Prawie wolna

27 9 0
                                    

Pov. Bloom...

Niepewnie usiadłam na wolnym miejscu przy stoliku obok Emily.
Lord Bartleby stał przez chwilę w osłupieniu,po czym tak po prostu bez słowa odszedł od stołu i zniknął w jednym z korytarzy.

Moi rodzice,jak i pozostali,wpatrywali się we mnie oszołomieni i nie byłam w stanie zrozumieć skąd ta nagła zmiana zachowania.
Nie miałam jednak wątpliwości co do tego,że ten,który zostawił mi tę suknię dobrze wiedział co robi. Zdezorientowanie malujące się na twarzy mojej siostry,jej męża i dzieci wciąż było spowodowane tym,że tak samo jak ja,nie byli w stanie zrozumieć,co właśnie się zmieniło.

Jaki czar,jakie nigdy niewypowiedziane zaklęcie sprawiło,że w jednej chwili było w stanie zniszczyć szczęście wraz z ulubioną porcelanową filiżanką mojej mamy?

Przez długą chwilę w jadalni panowała cisza.
Reszta śniadania również upłynęła w milczeniu.
Daphne i Thoren odeszli od stołu w zupełnym milczeniu,jakby sami nie byli pewni,czy mogą przerwać panującą w pomieszczeniu ciszę.
Selena poszła za nimi,a moje dzieci czekając na jakiś znak z mojej strony,który wbrew ich oczekiwaniom wcale nie nadszedł, ruszyły za nimi.
Zostałam sama z moimi rodzicami. Cisza,która zapadła między nami sprawiała,że byłam w stanie usłyszeć tykanie zegara w jednym z korytarzy,który swą tajemną melodią chciał przekazać mi coś bardzo ważnego,lecz ja nie rozumiałam słów jego melodii,jedyne co byłam w stanie zrozumieć to...to,że nasz czas ucieka.

Wstałam od stołu, kiedy dźwięki jego "melodii" zmieszane z ciszą i chłodem,który zapanował między nami stał się nie do zniesienia.

- Usiądź - usłyszałam głos mojego ojca i choć nie brzmiało to jak rozkaz,nie było również prośbą,lecz mimo tego zrobiłam to, czego chciał czując,że nie mogłabym tak po prostu odejść.
- Jest tutaj ktoś,kto bardzo chce z Tobą porozmawiać - dodał i razem z moją mamą,która z jakiegoś powodu nawet nie odważyła się na mnie spojrzeć,wyszedł z pomieszczenia.

Sekunda za sekundą mijały,a ja siedziałam przy stole sama nie wiedząc na czyje przybicie czekam, jednak kiedy za plecami usłyszałam znajomy głos, zrozumiałam,że to nie ja czekałam na nią...to Ona czekała na mnie.

- Miło Cię widzieć,Bloom.
Wreszcie w rzeczywistym świecie,a nie z głową w chmurach pełnej wspomnień. Świat,który tak kochasz...nie jest prawdziwy - słysząc ten boleśnie znajomy głos, zacisnęłam dłoń w pięść czując,jak gdyby wszystkie moje kości zaraz miały pęknąć.

Głos,który kiedyś mnie uspokajał, pocieszał w trudnych chwilach i zapewniał o tym jak wyjątkowa i niezastąpiona jestem tylko po to,abym uwierzyła,że jestem jedyną osobą,która może uratować ten nic nie znaczący już świat oparty na wiecznym kłamstwie, teraz sprawiał mi ból.
Ból o wiele gorszy od tego,który mogły sprawić czyny.

- Jeśli świat,który znamy jest oparty na kłamstwie,to ten świat,który istnieje tylko w mojej głowie jest bardziej prawdziwy niż którykolwiek z tych istniejących - odparłam nawet nie odwracając się w jej stronę,dobrze wiedząc,że zaraz sama podejdzie bliżej mnie i nie myliłam się.

Już po chwili usiadła naprzeciw mnie,a ja zdałam sobie sprawę z tego,że nawet nie słyszałam jej zbliżających się w moją stronę kroków.
Patrząc w moje oczy,które kiedyś były pełne podziwu dla jej osoby,teraz były wypełnione nienawiścią do niej,a Ona nie była z tego faktu zadowolna.
No bo któż mógłby cieszyć się z tego,że jego marionetka,ta która na zawsze miała pozostać pod kontrolą swojego właściciela, wreszcie wydostała się na wolność i dostała to,o czym skrycie marzyła od osoby,od której nigdy nie zdawała się tego dostać?

Moi rodzice z pewnością ukrywali wiele tajemnic,lecz Ona była w stanie odkryć je wszystkie zanim ją zdążyłam to zrobić i prawie zawsze przewidzieć mój następny ruch,który tak naprawdę nie był mój,bo to Ona go zaplanowała tak,abym wierzyła,że sama tego chciałam.
Żebym wierzyła,że to ja mam kontrolę nad swoim życiem i przeznaczeniem,że ratowanie Alfeii i magicznego świata,to od samego początku był mój wybór i rzeczywiście...na początku chciałam tego.
Nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo pragnęłam stać się jedną z bohaterek książek o magii i czarodziejkach,które tak często czytałam,ale późnej zrozumiałam,że to wcale nie tego chciałam.
Mogłoby się wydawać,że świat magii tak bardzo różni się od tego ziemskiego.
Czarodziejki,które w nim żyją wcale nie są takie jak zwykli ludzie,ale w rzeczywistości mają o wiele więcej z nimi wspólnego niż się wydaje. Mimo iż są magicznymi stworzeniami potrafią czuć, kochać,cierpieć i nienawidzić równie mocno jak ludzie.
Prawie każda z nich zawsze walczyła o dobro i poświęcała się dla dobra innych,często poświęcały coś o wiele bardziej ważnego niż życie,które jak mogłoby się wydawać,jest bezcenne.
Poświęcały siebie,swoje pragnienia,marzenia,szczęście i miłość,dla dobra świata,który przysięgły bronić.
Bo czy istnieje większy ból od tego, który czuły...od tego,który czułam również ja?
Świadomość,że kochasz kogoś,kogo nigdy nie będziesz mieć i co więcej będziesz musiała zginąć z powodu tej miłości...albo On...albo Ty.
I nawet jeśli wygrasz w
"imię dobra" odbierając życie osobie,którą skrycie darzyłaś uczuciem silniejszym od nienawiści czujesz,że przegrałaś,bo zabijając jego,zabiłaś również siebie,a On,kiedy powrócił poraz drugi...wcale nie chciał mnie skrzywdzić,nie zabił mnie,On sprawił,że ożyłam...
Naprawił mnie,nauczył mnie jak to jest żyć nie będąc niewolnikiem zobowiązań i co więcej,własnych ograniczeń.
Pokazał mi,że nawet potwory potrafią kochać,lecz nie wiedzą jak to robić,bo nikt nigdy wcześniej nie pokazał ani nie obdarzył ich tym uczuciem.

(𝑁𝐼𝐸)𝑆𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦        𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz