23. Echa przeszłości

59 6 0
                                    

W momencie, gdy moja noga osunęła się wraz z tyloma małymi kamyczkami w dziką otchłań,  poczułam, że w środku od nadmiaru ciepła się rozpuszczam. Strach, stres były dosłownie w każdym milimetrze mojego ciała. Na ogół nie mam fobii przed wysokością, ale kiedy już tak zwisasz, stajesz jednym okiem z niechybną śmiercią, możesz się zestresować.

Tak lekko powiedziawszy.

Przełknęłam mocniej ślinę, a moje niewdzięczne myśli ze mną wygrały. Spojrzałam się na sam dół i rozumiejąc jeszcze dobitniej, że spadając, po prostu się zabiję, zakręciło mi się w głowie. 

- Ja pier... - z moich ust wypływały już przekleństwa, by jakkolwiek poradzić sobie z tą sytuacją. Ogólnie wszystko szło dobrze. Naprawdę było dobrze.

Ale nigdy nic nie może całkowicie pójść gładko.

Krzyki Zuchona ściągnęły mnie i Edmunda od razu na miejsce. Naszym oczom okazała się trójka, a nie czwórka towarzyszy. Kiedy zrozumiałam, że nigdzie nie widzę Łucji, połączyłam ze sobą puzzle i zrozumiałam, że musiała po prostu spaść. Nogi się pode mną ugięły, ale jakoś zwyciężyłam ten dziki lęk i dobiegłam ze wszystkimi do przepaści. Moim oczom ukazała się dziewczynka, cała i zdrowa, chociaż trochę wystraszona. Była zaledwie kilka metrów pod nami, stojąca na ukrytej przedtem ziemistej półce. Uśmiechała się już do nas żywo, a mi kamień spadł z serca. Poczułam na karku także oddech Edmunda, który wypuścił z siebie, kurczowo trzymane wcześniej powietrze. Zdecydowanie odetchnął z ulgą.

- Im, w porządku? - teraz kierował do mnie to pytanie, a w jego głosie nie dało się nie słyszeć obaw. Nie odpowiedziałam nic, tylko położyłam prawą stopę w inne miejsce, kierując się po prostu cały czas w górę.

Samo zejście do wąskiego strumyka nie było trudne - schodziliśmy gęsiego, po kolejnych półkach, które były naprawdę wygodnie ułożone. Powoli tak skacząc, zdałam sobie sprawę, że kiedyś musiał być tu jakiś  szlak. Ludzie czy też inne stworzenia dorobiły się tutaj naprawdę miłej, wygodnej ścieżki. W tym samym momencie Zuzanna powiedziała praktycznie to samo na głos, dzieląc się z innymi myślą. Wszyscy, w tym ja, przytaknęliśmy jej, że musi mieć rację.

- Tylko Aslan mógł o tym wiedzieć... - mamrotał Piotr pod nosem.

- I dobrze, że nam o tym powiedział - dopowiedziała Łucja.

Patrzyłam z wyczekiwaniem w górę, widząc już, jak Zuzanna gramoli się w pełni na grunt. Byłam od niej dosłownie z metr, ale tak zazdrościłam, że ma to wszystko za sobą. Otrzepała się trochę z ziemi i wraz z Łucją przechyliły się w stronę urwiska.

- Stawiałabym na to, że nie masz lęku wysokości - patrzyła mi w oczy i czułam, jak się ze mnie naśmiewa.

- Bo nie mam! - warknęłam od razu, robiąc pewny krok na ziemistej ściance. Parę zbitej ziemi zsunęło się na dół, ale to nie zabiło mojej chęci bycia już u góry czy też irytacji.

Będąc na dole, udało się nam uzupełnić zapasy wody. Strumyk wyglądał jakby był nieskazitelnie czysty i wręcz zachęcał nas, byśmy przy nim spoczęli i odpoczęli. Wiedzieliśmy, że nie było na to czasu, więc nikt nawet nie zaproponował tego na głos. Mimo to, czułam, jak każdy tutaj chciałby po prostu na chwilę spocząć i rozkoszować się tym przytulnym powietrzem. 

Zakręcając butelki, rozpoczęła się jedynie krótka dyskusja:

- Widzę naszą drogę do góry - Piotr obserwował to, co miał przed sobą. Reszta również do niego dołączyła. - Może pójdziemy w kolejności... Łucja z Zuzanną, później Im... Po niej Edmund, następnie Zuchon i ja. Wydaje mi się, że to bezpieczny i dość logiczny układ.

Żywot NiezwyciężonejWhere stories live. Discover now