Rozdział 24

347 3 0
                                    

Nick
Kiedy otworzyłem oczy tamtego ranka, pierwszym, co ujrzałem, była twarz Noah zaledwie kilka centymetrów od mojej. Położyła głowę na moim ramieniu, a swoim ciałem przykryła moje. Musiałem wysilić całą wolę, żeby powstrzymać się od śmiechu. Wyglądało to, jakby chciała użyć mojego ciała jak drabiny i jakby zatrzymała się wpół drogi.
Delikatnie odgarnąłem jej kosmyk włosów z twarzy i muskałem kciukiem jej skórę pełną piegów... Te piegi były przyczyną mojego szaleństwa, te piegi, które były nie tylko na twarzy, ale też na jej piersiach, na jej szczupłych ramionach, w dole pleców... Tylko ja znałem tak dobrze jej ciało, tylko ja wiedziałem, gdzie znajduje się każde znamię, każdy pieprzyk, każda krągłość i każda blizna.
Zapatrzyłem się w jej tatuaż, ten mały tatuaż za uchem, taki sam, jaki ja miałem na ramieniu. Postanowiłem go zrobić po prostu dlatego, że podobała mi się idea siły, która może płynąć z czegoś prostego, jeśli odpowiednio to wykorzystać, ale teraz miał dla mnie dużo większe znaczenie. Chciałem wierzyć, że to dla niej zdecydowałem się na ten tatuaż... Śmiesznie było tak sądzić, ale nie mogłem uwolnić się od tego pomysłu, że oboje zrobiliśmy sobie ten tatuaż, bo wiedzieliśmy, że mamy się spotkać...
Zaczął dzwonić mój telefon. Wyciągnąłem po niego ramię. Na ekranie widniało imię „Anne", kobiety z pomocy społecznej, która zajmowała się Maddie. Nadal trudno było mi uwierzyć, że matka zostawiła mi siostrę na weekend z okazji moich urodzin, ale ani myślałem narzekać. W tym roku nie będzie imprez, striptizu ani nic takiego. W tym roku spędzę ten dzień z dwoma dziewczynami, które kocham najbardziej na świecie.
Malutka była przeszczęśliwa, że przyjedzie do mnie, a ja też nie mogłem się doczekać. Dowiedziałem się od Anny, o której ląduje jej samolot i gdzie mamy się spotkać, i rozłączyłem się z radosnym uśmiechem na twarzy. W końcu siostrzyczka będzie u mnie, tak jak zawsze chciałem.
Niedługo później przyszli malarze. Umówiłem ich przed siódmą, bo o ósmej trzydzieści musiałem być już w biurze. Kiedy zobaczyli mały pokoik, obiecali, że w dwie godziny uwiną się ze wszystkim.
Nie miałem zbytnio ochoty zostawiać mojej śpiącej dziewczyny z tymi typami w mieszkaniu, więc poszedłem ją obudzić, zanim zaczęli pracę.
– Noah, obudź się – powiedziałem i postukałem ją w ramię. Mruknęła coś i dalej spała. Zacząłem się ubierać, zerkając na zegar na stoliku nocnym. Musiałem natychmiast wyjść, jeśli nie chciałem się spóźnić.
– Noah – podniosłem głos. Otworzyła zmęczone oczy, po tym jak prawie krzyknąłem, widząc, że nic na nią nie działa.

– Wiesz, co to znaczy „wakacje"? – wypaliła, przekręciła się na drugi bok i nakryła głowę poduszką.
Szlag. Nie miałem na to czasu.
Chwyciłem komórkę. Po trzecim dzwonku Steve odebrał, w gotowości bojowej, jak zwykle.
– Nicholas.
– Potrzebuję cię tutaj. Musisz przyjechać do mojego mieszkania i być z Noah, aż malarze skończą robotę.
Otworzyła oczy, gdy to usłyszała.
– Chyba żartujesz – odpowiedziała, zbierając się w sobie. Tarła oczy, jakby miała cztery lata i musiała iść do przedszkola.
Wcale nie żartowałem.
– Już jadę – poinformował mnie Steve.
– Czekam w mieszkaniu – odpowiedziałem i rozłączyłem się.
Noah skrzyżowała ramiona i patrzyła na mnie rozzłoszczona.
– Musisz iść do psychiatry.
Uśmiechnąłem się, ignorując jej zły humor i wróciłem do ubierania się.
Spóźnię się, ale nieważne, nie miałem zamiaru zostawić jej samej z jakimiś dwoma
typami.
– Po prostu się tobą opiekuję – wytłumaczyłem, zawiązując krawat.
– Sama umiem się sobą zająć – odpowiedziała, wstając z łóżka. Wyminęła mnie i
poszła do łazienki.
Westchnąłem, słysząc wodę lejącą się z prysznica. Mogła wściekać się, ile zechce,
ale na świecie zbyt wielu jest wariatów, żeby ryzykować, szczególnie w jej przypadku. Już raz została porwana, nie mogłem pozwolić, żeby to się powtórzyło.
Wyszła po dziesięciu minutach, zawinięta w ręcznik i z włosami ociekającymi wodą.
– Jeszcze tu jesteś?
Uśmiechnąłem się z rozbawieniem. Nie mogłem się jej oprzeć, kiedy się złościła.
– Steve parkuje już samochód, mogę iść w spokoju... Nie dasz mi buzi?
Była niesamowicie seksowna. Podszedłem do niej z zamiarem pocałowania jej tak,
żeby zadrżała.
– Zmoczę cię – ostrzegła mnie i zrobiła krok do tyłu.
– Jak zwykle – odpowiedziałem z zuchwałym uśmiechem.
– Jesteś obrzydliwy – powiedziała, ale zauważyłem, że złość już jej mija i że mierzy
mnie z góry do dołu swoimi pięknymi oczami w kolorze miodu.
Chwyciłem jej twarz pod brodę i przyciągnąłem do siebie. Wsunąłem język do jej
ust i kiedy zaczęło robić się gorąco, zadzwonił dzwonek do drzwi. Usiłowała zatrzymać mnie, chwytając za krawat, ale uwolniłem się, spieszyłem się, nie mogłem już tracić czasu.
– Idę już – ogłosiłem, obróciłem się i podszedłem do drzwi.
Kiedy obróciłem się, by je zamknąć za sobą, nasze spojrzenia spotkały się. Po chwili Noah pozwoliła, by ręcznik opadł na ziemię.
Szlag!

Do pracy dotarłem w ostatniej chwili. Poszedłem prosto do swojego biura w końcu korytarza, nie zatrzymując się nawet na kawę. Wiedziałem, że dziś ma przyjść ojciec i nie chciałem, żeby zobaczył, że się spóźniam...
Jeśliby mnie nakrył, oddelegowałby mnie do podawania kawy wszystkim pracownikom.
Ale nie spodziewałem się go w moim biurze... rozmawiającego najspokojniej na świecie z jakąś dziewczyną, której nigdy w życiu nie widziałem.
Siedziała na moim krześle i grzecznie się uśmiechała w odpowiedzi na to, co ojciec właśnie jej powiedział. Kiedy wszedłem, oboje zwrócili się w moją stronę. Moje zaskoczenie przerodziło się w złość, kiedy zobaczyłem drugie biurko, w drugim końcu pomieszczenia, przy oknie... moim oknie.
– Witaj, synu – powiedział ojciec z przyjacielskim uśmiechem.
Przynajmniej był w dobrym humorze, co za niespodzianka!
– Co to jest? – spytałem, wskazując to na biurko, to na dziewczynę.
Ojciec zmarszczył brwi.
– Sophia jest córką senatora Aikena, Nicholas. Postanowiła odbyć tu praktyki, sam
zaproponowałem jej tę pracę.
Patrzyłem z przymkniętymi oczami na córkę senatora. Nie miałem pojęcia, że
ojciec zaproponował jej stanowisko. Przypuszczam, że zależało mu na dobrych stosunkach z jej ojcem, ale nie rozumiałem, jaki to wszystko miało związek ze mną.
– Ty odbywasz praktyki już wystarczająco długo, kończysz właśnie studia. Powiedziałem Sophii, że chętnie jej pomożesz odnaleźć się w naszym prawniczym światku.
Szlag by to trafił, nie!
Posłała mi beznamiętny uśmiech, w którym wyczytałem niechęć. Świetnie, antypatia była wzajemna. Ojciec patrzył na nas przez chwilę, pewnie zły, że milczymy, ale zbyt dobrze wychowany, żeby zrobić na ten temat jakąś uwagę.
– Dobrze, Sophio, mam nadzieję, że ci się u nas spodoba, a gdybyś czegokolwiek potrzebowała, masz mój numer albo po prostu powiedz Nickowi.
– Dziękuję, panie Leister, będę pamiętać i naprawdę bardzo dziękuję za tę możliwość. Zawsze chciałam pracować w Leister Enterprises. Uważam, że te sektory, na które firma postanowiła się otworzyć, są niezmiernie ważne w momencie ekspansji firmy i niezbędne dla dobrego funkcjonowania. Świetna znajomość prawa pozwala na podbój nowych rynków i jestem przekonana, że przy pomocy pańskiego syna dokonamy czegoś wspaniałego.
Piłka w grze, ale muszę przyznać, że udała jej się przemowa. Ojciec spojrzał na nią z aprobatą i pożegnał się, zanim wyszedł, nie omieszkawszy przedtem posłać mi ostrzegawczego spojrzenia.
– Widać, że jesteś córką polityka – rzuciłem, patrząc jej prosto w oczy.
– Siedzisz na moim miejscu, już możesz się przesiąść.
Uśmiechnęła się i wstała ostrożnie. Mój wzrok bezwiednie powędrował
w jej kierunku. Czarne włosy, opalona skóra, kasztanowe oczy i długie
nogi. Miała na sobie obcisłą, perłowoszarą spódnicę i nieskazitelnie białą bluzkę.
Tak, proszę państwa, miałem przed sobą najprawdziwszą córeczkę tatusia. – Niech cię nie zmyli mój wygląd, Nicholas. Chcę tu pracować na stałe.

Zmarszczyłem brwi, ale postanowiłem zignorować jej komentarz. Usiadłem na swoim miejscu, otworzyłem pocztę na komputerze i wziąłem się do pracy.

Culpa Tuya (Twoja wina)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz