4. Ostrzeżenie

95 8 34
                                    

Przez kolejne dwa tygodnie każdego dnia Sebastian i Mallory spotykali się na wspólną naukę. Rzadko odwiedzali bibliotekę; najczęściej uczyli się na świeżym powietrzu, żeby korzystać z letniej pogody. Rozkładali koc na błoniach, siadali przy fontannie ze smokiem Dziedzińcu Transmutacji, wspinali się na najwyższy balkon w Szklarni, skąd rozciągał się widok na wzgórza.

We wtorek zbierało się na deszcz, więc Sebastian i Mallory zajęli miejsce w bibliotece pomiędzy dwoma wysokimi regałami. Siedzieli obok siebie. Na blacie, obok niskiego stosu podręczników, leżało opakowanie po dawno zjedzonych czekoladowych żabach, które przyniosła Mallory.

Zbliżała się godzina 14.00 i Sebastian robił się głodny. Miał ochotę na pieczoną kaczkę w miodzie, a do tego ziemniaczki z masłem i koperkiem... a na deser...

– Skup się, Sallow.

Niech to szlag, zapomniał, na co miał ochotę.

Przeniósł wzrok na Mallory, która obserwowała go uważnie zza grubego tomu "Historii Magii".

– Myślę – powiedział.

– Widzę. Tylko że nie o tym, co trzeba. Zrobiłeś zeza i choć przyznam, że wyglądało to zabawnie, nie mamy czasu na takie rozpraszanie się.

Mallory była bezwzględna w tej kwestii. Nie odpuszczała mu żadnego rozproszenia, zmiany tematu, zagadywania. Jednego dnia, gdy narzekał, że nauka z nią jest wyczerpująca, odpowiedziała, że to dobrze, bo to oznaczało, że przyswajał dużo wiedzy. I choć Sebastian nie chciał tego przyznać na głos, miała rację. Z każdym dniem odpowiadanie na jej pytania sprawiało mu coraz mniej trudu.

Był jej wdzięczny za to, jak skutecznie sprowadzała go na ziemię, gdy odlatywał myślami. Pomimo najlepszych chęci, samemu nigdy nie byłby w stanie uczyć się tak efektywnie przez kilka godzin dziennie.

On w zamian starał się przekazać jej jak najwięcej wiedzy praktycznej z rzucania zaklęć. Nie szło mu to najgorzej. Choć Mallory nie była w tym utalentowana, nadrabiała swoją zawziętością i szybko łapała podstawy nawet skomplikowanych zaklęć.

Sebastian nie miał złudzeń, że w tym układzie oboje zdadzą Owutemy z palcem w nosie.

– Przepraszam – powiedział. – Masz rację, zamyśliłem się. Jeszcze raz, jakie było pytanie?

Zamrugał oczami tak uroczo i przepraszająco, jak tylko potrafił. Mallory westchnęła, ale Sebastian zauważył rozbawione drgnięcie kącików jej ust.

– Z czego zasłynął Flavius Belby? – powtórzyła. – Na pewno to wiesz.

Sebastian sięgnął pamięcią naprawdę głęboko, znalazł się w ciemnych podziemiach swojego umysłu i choć świeciło się tam jedno odległe światło, nie mógł do niego dotrzeć.

– Nie mam pojęcia.

– Nie znalazłeś nigdy jego karty w Czekoladowej Żabie...?

Odległe światło w głowie Sebastiana nagle wpadło w jego ręce. Och, to było takie oczywiste!

– Odkrył, że Patronus odstrasza śmierciotulę. Był na wakacjach w Papui-Nowej Gwinei, obudziła go śmierciotula i odgonił ją tym właśnie zaklęciem.

Czekał na oklaski, ale Mallory tylko kiwnęła głową i zapytała:

– W którym roku?

– Yyy... Tysiąc siedemset... osiemdziesiątym trzecim?

– Osiemdziesiątym drugim – poprawiła go. – Jestem pod wrażeniem, Sallow, naprawdę szybko się uczysz.

Sebastian odchylił się do tyłu, balansując na tylnych nogach krzesła, splatając ręce na piersi.

Poprawka z Krukonką || Sebastian SallowWhere stories live. Discover now