15. Światełko w tunelu

78 6 0
                                    

Czułam na plecach jeszcze spływający pot i moje nogi były jak z waty, ale musiałam wziąć swoją walizkę i ruszyć ku podziemnemu tunelowi. Na otuchę wzięłam kilka głębokich wdechów, ale to sprawiło, że jedynie uporczywe spaliny dostały się do moich nozdrzy.

Zakaszlałam mocno, a nadzieja na opuszczenie tego świata zakiełkowała mocniej niż zazwyczaj.

Dni na tym świecie mijały, tygodnie uciekały, miesiące leciały nieubłaganie. Każda moja próba powrotu do domu okazała się nieudana, najlepsze pomysły kończyły w piachu. Mogłam jedynie załamywać ręce i płakać.

Z czasem jednak łzy zastąpił jedynie gorzki smak porażki i gniew, który nie miał granic.

Chciałam wrócić do Petungi.

Do mojego jedynego domu.

Chciałam tam być każdym skrawkiem mojego ciała i jak najdalej trzymać się od Narnii.

Mój cichutki głos w głowie usilnie mówił mi, że to i tak niemożliwe. Moje życie zostało już przesądzone i ma być splecione z czterema władcami, i ich królestwem. Wiedziałam także, że to nie ich wina, że tu wylądowaliśmy. Żaden z nich nie rozpoznał terenu, na którym byliśmy. Wszystko działo się zresztą szybko - w jednej chwili byliśmy dorosłym królowymi i królami, a w drugiej zagubionymi dziećmi, które to nie mogły zrozumieć sytuacji, która właśnie się wydarzyła.

Niosłam swoje toboły, kiedy to jedno z aut opryskałoby mnie już do końca.

- Jak jeździsz TY PIEPRZONY BARANIE! - ostatnie słowa musiałam zdecydowanie wykrzyczeć, by  ta pokraka z pewnością mnie usłyszała.

Zbiegłam z drogi, dostrzegając jeszcze ukosem niezadowolony wyraz twarzy jakiegoś żołnierza. Odpowiedziałam mu szybkim, mocnym spojrzeniem.

Miałam ochotę go zabić.

Miałam ochotę zabić wszystkich, którzy byli w promieniu kilometra.

Nienawidziłam ich. Stałam się wiecznie zirytowaną dziewuchą, która sprawia problemy i ma zdecydowanie na pieńku z agresją i samokontrolą - tak właśnie mnie postrzegano. W rzeczywistości jednak, moja 10 lat starsza osobowość władcy i wojownika walczyła z ciałem, w którym się teraz znalazłam. Wszystko było dla mnie zupełnie pogmatwane. Mimo że byłam zdecydowanie niższa i o wiele bardziej wątła, to byłam pewna, że zachowałam swoje umiejętności i spryt. Czasami miałam problem z dedukcją trudniejszych zagadnień, ale po chwili moja prawdziwa ja sobie z tym radziła.

Byłam uwięziona we własnym, młodszym ciele.

Rodzeństwo Pevensie zdawało się to bardziej akceptować, chociaż wiedziałam, jak bardzo tęsknią za swoim zamkiem, przyjaciółmi, poddanymi - za całą Narnią. I byłam pewna, że Narnii równie mocno brakuje mądrych i rozważnych władców.

Minął już praktycznie rok, a wieści zero. Zarówno na jawie, jak i w snach.

Nie wiemy, co dzieje się w Narnii czy też Petungi.

To dobijało.

Zabijało mnie od środka.

Zbiegałam po schodach w sposób niezwykle energiczny - musiałam w jakikolwiek sposób rozładować moje nerwy - kiedy usłyszałam znajomy głos, nawołujący moje imię. To była młodsza ze znajomych mi sióstr.

- Imeall! - Łucja i Zuzanna zbiegały tuż za mną, zatrzymując się na chwilę przy poręczy, by lepiej złapać na swoje walizki. Podeszłam do nich. Próbowałam jakkolwiek się uśmiechnąć, ale zdawałam sobie sprawę, że wszelkie takie próby kończą się dziwnym, aczytelnym grymasem. Zrezygnowałam z daremnych prób. 

Żywot NiezwyciężonejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz