieję, że wszystko przebiegło po waszej myśli.

― W rzeczy samej ― odparł bezbarwnym tonem. Najwyraźniej mężczyzna miał zamiar zabawić go standardową gadką, zanim przejdzie do sedna. Luke jednak musiał robić dobrą minę do złej gry.

― Nie miej mi za złe, że podczas wizytacji skazałem was na tą męczącą wędrówkę. Szło wam dość opornie. Byliście kompletnie niezgrani, a jednak nie sądziłem, że reszta członków rady wyślę was w tego rodzaju bezsensowną misję ― przyznał zdegustowany, prowadząc chłopaka w długą kamienistą uliczkę. 

            Część miasta, do której wkroczyli, różniła się od pozostałej. Budynki wzdłuż drogi nie były drewniane, lecz murowane z bogatymi rzeźbami wokół okiennic. Aleja ciągnęła się aż do wysokiej kamienicy z wizerunkiem białego tygrysa na drzwiach.

Zmierzali prosto w jej stronę.

― Dzięki temu nauczyliśmy się trochę efektywniej pracować jako grupa ― przyznał Luke, nie chcąc pokazać D'Argensonowi, że cała ta podróż stanowiła dla niego jakiekolwiek wyzwanie. Nikt nie musiał wiedzieć o kilku drobnych przeszkodach, jakie stanęły im na drodze. 

― Widziałem, że dosyć się... Zgraliście ― dokończył, nie brzmiąc wcale na zadowolonego. Zupełnie, jakby jego działanie przyniosło odwrotny skutek od zamierzonego. Luke nie znał postawy Emmanuela wobec Gildii, ani nawet tego, co myślał o uformowaniu Drużyny Pięciorga. Być może stworzenie jej było mu w jakiś sposób nie na rękę. To nie był jednak jego problem.

            Minęli pnące się w górę żelazne ogrodzenie, przechodząc przez majestatyczną, żelazną bramę. Luke obrzucił przelotnym spojrzeniem kamienny cokół połączony z jasną fasadą. Mężczyzna podszedł do drzwi, a z kieszeni wyciągnął złoty klucz i wsunął go do zamka.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora