7

254 24 1
                                    

- Halo - wymamrotałam do telefonu, który uporczywie dzwonił i nie dał mi dłużej spać.

- Lisa, przepraszam, że zakłócam twój spokój, ale potrzebuję twojej pomocy - usłyszałam spanikowany głos szefa.

- Poczekaj, daj mi chwilę na zebranie myśli, bo mój mózg jeszcze śpi - usiadłam na łóżku.

- Bardzo ciebie przepraszam, obiecuję, że wynagrodzę ci to, ale nie zawracał bym tobie głowy, gdybym sam mógł to ogarnąć.

- Dobra, mów o co chodzi.

- Wysłałem te wczorajsze dokumenty  i ich prawnik chce się dzisiaj spotkać. Są wściekli i boję się, że będą próbowali mimo wszystko coś ugrać dla siebie. Ja nie znam się na tych wszystkich kruczkach prawnych i stąd moja prośba. Pójdziesz ze mną na obiad? Jestem z nimi umówiony o czternastej.

- Zatrudniając się w twojej firmie nie sądziłam, że moja praca będzie aż tak absorbująca. Dobrze, pójdę.

- Dziękuję. Przyjadę po ciebie kilka minut po trzynastej, bo spotkanie jest po drugiej stronie miasta.

Rozłączyłam się i głośno wypuściłam powietrze, pocierając przy tym twarz. Współpraca z tym człowiekiem zapowiada się ciekawie. Przynajmniej dzięki niemu nie mam zbyt dużo czasu na rozpamiętywanie przeszłości. Chociaż za każdym razem, gdy wspomina o moim mężu mam ochotę krzyczeć, żeby nigdy więcej o nim nie mówił.

Spojrzałam na zegarek, dochodziła jedenasta, więc za dużo czasu nie mam. Zjadłam śniadanie, napiłam się kawy i dopiero wtedy poszłam pod prysznic. Ogarnęłam włosy, które zostawiłam rozpuszczone, pozwalając by loki swobodnie opadły mi na plecy. Do tego delikatny makijaż i byłam gotowa, no prawie, bo jeszcze musiałam w coś się ubrać. Padło na czarny kostium i beżową bluzkę. Było to oficjalne spotkanie, więc klasyka najlepiej się sprawdzała.

Szłam akurat do kuchni, żeby odstawić kubek, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Dzień dobry Lisa. Jeszcze raz dziękuję, że zgodziłaś się tam ze mną pójść. Ratujesz mi życie - zaczął przemowę już od progu.

- Może nie życie, ale dużą część majątku na pewno, jeśli oczywiście uda się przekonać ich o słuszności naszych działań. A jak nie, to dożywotnio utniesz Amandzie kieszonkowe - zaśmiałam się na myśl o tym, jak piszczy ze złości ta flądra.

Przed czternastą weszliśmy do restauracji, gdzie czekało na nas dwóch mężczyzn. Obaj byli w średnim wieku. Jeden z nich był prawnikiem, a drugi jak się domyślałam właścicielem firmy, która rości sobie prawo do odszkodowania za niewywiązanie się z warunków umowy.

- Dzień dobry panom - odezwał się Cristofer. - To jest Lisa Clarkson, mój prawnik. Jeśli pozwolicie, to od razu przejdziemy do meritum sprawy.

Zgodzili się, co mnie ucieszyło, a prezes przekazał mi głos zaraz po tym, jak wystosowali swoje żądania, nie zważając wogóle na dokument, który dziś rano dostali w odpowiedzi.

- Ja mam do panów pytanie - odezwałam się przybierając profesjonalną postawę. - Czy zanim nas tutaj ściągnęliście, zapoznaliście się z naszą odpowiedzią na wasze żądania?

- Tak, jednak nie zmienia to faktu, że zostały naruszone warunki umowy.

- Warunki umowy, które zostały w taki sposób skonstruowane, żebyście mogli w dowolnym momencie wysunąć oskarżenia wobec mojego klienta i jego firmy. Pytanie brzmi, dlaczego zwlekaliście z tym do chwili, gdy działania naszej firmy będą na finiszu. Czy przypadkiem w ten sposób nie chcieliście zdobyć naszego produktu za darmo? Uznając go za wadliwy, a czas na jego wdrożenie zbyt długi?

Blame YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz