I Szlachta nie pracuje

504 25 13
                                    

UWAGA!!! Historia jest pierwszym szkicem, bez jakichkolwiek poprawek. Za wszelkie błędy i nieścisłości w fabule przepraszam. Naprawię je po zakończeniu historii w całości. 

Luiza wchodzi do domu, z trzaskiem zamykając za sobą ciężkie drzwi. Z jej ust wydobywa się głośne westchnienie zmęczenia, kiedy opiera głowę o chłodną, lakierowaną powierzchnię. Gdy patrzy zaś w głąb długiego korytarza, zauważa światło, palące się w salonie. Dziewczyna rusza w jego kierunku, a kiedy staje w przejściu, dostrzega siedzącą na kanapie matkę. Panią Wiktorię Haase – kobietę wiecznie poważną, a zarazem dumną jak paw, unoszącą wysoko podbródek i prostującą ramiona.

Gdy tylko oczy tej dwójki spotykają się, Luiza od razu wie, że matka czekała na jej powrót. Mimo to idzie przed siebie, w stronę przejścia do kuchni, udając, że jest tu całkiem sama. Nie odzywa do rodzicielki ani słowem. Nawet nie zerka na nią kątem oka, aby w ten sposób wyrazić swój chłód i pogardę.

Relacja tej dwójki od dawna wygląda w podobny sposób – beznamiętnie i chłodno – więc ciężko którejkolwiek z nich zainicjować rozmowę, na którą z pewnością czeka pani domu. Wielka pani Haase.

Gdy Luiza wchodzi do kuchni, nie zapala światła mimo mroku jaki panuje na zewnątrz. Wystarczy, że ogień w kominku elektrycznym omiata pomieszczenie swoim słabym blaskiem. Tak więc ciało dziewczyny robi się jeszcze bardziej senne, a uczucie obolałych mięśni i suche gardło wcale nie pomagają. Dlatego zgarnia z blatu pustą szklankę, nalewa do niej świeżej wody i wypija łapczywie.

Wtedy też w progu kuchni staje pani Haase, pytając córkę:

– Gdzie byłaś?

Na dźwięk głosu matki, dziewczyna sztywnieje przestraszona, ale jest to jedyna oznaka jej zaskoczenia, ponieważ odpowiedzi udziela już poważnym tonem z namiastką niesmaku:

– W lesie. Biegałam, jeśli cię to interesuje.

Pani Wiktoria potakuje nieznacznie, wchodząc w głąb kuchni i obserwując córkę. Stoi przy tym sztywno ze skrzyżowanymi ramionami, wpatrując się intensywnie w plecy Luizy niczym polujący jastrząb. Wtedy jednak dziewczyna odwraca się, czując zagrożenie, które niesie ze sobą stanie tyłem do potencjalnego drapieżcy. Dlatego dla rozładowania gęstej atmosfery, którą można by wręcz kroić nożem, zagaduje:

– Dlaczego na mnie czekałaś? Powinnaś już dawno spać.

Starsza z kobiet patrzy na zegar cyfrowy na kuchence gazowej, który wyświetla właśnie czerwone cyfry: 23:34. Potem oblizuje suchą wargę i podchodzi do blatu cicho. Jak łowca.

– Muszę z tobą porozmawiać. O dwóch rzeczach.

Luiza jednak nijak reaguje na te słowa, choć jej matka spodziewała się większego zaciekawienia czy szoku, na fakt o zaplanowanej rozmowie. Rozumie jednak, że córka po prostu jej nie ufa i tyle. Więc gdy cisza robi się napięta i dziwnie niezręczna, pani Wiktoria zaczyna zwyczajnie mówić, nie czekając dłużej na odpowiedź:

– Po pierwsze, jestem ci winna przeprosiny. Zapomniałam w końcu o twoich osiemnastych urodzinach.

Luiza mało nie krztusi się wodą.

– Szybka jesteś – zauważa po przełknięciu. – Moje urodziny były w zeszłym tygodniu, a tobie teraz zebrało się na składanie życzeń.

– Och! One są w tej chwili najmniej istotne, ale... Mam coś dla ciebie.

Po czym kobieta wyciąga z kieszeni swojego swetra, malutkie pudełko w czerwono-białe paski, obwiązane wstążką. Luiza niechętnie przyjmuje do wiadomości, że jej skąpa matka zrobiła to dla niej. Wydała pieniądze.

Wpojony przeznaczonyWhere stories live. Discover now