Rozdział 4

69 5 0
                                    

Następnego dnia obudziłem się wcześnie więc poszedłem do Szczerbatka, kiedy tam dotarłem od razu dałem mu kosz ryb który wziąłem że sobą. Szczerbatek oczywiście zjadł cały kosz ryb w minutę. Ah jak ten gad dużo i szybko je ale kocham go najbardziej na świecie.

- Szczerbatek, co się stanie jeśli nie uda mi się przekonać wikingów do smoków, znaczy wiem, że planowaliśmy i tak uciec, ale nie chcę żeby wciąż zabijali te cudowne zwierzęta - powiedziałem i od razu Szczerbatek przyszedł do mnie i położył swoją głowę na moich kolanach - tak się cieszę że cię mam kolego

- gru gru - Szczerbatek powiedział po swojemu i wziąłem to że "też się ciesze że cię mam czkawka"

Po krótkiej "rozmowie" udaliśmy się na lot, który trochę nam się przedłużył i jak wylądowaliśmy szybko pożegnałem się z Szczerbatkiem i pobiegłem na szkolenie

- o nie nie nie nie spóźnię się - powiedziałem w myślach i szybko pobiegłem, gdy dotarłem na miejsce zobaczyłem że dziś walczymy z śmietnikiem zębaczem - świetnie drzwi od areny zamknięte - wszedłem na trybuny i wszedłem na dach

- dobra raz się żyje - powiedziałem

- czkawka co ty chcesz... - pyskacz nie dokończył bo skoczyłem do środka areny, może to były jakieś 3 metry ale kto by się przejmował - czkawka na tora wszystko w porządku?

- tak pyskacz wszystko git - odpowiedziałem i od razu zobaczyłem jak wichura - śmietnik leci na śledzika ale ten uciekł i się schował, następnie poleciał do bliźniaków ale ci oczywiście się kłócili i odpadli. Sączysmark odpadł jak zwykle przez nędzne podrywanie Astrid. Zostaliśmy tylko ja i Astrid, ciekawie będzie. Wichura oczywiście mnie by nie zaatakowała więc pobiegła do Astrid, ale jak zobaczyłem że ona na nią z toporem biegnie z okrzykiem bojowym, to pobiegłem do smoka i podrapałem go w czuły punkt i od razu upadł pod moje nogi. Astrid zatrzymała się i patrzyła na mnie z zdziwieniem

Pyskacz  oznajmił że koniec na dziś, a ja pobiegłem szybko do domu po rzeczy i od razu do lasu do mojego smoczego przyjeciala.

- cześć mordko, zastanawiam się czy nie chcesz ze mną poćwiczyć - smok oczywiście się zgodził i zaczęliśmy trening

Na początku zrobiłem rozgrzewkę i zacząłem robić 1000 pompek oczywiście mój cudowny gad pilnował mnie żebym nie przestał ( sam o to prosiłem ) i jak coś nie poszło dobrze strzelał plazmą przy mnie, ale na taką odległość by mi się nic nie stało. Po udanym treningu pobiegliśmy sobie trochę z Szczerbatkiem aż zaczęło się ściemniać.

Pożegnałem się z Szczerbatkiem i poszedłem do domu, gdy już wchodziłem zobaczyłem że ktoś jest w środku od razu zobaczyłem że to gbur.

- no czkawka nareszcie, już myślałem że coś ci się w lesie stało - powiedział pyskacz

- spokojnie nic mi nie jest, a co cię tu sprowadza - zapytałem

- świetnie sobie radzisz z smokami i widać że coś ćwiczysz, więc co zamierzasz powiedzieć Stoickowi jak wróci - zapytał, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć, westchnąłem

- nie wiem pyskacz, naprawdę nie wiem - powiedziałem szczerze

- no słuchaj młody może już czas żeby powiedzieć, trochę czasu minęło - powiedział - przemyśl to

- dobra pyskacz przemyśle, ale teraz przepraszam jestem zmęczony - powiedziałem

- okej tylko nie spóźnij mi się jutro na szkolenie - powiedział

- tak jest - zasulutowałem

Pyskacz wyszedł, a ja poszedłem do łóżka i zastanawiałem się nad słowami Pyskacza, aż zasnąłem

Witajcie kochani, kolejny rozdział, jak się wam podoba? Czy czkawka powie Stoickowi o jego ćwiczeniach? Jak myślicie?

Serce i Rozum - Jak wytresować SmokaWhere stories live. Discover now