Rozdział 11

6.4K 279 24
                                    


William

Po doprowadzeniu się do względnego porządku i zmianie ubrań wyszedłem z łazienki. Niestety domyślałem się, co w tym momencie musiała sobie myśleć Clare. Z pewnością tylko jeszcze bardziej się do mnie uprzedziła. A to jak przypuszczałem oznaczało, że nasz układ raczej już nie wchodził w grę.

– Kurwa – zakląłem pod nosem.

— Co się tak unosisz? – zapytał Scott, który najwyraźniej mnie usłyszał. – Dziewczyna czeka w samochodzie, nic jej nie jest – dodał pośpiesznie. – Jedyne co mnie strasznie dziwi, to fakt, że puściłeś tego faceta żywego.

– Uwierz, że już tego żałuję. Jednak co miałem zrobić? – spytałem z oburzeniem. – Strzelić mu kulkę w łeb, w jej obecności? To nie wchodziło w grę.

– Zawsze mogłeś zaciągnąć go na zewnątrz w jakąś ciemną uliczkę i zakończyć sprawę – stwierdził z uśmiechem na twarzy.

– Jest zbyt wcześnie, nie mogłem ryzykować, że ktoś mnie zobaczy.

— W sumie masz rację – przyznał po chwili namysłu. – Załatwiłem już sprzątaczki. Na szczęście nie zadawały żadnych zbędnych pytań i od razu zabrały się do roboty.

– Doskonale – odetchnąłem z ulgą. – Zadbam również o usunięcie tego materiału z kamer. I mam nadzieję, że tym razem faktycznie zobaczymy się już na tym cholernym balu – dodałem ciężko wzdychając.

– Ja również  – odpowiedział, a następnie szybko się pożegnaliśmy.

Natychmiast ruszyłem w kierunku mojego samochodu. A po drodze usilnie zastanawiałem się co powinienem jej teraz powiedzieć. Jednak wszystkie scenariusze, które powstawały w mojej głowie były wręcz koszmarne. A każdy kolejny był jeszcze gorszy od poprzedniego.

Oczywiście nie było żadną tajemnicą, że chciałem ją wypytać o całą tę sytuację. Jednak miałem świadomość, że dziewczyna w tym momencie nie będzie skłonna do rozmowy na żaden temat. Szczególnie ze mną.

– Jestem – odparłem, wsiadając do auta. Jednak Clare nawet na mnie nie spojrzała. – Wiesz... – westchnąłem, przeciągając rękę po twarzy. – Rozumiem, że to mogło być... dla ciebie zbyt wiele – dokończyłem, szukając właściwych słów. – Dlatego jeśli pozwolisz, to teraz przynajmniej odwiozę cię do domu.

– A nasza umowa? – wypaliła nagle dziewczyna.

– Pomyślałem, że może lepiej... – zacząłem nieco niepewnie.

– Masz rację, to było dość sporo jak na jeden wieczór – zgodziła się, wchodząc mi w słowo. – Jednak nie należę do osób, które tak łatwo się poddają.

– Czyli jak rozumiem wciąż jesteś zainteresowana? – spytałem z lekkim niedowierzaniem.

– Owszem – przytaknęła. – Jednak chciałabym omówić szczegóły. Najlepiej teraz.

Przyznaje, że ta nagła spontaniczność w tej kobiecie znacznie mnie zaintrygowała. Jeszcze przed chwilą była wręcz zdruzgotana, po tym dość niefortunnym wydarzeniu. A teraz? Nagle była śmiała i zdecydowana. I nie żebym narzekał, bo praktycznie dopiąłem swego. A przecież o to tak właściwie chodziło. Więc nie miałem najmniejszego powodu, aby kwestionować jej wybór.

– Naturalnie – odparłem, uważnie się jej przyglądając. — Wolisz wybrać się do jakiegoś miejsca w centrum, czy może chcesz na chwilę wpaść do mnie? – spytałem, po chwili zdając sobie sprawę jak bardzo idiotyczne było moje pytanie. Jednak nie miałem zamiaru cofać swoich słów. – To dość niedaleko – dodałem.

Deliverance - Edevane Brothers 1Where stories live. Discover now