Część 16

1.4K 131 6
                                    

Kto się czubi, ten się lubi

Szlochałam, płakałam i trzęsłam się z zimna. Tego wszystkiego było dla mnie za dużo. Nie wiedziałam, co miałam teraz zrobić. Jak się zachować? Przeprosić? A może lepiej uciec i już nigdy nie wrócić? A może po prostu tu zamarznąć na śmierć? I tak trzęsłam się już cała z zimna. Jeśli zaraz się nie ogrzeję, to na pewno wyjdzie z tego nie małe przeziębienie (w najlepszym wypadku).
Zaczęło się już ściemniać. Gdyby nie chmury, pewnie widać by było piękny zachód słońca, ale w zaistniałej sytuacji po prostu z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej i ciemniej. Lodowata woda znowu podmyła moją przemoczoną sukienkę, a moim ciałem wstrząsnął kolejny, potężny dreszcz. Nowe łzy spłynęły po moich policzkach, ale tym razem z bólu- woda była tak lodowata, że nie czułam nóg, a stopy mnie piekły niczym oblane wrzątkiem. Czułam się okropnie senna i pewnie bym zasnęła, gdybym nie czuła pulsującego bólu w skroniach oraz zatokach. Czy tego właśnie chciałam? Zamarznąć na śmierć?

Nagle poczułam, jak ktoś oplótł mnie rękoma i przytulił się do moich pleców. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, ta osoba przemówiła:

- Nigdy, nigdy więcej tak nie uciekaj.

Znałam doskonale ten aksamitny, niski, lekko ochrypły głos. Dziś rano ten sam głos doprowadził mnie do tych skrajnych emocji. Przez chwilę miałam ochotę się wyrwać i znów zacząć biec, ale dosłownie sekundę potem straciłam całą energię i siłę, która we mnie wstąpiła. Czułam, jak obejmowało mnie otępienie i bezradność.
Chłopak zacieśnił uścisk.

- Dobrze?

Co miałam niby odpowiedzieć? Przeprosić? Podziękować? Okrzyczeć za to, co zrobił?

Harry wstał i podniósł także mnie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie byłabym w stanie samodzielnie wstać, byłam przemarznięta i nie czułam kolan, o stopach nie wspominając. Zdjął z siebie marynarkę i zarzucił mi ją na nagie, szare z zimna ramiona. Było mi tak strasznie zimno... 

Wziął mnie na ręce i zaczął nieść. Położyłam tylko głowę na jego torsie i znów zaczęłam płakać. Byłam taka wyczerpana i emocjami, i biegiem. Chłopak starał się mi dodać otuchy. Cały czas mówił do mnie i głaskał. Ani się obejrzałam, a zasnęłam. Obudziłam się dopiero wtedy, gdy dotarliśmy do reszty moich przyjaciół.
Słowo „obudziłam" to może za dużo. Kontaktowałam, ale słabo. Wszystko działo się jakby przez mgłę. Harry położył mnie w jakimś pokoju, a tam zaczęła się już akcja ratunkowa. Ponoć byłam okropnie wyziębiona. Co było dalej, już nie pamiętałam. Miałam wrażenie, że pochłaniała mnie czarna otchłań. Ból i zmęczenie ogarnęło całe moje ciało. Ale w porównaniu z rozdarciem emocjonalnym, było to całkiem przyjemne, spokojne miejsce.

***Perrie***
- Koce, koce, koce! Więcej koców! - powtarzałam jak mantrę. Tak bardzo się bałam, że już jej nigdy nie zobaczę. To miał być jej dzień. Jej piękny, szczęśliwy dzień, a co z tego wyszło? Prawie zamarzła na śmierć! Uciekła sprzed ołtarza! A my nawet nie mogłyśmy jej znaleźć przez następne osiem godzin i dopiero udało się to tej parszywej świni?

- Będzie dobrze, spokojnie. Trzeba wierzyć w to, że będzie dobrze - uspokajał mnie Liam, ale wiedziałam, że jego słowa są puste. - Hej, robię co mogę.

- Co ona teraz myśli? - zapytałam niepewnie, odwracając swoją uwagę od tego, że chłopak słyszał wszystkie moje myśli. Liam przez chwilę się zawahał, ale w końcu mi odpowiedział.

- Jest przerażona sytuacją. Boi się spotkania z Kieranem. 

- Ale... Eh. - Kieran westchnął. Schował twarz w dłoniach i odetchnął głęboko. Niedawno wrócił z poszukiwań Jade, tak jak wszyscy, którzy jej szukali. Tylko Eleanor i Zayn zostali tutaj na wypadek, gdyby wróciła. Byłam w rozsypce. Co mogłabym zrobić, żeby jej pomóc? Na policzkach poczułam łzy. 

Rozśpiewana HistoriaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang