Rozdział 23

444 4 0
                                    

Noah
Tamtego popołudnia miałam się spotkać z Jenną. Nie widziałam jej od ponad miesiąca – odkąd wyjechałam do Europy – i odnosiłam wrażenie, że ostatnio mnie unika. Wreszcie zgodziła się, żebym wpadła do niej do domu i właśnie byłam w drodze.
Czekając przed wejściem, nie mogłam się napatrzeć na wielki ogród przy ich rezydencji. W przeciwieństwie do Leisterów nie mieli zamykanej bramy i ich posiadłość wychodziła bezpośrednio na ulicę, chociaż trzeba było przebyć ładny kawałek, żeby dotrzeć do drzwi. Mieli mnóstwo drzew, z zawieszonymi na nich żółtymi huśtawkami, oraz małą sadzawkę, pełną żab i lilii wodnych, tuż przy willi, co nadawało jej baśniowy wygląd. Niemal wszystkie rezydencje na tym osiedlu robiły ogromne wrażenie, ale ta, w której mieszkała Jenna, miała w sobie coś szczególnego i podejrzewałam, że to właśnie moja przyjaciółka jest za to odpowiedzialna.
– Proszę wejść, panienko Morgan – zaprosiła mnie Lisa, gospodyni. Uśmiechnęłam się do niej w odpowiedzi.
– Jenna jest u siebie? – zapytałam ją. Gdzieś z oddali doszły mnie dźwięki gry
komputerowej, świadczące o obecności braci Jenny.
– Tak, czeka na panienkę – odpowiedziała i natychmiast oddaliła się, niemal
biegiem, bo dom wypełnił brzęk tłuczonego szkła.
Zaśmiałam się i od razu ruszyłam w stronę schodów. Inaczej, niż u nas w domu,
znajdowały się one w oddzielnym pomieszczeniu wychodzącym na elegancko urządzony salon, z barem pełnym butelek najróżniejszych alkoholi, który kusił, żeby się w nim rozgościć.
Zapukałam do drzwi pokoju przyjaciółki. Kiedy weszłam, zobaczyłam ją otoczoną walizkami i stertami leżących na podłodze ciuchów, usadowioną po turecku na dywanie w czarno–białe pasy. Włosy miała zebrane na czubku głowy w niedbały kok. Uśmiechnęła się na mój widok i wstała, żeby mnie uściskać.
– Tęskniłam za tobą, blondyneczko – powiedziała, po chwili wypuszczając mnie z objęć i nie dodając nic więcej. Zaskoczyło mnie, że nie ska-cze jak szalona i nie ciągnie mnie od razu na łóżko na ploty, zasypując przy
tym pytaniami. Widziałam na jej twarzy, że coś ją martwi, że coś nie pozwala jej być sobą – energiczną i zabawną Jenną.
– Co robisz? – zapytałam, starając się ukryć zaniepokojenie.
Jenna rozejrzała się z roztargnieniem.
– Ach, to! – powiedziała, siadając z powrotem na podłodze i zachęcając mnie, bym
zrobiła to samo. – Próbuję wybrać, co wziąć ze sobą na studia. Możesz uwierzyć, że to już lada dzień?

Inaczej niż zawsze do tej pory, gdy rozmawiałyśmy o studiach, o niezależności i o tym, jak będziemy się nawzajem odwiedzać, tym razem wydawała się raczej zmartwiona niż podekscytowana perspektywą wyjazdu.
– Ja jeszcze nawet nie zaczęłam się pakować... – powiedziałam i od razu zestresowałam się na myśl o tym, że lada chwila będę musiała stawić czoło matce i poinformować ją, że wprowadzam się do Nicka. Powinnam też powiedzieć o tym Jennie, ale miałam przeczucie, że to nie jest odpowiedni moment.
Przez chwilę pomagałam jej składać jakieś koszulki i chociaż pragnęłam jak najszybciej dowiedzieć się, co się z nią dzieje, to na razie rozejrzałam się w rozkojarzeniu wokół siebie.
Pokój Jenny był całkowitym przeciwieństwem mojego: podczas gdy mój, biało– niebieski, sprzyjał wyciszeniu i wypoczynkowi, to u Jenny ściany miały kolor fuksjowego różu, a wszystkie meble były czarne. Pod jedną ze ścian stał duży manekin z mnóstwem poplątanych naszyjników, które wielokrotnie starałyśmy się rozdzielić, bo były zupełnie odjazdowe i miałyśmy ochotę je przymierzyć. Jednak nasze wysiłki okazały się daremne i korale wciąż pozostawały tylko elementem wystroju. Pod drugą ścianą stała czarno-biała sofa w zebrę, do kompletu z dywanem, a naprzeciwko niej – telewizor plazmowy. Podobnie jak ja, Jenna miała własną garderobę, która jednak w tym momencie wyglądała, jakby przeszedł przez nią tajfun.
W tle leciał album Pharrella Williamsa i znów się zdziwiłam, że nawet nie nuci piosenek. Przyjrzałam jej się jeszcze przez parę chwil. Od kiedy to Jenna Tavish potrafi milczeć dłużej niż pięć minut? Odłożyłam na podłogę koszulkę, którą właśnie składałam.
– Możesz mi już powiedzieć, co ci jest? – spytałam tonem trochę bardziej stanowczym, niż zamierzałam.
Jenna, zaskoczona, podniosła wzrok z podłogi i wbiła go we mnie.
– O co ci chodzi? Nic mi nie jest – odparła. Mimo to wstała, odwróciła się do mnie plecami, i przeniosła się na swoje ogromne łóżko, które w tym momencie było całe zawalone bielizną i magazynami modowymi.
Spojrzałam na nią ze zmarszczonymi brwiami.
– Jenna, przecież cię znam... Nawet nie zapytałaś mnie o podróż, wiem, że coś ci jest, wyrzuć to z siebie – zachęciłam ją, podnosząc się i podchodząc do niej. Nie chciałam widzieć jej w takim stanie, nie podobało mi się, że moja przyjaciółka, moja najlepsza przyjaciółka, zawsze tak wesoła i żywiołowa, jest teraz tak zdołowana.
Kiedy podniosła głowę znad jakichś papierów, które trzymała w dłoniach, zobaczyłam, że ma wilgotne oczy.
– Pokłóciłam się z Lionem... nigdy nie widziałam go w takim stanie, nigdy tak na mnie nie wrzeszczał – łza spłynęła jej po policzku, a ja podeszłam bliżej niej, zaskoczona jej słowami.
Lion był kochanym chłopakiem, OK, czasem zachowywał się jak kretyn, tak jak i Nick, ale to nie zmieniało faktu, że był naprawdę kochany.
Traktował Jennę jak księżniczkę, nie rozumiałam, o co mogli się pokłócić.
– O co się pożarliście? – zapytałam, bojąc się, że chodziło o tamtą bójkę i całą tę awanturę, w którą Lion się wpakował... i w którą przy okazji wciągnął też mojego chłopaka. Postanowiłam jednak nie poruszać tego tematu.

Jenna oplotła nogi ramionami i oparła głowę na kolanach.
– Zdecydowałam, że nie pójdę do Berkeley – wyrzuciła z siebie.
Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Jenna ciężko się napracowała, żeby dostać się
na uniwersytet, który ukończył kiedyś jej ojciec i który był, oczywiście, jednym z najlepszych w kraju.
– Co ty gadasz? Dlaczego?
Jenna prychnęła zirytowana.
– Nie patrz na mnie, jakbym popełniła jakieś przestępstwo, zupełnie jak Lion –
zawołała, rozpuszczając włosy i ponownie zbierając je na czubku głowy. Zawsze tak robiła, kiedy była zdenerwowana lub zła. Uniwersytet Kalifornijski też jest bardzo dobry – ty tam idziesz, Nick tam studiuje...
– No tak, ale Jenn, nie było łatwo dostać się do Berkeley... Poza tym możesz widywać się z Lionem w weekendy, przecież San Francisco nie jest
tak daleko...
– Nie mogę wyjechać do San Francisco! – wykrzyknęła z desperacją. – Nie wiem, co się ostatnio dzieje z Lionem, ale jest bardzo dziwny... I nie
zamierzam przenieść się do innego miasta, nie wiedząc, czy między nami wszystko jest w porządku.
Przytaknęłam. Doskonale rozumiałam jej punkt widzenia.
– Co ci powiedział Lion? – spytałam ją.
– Wściekł się i powiedział, że jestem idiotką, jeśli chcę zmienić uniwersytet ze
względu na niego, i że nie pozwoli, by nasz związek zniszczył mi przyszłość... – głos Jenny załamał się i wyglądała na udręczoną. – Zagroził, że mnie zostawi!
Otworzyłam szeroko oczy. Co takiego...?
– Nie zostawi cię, Jenna, masz prawo zrobić, co zechcesz. Poza tym on za tobą szaleje, nigdy by cię nie zostawił, a tym bardziej z takiego powodu.
Jenna pokręciła głową, ocierając łzy wierzchem dłoni.
– Ty tego nie rozumiesz, on się zmienił, jest inny; nie wiem, co się z nim dzieje, ale dostał obsesji na punkcie pieniędzy... Tamtego dnia... –
powiedziała, opanowując łkanie. – Gdybyś go zobaczyła, Noah... No jasne, Nicholas też nie wyglądał jak po wizycie w SPA, ale przecież oni mogli go zabić, a wszystko z winy...
Jej oczy napotkały moje i urwała w pół zdania.
– Z winy czego, Jenna?
Moja przyjaciółka zerknęła w bok, po czym wstała, chwytając naręcze ciuchów i
kładąc je na podłodze obok jednej z otwartych walizek. Miałam wrażenie, że unika spojrzenia mi w twarz.
– Po prostu nie chcę, żeby Lion pakował się w takie afery, nie podoba mi się, że dalej jest zamieszany w to wszystko, w czym siedzieli z Nickiem w zeszłym roku...
– Oni już tego nie robią, Jenna, przecież się zmienili; Nicholas się zmienił – oświadczyłam, starając się zignorować ten wewnętrzny głosik, który wciąż powtarzał mi, że Jenna odnosi to wszystko jednocześnie do Nicka.
Jenna odwróciła się do mnie i zaśmiała się.
– Wcale się nie zmienili! – zawołała, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. – Nicholas nadal siedzi w tym, co zawsze...

Stałam nieruchomo, czując w piersi ucisk, który przez chwilę nie pozwolił mi oddychać.
– O czym ty, u diabła, gadasz? – zapytałam, irytując się. Nie zamierzałam pozwolić, żeby Jenna odreagowywała swój zły humor na mnie, a tym bardziej na Nicku. To, co mówiła, było stekiem kłamstw.
Jenna wyglądała, jakby pożałowała swoich rewelacji, ale mimo to ciągnęła dalej.
– Nasi faceci to kretyni, którzy dalej siedzą w tym gównie, choć każą nam myśleć, że dla nas z tym skończyli!
– Bo skończyli, Jenna! Nicholas nie ma już nic wspólnego z tamtymi typami, on naprawdę się zmienił!
Jenna znów wypuściła z siebie salwę śmiechu – śmiechu, który zabrzmiał wręcz okrutnie. W tym momencie nie rozpoznawałam przyjaciółki, nie wiedziałam, z kim mam do czynienia – atakowała mojego chłopaka bez żadnego powodu, wbrew logice, jak gdyby to on był winny temu, że Lion krytykował jej wybór uniwersytetu.
– Jesteś bardziej naiwna, niż sądziłam, Noah. Naprawdę nie masz o niczym pojęcia.
Podeszłam do niej. Zaczynałam tracić cierpliwość.
– Czego takiego nie wiem?
Jenna zamknęła na chwilę usta.
– Oni zamierzają wrócić do wyścigów – odpowiedziała gorzko. – Obaj. W przyszłym tygodniu. Czyżby ci o tym nie wspomniał?
Zatkało mnie.
– Nick nigdy nie wróciłby do wyścigów; nie po tym, co wydarzyło się w zeszłym roku – zapewniłam ją stanowczo po chwili.
– Cóż, to tylko kwestia czasu, jak sama się o tym przekonasz.
Skończyło się tak, że wyszłam z tamtego domu. Nie chciałam dłużej z nią rozmawiać; nie chciałam dłużej jej słuchać. Nicholas nie wróciłby do wyścigów. Przyrzekliśmy sobie nawzajem, że ten błąd już się nie powtórzy.
To w czasie wyścigów podpadłam Ronniemu, który o mało co mnie nie zabił, nie mówiąc już o tym, że później pomógł mojemu ojcu mnie porwać.
To, co na początku wydawało się zabawą, okazało się śmiertelnie niebezpieczne i dlatego nie wierzyłam w ani jedno słowo z opowieści Jenny.
Kiedy wróciłam do domu, była już prawie pora kolacji. Weszłam, starając się nie robić hałasu, i usłyszałam, że matka jest w salonie. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią, więc poszłam do kuchni, wyjęłam z lodówki gotową sałatkę i coca-colę zero, po czym niemal biegiem weszłam po schodach. Dokładnie w momencie, w którym położyłam to wszystko na łóżku, zadzwoniła moja komórka.
Znowu nieznany numer.
Cholera, to mogła być tylko jedna osoba. Nie odebrałam, ale czułam, jak serce przyspiesza mi w piersi. Wciąż miałam straszne poczucie winy po tym, jak zgodziłam się spotkać z matką Nicholasa na kawę i porozmawiać z nią o nim za jego plecami. Niestety, opiekunka społeczna zdążyła już zadzwonić do Nicka i powiedzieć mu, że jego matka zdecydowała, że będzie mógł zabrać siostrę na parę dni, a on nie posiadał się z radości. Nie mogłam się wycofać. Maddie miała przyjechać dopiero w czwartek, czyli

za dwa dni, ale wiedziałam, że jak tylko ta kobieta znajdzie się w Los Angeles, natychmiast będzie chciała się ze mną spotkać.
Telefon zadzwonił ponownie i znów postanowiłam go nie odbierać. Po chwili przyszedł esemes.
Widzimy się w Hiltonie na lotnisku o dwunastej w południe.
A.
Kurna, Anabel Grason właśnie przysłała wiadomość na mój telefon. Skasowałam ją zaraz po przeczytaniu, bo nie chciałam, żeby zachował się
jakikolwiek dowód na to, co zamierzałam zrobić. Czułam się fatalnie –
gorzej: czułam się, jakbym zdradzała Nicka, bo ostatecznie przecież to robiłam. A
jednak – chociaż chciałam oczywiście, żeby Nick mógł spędzić parę dni z siostrą bez opiekunki społecznej i bez narzuconego harmonogramu –
jakaś część mnie pragnęła też dowiedzieć się, co ta kobieta ma mi do powiedzenia i czego jeszcze może ode mnie chcieć poza pomocą w odzyskaniu kontaktu z synem.
Wzięłam do ręki telefon i odpowiedziałam lakonicznie.
OK.
Poczułam przy tym, że tracę apetyt i resztki godności – przynajmniej w stosunku do tej kobiety.
– No już, Noah, wybierz któryś – ponaglił mnie z rozdrażnieniem Nick, gdy od dłuższego czasu przeglądaliśmy próbnik kolorów, nie mogąc się zdecydować.
– Ja bym pomalowała na beżowo – zasugerowałam w końcu.
Nick przewrócił oczami.
– Jak mamy malować na beżowo, to już lepiej zostawmy zielone i tyle – odpowiedział, wyjmując mi próbnik z rąk.
– Zielone? – zapytałam z obrzydzeniem. – Chcesz pomalować pokój dla
dziewczynki na zielono?
Ekspedientka, która czekała cierpliwie, aż wybierzemy wreszcie kolor ścian do
pokoju Maddie, postanowiła wreszcie zainterweniować.
– Zielony jest teraz bardzo modny, ale jeśli nie jesteście jeszcze pewni... W którym
pani jest miesiącu? – zapytała nagle, patrząc z uśmiechem na mój brzuch. Zajęło mi chwilę, zanim pojęłam, o co jej w ogóle chodzi.
– Co? Nie, nie! – zaprotestowałam.
Nicholas spoważniał nagle i wbił wzrok w sprzedawczynię.
– Myślałam... – wydusiła, przenosząc wzrok z Nicka na mnie, a następnie znów na mój brzuch.
Myślała, że jestem w ciąży i że wybieramy kolor do pokoju dla naszego przyszłego dziecka. Dla naszego dziecka... Boże, dlaczego musiałam o tym pomyśleć? Poczułam w brzuchu jakby kamień.
– Wybieramy kolor ścian do pokoju mojej sześcioletniej siostry – poinformował ją Nicholas, kładąc próbnik na ladzie. – Wyglądamy pani na przyszłych rodziców? Moja dziewczyna ma dopiero osiemnaście lat, a ja dwadzieścia dwa. Czemu najpierw pani nie pomyśli, zamiast od razu wyciągać idiotyczne wnioski?
Wytrzeszczyłam oczy. Rany, skąd ten nagły wybuch?
– Ja... przykro mi, n–nie... – rozumiałam jej oszołomienie. Nicholas posyłał jej teraz to samo spojrzenie, które posyłał mnie, ilekroć się na mnie wkurzał.

– Nic się nie stało. Weźmiemy biel. Proszę przekazać malarzom, że mogą zacząć jutro wcześnie rano – powiedziałam do niej, starając się załagodzić sytuację. Nicholas świdrował mnie swoimi niebieskimi oczami, ale już się nie odezwał.
Zapłaciliśmy i opuściliśmy sklep w krępującej ciszy. Nie mogłam długo tak wytrzymać i kiedy tylko znaleźliśmy się przy samochodzie, złapałam go za ramię i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.
– Możesz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje?
Nicholas unikał mojego spojrzenia, co sprawiło, że stres, który i tak już odczuwałam w ciele, gwałtownie przybrał na sile. Ten lęk... Ten lęk przed tym, że nie jestem dla niego dość dobra, nigdy mnie nie opuszczał. Nie byłam w stanie myśleć o temacie dzieci, po prostu nie potrafiłam, przynajmniej na razie, bo wiedziałam, że w momencie, w którym zacznę o tym myśleć, kompletnie się rozsypię. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zdołam wydostać się z tej czarnej dziury, jeśli już raz w nią wpadnę.
– Nie znoszę ludzi, którzy wtykają nos w nieswoje sprawy, to wszystko
– odpowiedział mi, ujmując moją twarz i całując mnie czule w czoło. Wiedziałam, że coś przede mną ukrywa; a właściwie wiedziałam dokładnie, co
takiego go martwi... Lecz nie chciałam tego usłyszeć, nie w tym momencie. Przytuliłam się do niego, opierając policzek na jego piersi i zrobiłam dobrą minę
do złej gry. Odepchnęłam od siebie lęk – który w sytuacjach takich jak ta, próbował wydostać się na światło dzienne – i wsiadłam do samochodu, tak jakby to, co zostało powiedziane, nigdy nie miało miejsca.
Przez resztę popołudnia kupowaliśmy meble do pokoju. Wszystko miało przyjechać następnego dnia i musieliśmy zmontować to w dwadzieścia cztery godziny, jeśli chcieliśmy, żeby pokój był gotowy na czwartek.
Nick był szczęśliwy, widziałam to w jego oczach, widziałam, z jaką radością wybierał te wszystkie rzeczy. Pomijając incydent z fałszywą ciążą, świetnie się bawiłam, odwiedzając z nim te wszystkie domy towarowe i sklepy z zabawkami.
