7. Kociak w przebraniu lwa

54 7 17
                                    

Trzy dni przed egzaminami Sebastian usłyszał od Mallory coś, czego nigdy by się po niej nie spodziewał.

– Chętnie bym poszła do Trzech Mioteł na piwo kremowe.

Leżeli na przeciwległych sofach w pokoju wspólnym Ravenclaw, z głowami opartymi o podłokietniki i podręcznikami rozłożonymi na kolanach. Poprzedniego dnia skończyli już powtarzać cały materiał, teraz tylko upewniali się, że niczego nie pominęli i przypominali sobie pojedyncze informacje.

Przynajmniej Mallory to robiła, bo Sebastian na zmianę wyglądał za okno na kwitnące błonia, oglądał wymalowane na suficie konstelacje albo zamykał oczy i nie myślał o niczym. Choć egzamin był jeszcze przed nim, czuł się w pewien sposób spełniony. Jak kot, który upolował mysz, dostał w nagrodę pełną miskę karmy, a potem rozłożył się na słonecznym parapecie. Nie martwił się niczym. Ani przeszłością, ani przyszłością. Czerpał przyjemność z obecnej błogości.

Słysząc propozycję Mallory, leniwie otworzył oczy.

Jego serce przyspieszyło, gdy po raz kolejny tego dnia ujęło go jej piękno. Krawat pod jej szyją był poluzowany, włosy splecione niedbale w warkocz, jej buty leżały na dywanie. Każdy najmniejszy ruch – wzięcie oddechu, mrugnięcie, przewinięcie strony podręcznika, założenie kosmyku włosów za ucho – wykonywała opieszale, jakby nie dbała o mijający czas.

– Chyba się przesłyszałem – powiedział Sebastian, a na jego twarzy wykwitł uśmiech. – Ty? Do Trzech Mioteł?

Mallory zerknęła na niego z ukosa. Nawet w tym rozleniwionym stanie jej wzrok pozostawał przenikliwy.

– Skończyliśmy już cały materiał. Należy nam się chyba jakaś nagroda za całą tę ciężką pracę? – Uśmiechnęła się.

– Jesteś pewna, że nie chcesz jeszcze powtórzyć Reparo po raz dziesiąty? Mogłaś już zapomnieć od zeszłego tygodnia.

Jej uśmiech szybko zamienił się w teatralne oburzenie. Gwałtownie się wyprostowała. Złapała za leżącą obok niej poduszkę i cisnęła nią ostrzegawczo w Sallowa, a on złapał ją ze śmiechem i podłożył sobie pod plecy.

– Dzięki. Od razu wygodniej – powiedział.

Mallory opadła z powrotem na podłokietnik. Przewinęła kolejną stronę podręcznika, udając brak zainteresowania. Wzruszyła ramionami.

– Nie musimy iść, jak nie chcesz.

Po prawdzie Sebastian wolałby teraz położyć się obok niej, opleść ją ramionami i zdrzemnąć się, ale ponieważ to nie była jedna z opcji, mógł się zadowolić wyjściem do Trzech Mioteł. Namawiał ją przecież tyle razy.

– Chcę – powiedział. – Oczywiście, że chcę.

-ˋˏ ༻☆༺ ˎˊ-

Słońce chyliło się ku zachodowi, powietrze na zewnątrz było ciężkie i lepkie. W Trzech Miotłach przywitał ich przyjemny gwar. Był piątkowy wieczór, bar był więc pełen czarodziejów, którzy odpoczywali po całym tygodniu pracy. Magiczne instrumenty na podwyższeniu wygrywały folkową melodię, kilka stolików klaskało w rytm i podśpiewywało tekst znanej piosenki. Choć wydawało się to niemożliwe, Sebastianowi i Mallory udało się znaleźć wolny stolik przy oknie wychodzącym na główną ulicę.

Harmider panujący w barze był miłym kontrastem dla popołudniowego lenistwa. Hałas szybko zmył z ich oczu resztki rozleniwienia. Wesoła atmosfera była zaraźliwa, zaczęli się uśmiechać.

– Za udaną poprawkę z Owutemów – wzniosła toast Mallory, gdy dostali swoje zamówienie. Podnieśli swoje drewniane kufle, stuknęli nimi, a potem zamoczyli usta w słodkiej piance.

Poprawka z Krukonką || Sebastian SallowWhere stories live. Discover now