Rozdział 26

8.4K 340 107
                                    

William

Pocałunek z Clare zdecydowanie nie był czymś, co planowałem. Właściwie to dokładnie tego wystrzegałem się niczym ognia. Za żadną cholerę nie chciałem przekraczać tej cienkiej granicy. A wbrew wszelkiemu rozsądkowi i logice i tak to zrobiłem. Zrobiłem to i zrobiłbym to kolejne milion razy, nieustannie przeklinając się za to w myślach.

Jej usta miały tak słodki i uzależniający smak, że za nic w świecie nie chciałem tego kończyć. To uczucie było tak przytłaczające i zadziwiająco nowe, że nawet nie miałem pojęcia co powinienem o tym myśleć.

Wiedziałem jednak jedno. To właśnie tego wieczora, właśnie z tą kobietą pierwszy raz od lat coś poczułem. Poczułem coś, czego nie umiałem nawet nazwać. Coś, co już lata temu zostało mi doszczętnie odebrane. I mimo że nie umiałem tego dokładnie określić to tak przyjemnie było w końcu coś czuć.

Zauważyłem, że ona również nie reagowała na mnie z obojętnością. A nawet wręcz przeciwnie. Czułem szaleńcze bicie jej serca, które z sekundy na sekundę jeszcze bardziej przyśpieszało. Nie odtrąciła mnie, nie odepchnęła, a to oznaczało, że również tego chciała.

I mimo że już od bardzo dawna zdawałem sobie sprawę, że moja obecność od niemal samych początków naszej znajomości podnosiła jej puls, to w tym momencie nasze wzajemne przyciąganie zdawało się być wręcz wyczuwalne w powietrzu.

Jej ciężki oddech, na zmianę mieszający się z moim. Jej delikatne ciarki na ciele, które wywoływał każdy mój najmniejszy dotyk. Jej słodki jęk, który wyrwał się z jej ust, kiedy przejechałem ręką po jej nagich udach. To wszystko było na tyle ekscytujące, że zaczynałem mieć poważne problemy z utrzymaniem względnej trzeźwości umysłu.

Jednak jakimś cudem moje ostatnie resztki rozumu, będące zdolne do funkcjonowania w tym momencie doszczętnie uświadamiały mi, że nieważne jak bardzo kuszące by to było to nie mogłem pozwolić sobie na nic więcej. Nie mogłem przekroczyć kolejnej granicy. Nie tutaj. Nie teraz. A tak właściwie to raczej nigdy.

Ten wieczór był dla nas jedynie chwilowym zapomnieniem, w którym oboje bez reszty się zatraciliśmy. Jednak z tylu głowy miałem świadomość, że tuż za rogiem czekała na nas szara rzeczywistość, która już niedługo boleśnie uświadomi nam, że to, co się stało było ogromnym błędem.

Jednak teraz...
Jebać rzeczywistość – pomyślałem, po czym przycisnąłem ją jeszcze mocniej do siebie, po raz kolejny zatracając się w jej ustach.

Nie wiem ile byśmy tak jeszcze trwali, gdyby nie przerwał nam stłumiony głos, który dopiero po dłuższej chwili udało mi się rozpoznać.

– Mogę wiedzieć co wy tu do jasnej cholery wyprawiacie? – wysyczał wściekle Asher.

Mój brat.
Mistrz pojawiania się w najbardziej nieodpowiednich momentach.
Zaczynałem mieć wrażenie, że to było wręcz rodzinne.

Jego ton był przepełniony złością. Moim zdaniem zresztą kompletnie nieuzasadnioną.

Spojrzałem na Clare, która w tym momencie z trudem łapała oddech, a nieustający szok gościł na jej twarzy.

– Potrzebujesz dokładnego opisu braciszku? – spytałem szyderczo, spoglądając na wściekłego brata.

Tym razem popatrzył na mnie niemal z mordem w oczach. Dawno nie widziałem go w takim stanie. A tak właściwie to chyba nigdy. Byłem niemal pewny, że gdyby w tym momencie trzymał w ręku pistolet, to bez większego zastanowienia by mnie postrzelił.

– Daruj sobie – wycedził przez zęby. – A może ty masz mi coś lepszego do powiedzenia? – tym razem spojrzał na Clare, ale nawet na moment nie zmienił swojego wrogiego nastawienia.

Deliverance - Edevane Brothers 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz