19.

700 24 2
                                    

Poranek był ciężki i dla mnie i dla Weroniki. Miałyśmy kaca, ja miałam kaca podwójnego. Bo dodatkowo dotarło do mnie co wydarzyło się wieczorem. Jaka ja byłam głupia. Mój moralniak był większy niż kiedykolwiek do tej pory. Co ja miałam w głowie? Dlaczego powiedziałam jej to wszystko? Przecież wcale tak nie myślałam. Byłam idiotką, totalną, skończoną debilką. Kiedy tylko czułam się urażona, atakowałam ze zdwojoną siłą. Dlaczego do cholery nigdy nie myślałam o konsekwencjach? Dlaczego nie myślałam o uczuciach innych?

Przygotowałam szybkie śniadanie, na które zupełnie nie miałam ochoty. Zerkając na krzywiącą się Weronikę domyślałam się, że ma podobnie jak ja. Zdawałam sobie jednak sprawę, że jeśli udamy się na zajęcia w naszym obecnym stanie i dodatkowo z pustym żołądkiem to nie skończy się to dobrze. Podsunęłam pod jej nos szklankę z wodą i elektrolitami. Spojrzała na mnie z wdzięcznością.

- Myślisz, że Walker będzie bardzo zła? – zapytała.

- Z pewnością nie będzie szczęśliwa. – stwierdziłam. - Chyba nie miała wczoraj najlepszego dnia a my dodatkowo dolałyśmy oliwy do ognia.

Przed oczami zobaczyłam jej twarz, kiedy odjeżdżała z mojego podjazdu. Sprawiłam, że przeze mnie płakała. Poczułam mocny ucisk w klatce piersiowej. Koncertowo wszystko popsułam.

- Dobra tam. – moja przyjaciółka machnęła lekceważąco ręką. - Co takiego może nam za to zrobić?

Cóż... o tym miałyśmy się dopiero przekonać. Weszłam pod gorący prysznic. Czułam, jak stres rozchodzi się po całym moim ciele. Serce bolenie obijało się o moje żebra. Głowa pracowała na przyśpieszonych obrotach. Wyszykowałyśmy się i pojechałyśmy na zajęcia. Czułam, że to będzie ciężki dzień. Przebrałyśmy się i weszłyśmy na halę.

- Patrząc po waszych twarzach wnioskuję, że miałyście naprawdę ciężki wieczór. – obok nas znalazła się Ewa.

- Ty też świetnie wyglądasz. – rzuciłam posyłając jej zmęczone spojrzenie.

- Myślicie, że dzisiaj będzie jakaś pogadanka? Wczorajsze zajęcia skończyły się zaskakująco szybko.

- To znaczy? – zaciekawiła się Weronika.

- Kiedy trenerka wróciła na halę a trzeba przyznać, że trochę jej się zeszło a później odkryła, że zniknęłyście stwierdziła, że kończymy zajęcia. – wyjaśniła.

Drzwi wejściowe gwałtownie się otworzyły. Emily Walker pojawiła się na hali.

- Zbiórka. – od razu przeszła do rzeczy, zero dzień dobry, żadnego jak mija dzień. – Dzisiaj zaczniemy sobie nowy układ. Najpierw chce jednak poruszyć kwestie tego co wydarzyło się wczoraj. – miała podpuchnięte oczy, czyżby w nocy płakała? – Ostatni raz pozwoliłam wam na taką sytuację, wydaje się wam, że jesteście dorosłe i wszystko wiecie lepiej i gówno prawda... Jesteście moim zespołem, to ja ustalam tutaj zasady i nie wiem czy to kwestia tego, że poczułyście się zbyt pewnie, czy mojej zbyt nadmiernej próby „zakolegowania się" z wami, ale to koniec. Nie będę więcej się z wami niańczyć ani nad wami rozczulać. Moje reguły, mój zespół. Jeżeli którejkolwiek z was to nie pasuje droga wolna, nikt nie trzyma was tutaj siłą. To proste. Jeśli tutaj jesteście, stosujecie się do moich wytycznych. Jeśli macie problem ze mną? Trudno... albo się z tym pogodzicie albo wylecicie... – przeniosła swój wzrok na mnie. – Anastazja z moich zajęć się nie ucieka, jeśli poczułaś się źle, powinnaś mi to zgłosić. – zerknęła na moją przyjaciółkę. – Weronika, jeśli nie pasuję Ci sposób prowadzenia przeze mnie zajęć, zmień zespół i trenera... Strasznie nie lubię chamstwa i pozerki. Macie mi coś do powiedzenia?

Pierwszy raz widziałam ją w takim wydaniu. Nawet podczas naszych zapoznawczych zajęć nie była aż tak oziębła. Teraz była zła, przeze mnie. I miała racje, zjebałam i to bardzo. Czułam się właśnie jak ostatni śmieć. Znowu.

Lose ControlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz