3. Twór kuropochodny

3.6K 719 307
                                    


– Chwileczkę, bo czegoś nie łapię. – Daria oparła dłonie na biodrach i ściągnęła gniewnie brwi. – Dlaczego przesunęliście sprawdzian? Kto o tym zadecydował i dlaczego za moimi plecami? Co? – Wycelowała oskarżycielskim palcem w Szymona. – To był twój pomysł, przyznaj się!

– Nawet jeżeli – odpowiedział ostrożnie Szymon, starając się patrzeć wszędzie, byle nie w jej oczy – to co w tym złego? Będziesz miała więcej czasu na to, żeby się jak zawsze perfekcyjnie przygotować.

– Skąd wiesz, że ja JUŻ nie jestem perfekcyjnie przygotowana? – warknęła poirytowana. – Czy my nie możemy chociaż jednego sprawdzianu napisać w terminie? To może zamiast umawiać się na konkretne daty, przynieśmy koło fortuny i kręćmy! Co wypadnie, to piszemy. Odpowiada?

– Ale czego na mnie patrzysz? – Szymon zrobił minę niewiniątka i rozłożył bezradnie ręce. – To była decyzja większości!

– Której większości? Bo mnie przy tym nie było, a też mam chyba coś w tej sprawie do powiedzenia, tak?

– Nie jesteś tutaj najważniejsza – burknął niegrzecznie.

– A, no przecież. – Uśmiechnęła się, ale jej oczy pozostały zimne jak stal. – Zapytajmy tych najważniejszych. Artur? – Odwróciła się. – Wiedziałeś, że domniemana większość przesunęła sprawdzian z historii na za tydzień?

– Wiedziałem. – Skinął ze spokojem głową, ale nie raczył jej nawet podnieść. Grzebał w plecaku z tak ogromnym zaangażowaniem, jakby od odnalezienia rzeczy poszukiwanej, zależały przyszłe losy całej galaktyki.

– Głosowałeś za? – dopytała zniecierpliwiona.

– Nie, wcale nie głosowałem. Szymon mówił, że to jest klasowa decyzja.

– I dla ciebie to jest ok? Bo dla mnie nie jest. – Zerknęła na powrót w kierunku Szymona. – Nie dość, że kłamiesz w sprawie większości, nie konsultujesz z nikim najważniejszych ustaleń, tylko działasz według własnego widzimisię i stawiasz nas przed faktem dokonanym, to jeszcze pomijasz drogę służbową. Od zmian i przesuwania sprawdzianów jest wiceprzewodnicząca, czyli ja, albo przewodniczący, czyli Artur. NIKT więcej. A tobie te roszady i tak w niczym nie pomogą, bo obojętnie jak odległy termin sobie wybierzesz, to i tak się nie nauczysz.

– Jezusie, skończ już! – jęknął wyraźnie zniecierpliwiony jej zdenerwowaniem. – To tylko głupi sprawdzian. Umiesz na dzisiaj, to na przyszły poniedziałek też będziesz umiała. Wielkie mi halo.

– Chyba sobie jaja robisz! Umawialiśmy się na dzisiaj – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Chcę pisać DZISIAJ. Dlaczego muszę cierpieć za ludzi, którzy mają w głębokim poszanowaniu zasady i poczucie obowiązku?

– Ło cię nie pierdolę, no zejdź już ze mnie, wielce poszkodowana osobo z zasadami i poczuciami obowiązków. Weź sobie, nie wiem, jakiegoś typa w końcu ogarnij, czy coś. Może jak cię ktoś porządnie posunie, to nie będziesz taka wkurwiona latać po szkole. Artur, mógłbyś? Dla dobra ogółu. Zapłacę ci, serio. Oddam ostatnie kieszonkowe. Pójdę do pracy, będę żebrać pod kościołem, założę zbiórkę, cokolwiek, ale obiecuję ci, że zdobędę tyle, ile będzie konieczne. Błagam. Podaj tylko swoją cenę, a mamona się znajdzie... – wyszeptał teatralnie, na co Daria energicznie wysunęła w jego kierunku środkowy palec.

Artur wyglądał na co najmniej zmieszanego. Widziała, że nieśmiało próbował zabrać głos w sprawie, ale uprzedziła go.

– Ani – się – waż – syknęła przez zaciśnięte zęby i usiadła na swoim miejscu. – A z tobą, dzwońcu jeden, to się jeszcze policzę – rzuciła w stronę Szymona. – I od razu ostrzegam, że będzie bolało.

OposWhere stories live. Discover now