8. I żyli długo i szczęśliwie

68 6 12
                                    

Na peronie 9 i ¾ nikt nie czekał na czwórkę uczniów wracających z poprawki Owutemów.

Prewett wysiadł samotnie z ostatniego wagonu i ze spuszczoną głową skierował się w stronę wyjścia. Weasley, Sebastian i Mallory wyszli na peron, przystanęli przy wolnej ławce i odstawili swoje walizki na białe kafelki w kształcie rombów. Rozmawiali wesoło jeszcze przez kilka minut, po czym Weasley kolejny raz poprosił, żeby obiecali, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie, zabrał swoją torbę i odszedł.

Sebastian i Mallory odprowadzili go wzrokiem, aż zniknął w przejściu na końcu peronu, po czym odwrócili się do siebie i uśmiechnęli. Hogwart Express wciąż stygł na torach obok nich, młody konduktor zaglądał do kolejnych przedziałów, sprawdzając się, czy nikt nie zapomniał swojego bagażu.

– To były naprawdę przyjemne wakacje – przyznał Sebastian szczerze.

Mallory potaknęła.

– Lepsze, niż się tego spodziewałam. – Uśmiechnęli się jeszcze szerzej, ale Mallory szybko spoważniała. – Sebastianie... naprawdę ci dziękuję. Za pomoc w nauce, za pióro, za stanięcie w mojej obronie... po prostu za bycie dobrym przyjacielem. Przyznam szczerze, że źle cię oceniałam, gdy jeszcze chodziliśmy do Hogwartu. Myślałam, że jesteś nieznośnym i aroganckim dupkiem, ale naprawdę masz dobre serce.

Sebastianowi spodobał się taki komplement. Zdecydowanie częściej zdarzało mu się słyszeć, że jest przystojny albo zabawny, ale mało kto doceniał jego lojalność. Szczególnie jeśli chodziło o członków innych domów, którzy patrzyli na Slytherin jak na gniazdo węży, którym nie można ufać.

– Dziękuję. Ja ciebie też źle oceniłem. Myślałem, że jesteś przemądrzałą i nadętą Krukonką, ale myliłem się. Nie jesteś aż tak przemądrzała i nadęta.

– Hej! – Mallory szturchnęła go w ramię. – Ja ci dałam prawdziwy komplement.

Sebastian podniósł ręce w geście poddania się.

– A ja ci nie dawałem komplementów? Praktycznie codziennie przez całe dwa miesiące. Mam wrażenie, że jeśli już, to ty wisisz mi ich co najmniej sto pięćdziesiąt.

– Och, liczyłeś? – wytknęła mu żartobliwie.

– Tak, żeby móc ci to potem wypomnieć w takiej sytuacji jak ta.

Mallory pokręciła głową.

– Nie spodziewałam się, że umiesz liczyć.

– Do stu pięćdziesięciu jeszcze tak. Potem już gorzej mi idzie.

Znów spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się, a ich oczy rozświetliła sympatia.

Sebastiana wypełniło ciepło i nadzieja. Bliskość Mallory sprawiała, że czuł się lżej. Uśmiech przychodził mu z większą łatwością niż zwykle, miał wrażenie, że świat stawał się przyjaźniejszy, bardziej otwarty.

Jednocześnie poczuł ukłucie żalu.

To był też czas, żeby się pożegnać. Choć nie było to pożegnanie na zawsze, nie było też łatwe. Gdy się rozejdą, będzie musiał czekać co najmniej dwa tygodnie, żeby znowu się z nią skontaktować. Tak się w końcu umówili – będzie mógł zaprosić Mallory na prawdziwą randkę dopiero po otrzymaniu wyników z Owutemów. Ten czas wydawał mu się okrutnie długi.

– Powinnam już iść – powiedziała Mallory. – Obiecałam mamie, że odwiedzę ją w biurze, gdy tylko wrócę.

Sebastian pokiwał głową, zmuszając się do delikatnego uśmiechu. Nie chciał zdradzić, jak bardzo będzie za nią tęsknił.

Poprawka z Krukonką || Sebastian SallowWhere stories live. Discover now