XIII Walka o prawdę

79 14 0
                                    

Lady Maria wykonuje półobrót. Chwyta Luizę za bark i wypycha poza ring, tak że ta ląduje na ziemi i sunie ciałem po wypolerowanym parkiecie.

Lady Maria otrzepuje ręce.

– Na dziś kończymy – mówi, przechadzając się w stronę okna.

– Jeszcze nie!

Odkąd Luiza została pokonana przez Kingę w te kilka chwil, nie chce już więcej uciekać się do wymówek. Sztuki, których uczy ją Lady mogą w najbliższym czasie przydać jej się podczas ewentualnego rewanżu.

– Bez opanowania tych podstaw nie ruszymy do przodu, moja droga. Ale przetrenowanie również nie wchodzi w grę – zauważa surowo kobieta. – Na dziś koniec, choć doceniam twoją zmianę nastawienia do moich zajęć.

Na te słowa sfrustrowana Luiza uderza pięścią w podłogę. Gdyby nie lekceważyła poprzednich lekcji, teraz byłaby w stanie obronić się przed przeciwnikiem. Bo nawet jeśli żadne sztuki walki nie uratują jej przed wszechmocnymi Bękartami, to okazuje się, że nie są to jedyni wrogowie z jakimi może się mierzyć w tym miejscu.

– Mogę się poprawić. Proszę dać mi jeszcze jedną szansę!

– Definitywnie, nie. Nie mogę pozwolić byś za szybko zdobyła niebywałe umiejętności, jakie posiadała twoja poprzedniczka.

Tu Luiza wyczuwa nutę żalu w głosie Lady Marii, a same słowa traktuje jak obelgę. Lecz mimo to czuje, że ta wiedza może jej się przydać, dlatego...

– Luna Lilian dobrze walczyła? – pyta.

– Tak. Była nawet lepsza ode mnie. To pod jej okiem szkolił się twój mate gdy był młodszy, przez co teraz w tej dziedzinie nie ma sobie równych.

Wtedy Luiza już ma pytać o to jaka była jej poprzedniczka, skoro wszyscy mówią o niej z takim szacunkiem i czcią, ale nie zdąża, ponieważ wtedy drzwi sali otwierają się, a do środka wchodzi Martin, aby odebrać ją z zajęć i zaprowadzić na obiad do pokoju luny.

Dziewczyna markotnieje jeszcze bardziej.

– Luno, proszę ze mną. Nastała pora obiadu – zauważa beta i oferuje jej ramię, którego ta nie przyjmuje, wymijając go z twarzą nie wyrażającą żadnych emocji.

Przed wyjściem jednak Martin porozumiewa się z matką krótkim spojrzeniem, zupełnie jakby podejrzewał, że kobieta coś zrobiła jego nowej lunie. Potem dopiero słychać trzask wielkich, podwajanych drzwi.

Luiza idzie bez słowa przed siebie, zupełnie jakby znała drogę do swojego lokum na pamięć. Martin kroczy za nią jak dumny rycerz, a ta przez jakiś czas zdaje się nie zwracać na niego uwagi. Dopiero gdy gubi drogę, zatrzymuje się i z urazą patrzy na Martina. W ten sposób zmuszając go do objęcia prowadzenia, co młodzieniec wykonuje bez zająknięcia. Tak też docierają do pokoju luny, ale kiedy otwierają drzwi, zauważają że na łóżku Luizy znajduje się nie tylko taca z obiadem przyniesionym przez Asię, ale tuż obok przesiaduje Dorian, wyglądając przy tym na wielce oburzonego, a może i nawet urażonego. Martin stoi krok za swoją panią, a wtedy spojrzenia jego i kuzyna spotykają się. Beta widząc złoto oczu młodego alfy, próbuje dać mu nieme ostrzeżenie, nawet jeśli nie wie co się wydarzyło.

Dorian jednak zachowuje się, jakby nic nie zauważył.

– Czemu mi o niczym nie powiedziałaś?! – Luiza nagle drętwieje, podejrzewając co chłopak przed nią ma na myśli. – Dlaczego nie powiedziałaś mi o swoich ranach? Czy wiesz, że tej lafiryndzie nie powinno ujść na sucho zastraszanie i bójka z tobą? W dodatku ponoć jednostronna.

Wpojony przeznaczonyWhere stories live. Discover now