Kupiliśmy trochę zabawek i małe łóżko w niebieskim kolorze. Nick zdecydował, że urządzimy pokój w takich samych kolorach jak mój, bo
były neutralne i nietandetne. Kiedy wróciliśmy do jego mieszkania, byłam wykończona i jak tylko weszliśmy, rzuciłam się na łóżko.
– Dziękuję, że mi pomogłaś – wyszeptał, obsypując moją szyję gorącymi pocałunkami.
Z policzkiem opartym na materacu nie mogłam widzieć jego twarzy, więc po prostu poddałam się dotykowi jego ust na mojej skórze. Jedną ręką odgarnął mi włosy i zaczął całować mnie w kark.
Westchnęłam, jak zawsze delektując się jego dotykiem.
– Byłam wczoraj u Jenny – rzuciłam nagle, ciekawa, jak zareaguje na wzmiankę o mojej najlepszej przyjaciółce. Jego usta zatrzymały się, stężał, i poczułam, jak uwalnia mnie od ciężaru swojego ciała. Przekręciłam się na łóżku, opierając się na łokciach, żeby mu się przyjrzeć. Zobaczyłam, jak odwrócony do mnie plecami zdejmuje koszulkę i rzuca ją na podłogę.
– Cieszę się – odpowiedział po chwili.
Zmarszczyłam czoło, kiedy wszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi niemal z trzaśnięciem. Wstałam i poszłam tam za nim, nie zawracając sobie głowy pukaniem.

Opierał się dłońmi o umywalkę i kiedy usłyszał, że wchodzę, podniósł
głowę.
– Wiesz... – kontynuowałam temat, na początku niepewnie. – Rozmawiałyśmy.
– No i co? – rzucił, przeszywając mnie swoim niebieskim spojrzeniem.
Dlaczego zwraca się do mnie takim tonem?
– Atakując mnie, tylko potwierdzasz, że rzeczywiście zamierzasz zrobić to, o czym
powiedziała mi Jenna – odparłam, przyjmując taki sam ton.
Stanął przede mną.
– A co takiego zamierzam, jeśli wolno wiedzieć? – zainteresował się niechętnie. Nienawidziłam, kiedy tak ze mną rozmawiał. Żałowałam, że wyciągnęłam ten
temat, ale jeśli to była prawda, że zamierzał wrócić do wyścigów...
Przyjrzałam się jego nagiej piersi, śladom, które wciąż jeszcze nie zniknęły... To
musiało się skończyć.
– Nie możesz dalej tego robić, Nicholas – oznajmiłam, ważąc słowa. –
Jenna powiedziała mi, że Lion zamierza wrócić do wyścigów...
Wyminął mnie, żeby wyjść z łazienki, nawet na mnie nie patrząc.
– Lion może robić, co chce, jest już dorosły, nie sądzisz?
– Czyli ty nie pojedziesz? – dopytywałam, żeby się uspokoić.
Spiorunował mnie wzrokiem.
– Nie, nie pojadę – oznajmił, wbijając spojrzenie w moje oczy. – I szczerze mówiąc,
mam w tej chwili w dupie, co mówi Jenna o mnie czy o naszym związku.
To mi się nie spodobało.
– Tu nie chodzi o Jennę, tylko o to, że nigdy nie powinieneś był pakować się razem
z Lionem w tamtą bójkę! Przyrzekłeś mi wcześniej, że z tym kończysz!
– I skończyłem! Naprawdę, Noah, już ci to wyjaśniłem. Lion miał kłopoty, a ja mu
pomogłem. – Nick westchnął i podszedł do mnie. Objął mnie mocno i wyszeptał: – Nie spodziewałem się, że sprawa wymknie nam się spod kontroli, ale więcej już nie popełnię tego błędu, w porządku?
– Żadnych więcej awantur, Nick, żadnych niebezpiecznych sytuacji. Przyrzekasz? – zapytałam, wyginając ciało w łuk, kiedy zaczął całować mnie w szyję.
– Przyrzekam.

Culpa Tuya (Twoja wina)Where stories live. Discover now