Teraźniejszość
Pov. Emily...
- Dobranoc,córeczko.
Pamiętaj,że bardzo Cię kocham i zawsze,kiedy będziesz mnie potrzebować,ja będę przy Tobie - powiedziała Bloom,całując mnie w czoło,po czym zniknęła za drzwiami pokoju.I zostałam sama...boleśnie sama. Rozpłakałam się,a mój płacz mieszający się z dźwiękami deszczu uderzającego o szybę,ukołysał mnie do snu...
🥀
Przez moment po obudzeniu myślałam,że wciąż jestem w swoim pokoju razem z Lily,a za ścianą obok są nasi rodzice,lecz nie. Nie byłam w swoim pokoju,nie byłam nawet w łóżku.
Kolejne zwiędłe płatki róż świadczyły o tym,że znów leżałam na podłodze.
Nie ważne jak bardzo starałam się dbać o kwiaty,one z każdym dniem powoli umierały.
Nie miało znaczenia również to,jak wiele wysiłku wkładałam w to,aby zachować pełną świadomość tego,co się dzieje.
Za każdym razem,gdy tylko zaczynałam tańczyć,odczuwałam ból. Przeszywający ból,który nie pozwalał mi stawiać kolejnych kroków i za każdym razem mdlałam,a mimo to uparcie podnosiłam się,aby wstać i tańczyć dalej.Komu i co chciałam w ten sposób udowodnić? To,że choć jestem słaba zawsze mam siłę,aby się podnieść po to,by po chwili znów upaść?
Długie westchnienie wypełniło ciszę panującą w całym domu.
W końcu musiałam dopuścić do siebie myśli,że na jakiś czas będę musiała znów zrezygnować z baletu,dla dobra mojego i tak już zranionego i wyczerpanego ciała.
Wiedziałam,że tak duży wysiłek fizyczny mi szkodzi,ale bałam się,że jeśli przestanę nigdy więcej nie będę mogła wrócić do tańca, który przecież był wszystkim co jeszcze nadawało mojemu życiu jakikolwiek sens. Bycie baletnicą było jedynym z niewielu marzeń,jakie udało mi się w pewnym sensie spełnić.
Zbyt wiele czasu poświęciłam na ćwiczenia,aby tak łatwo się poddać.- Tylko kilka dni przerwy i znów będę mogła zacząć na nowo - zapewniłam samą siebie, wychodząc z domu i idąc w stronę ogrodu...
🥀🥀
Chłody wiatr z pewnością pomagał mi dojść do siebie i pozbierać myśli. Niewiele myśląc ruszyłam w stronę krzewów róż.
Dopiero kiedy uklękłam przy nich pozwoliłam sobie,aby sen,który śniłam na chwilę podczas omdlenia,na nowo wypełnił mój umysł.Dlaczego tak źle się z tym czuję,skoro samotność nie jest dla mnie niczym obcym?
Przecież od zawsze byłam sama,więc dlaczego teraz,gdy wreszcie jestem wolna zamiast cieszyć się tą wolnością i spokojem ja niecierpliwie oczekuję czyjegoś przybicia? Czyjeś obecności?Choć nie słyszałam nic niepokojącego podświadomie uniosłam głowę,czując czyjąś obecność.
Dostrzegłam jakiś cień czający się pośród drzew.
Czy to jakieś dzikie zwierzę? Potwór? Znajoma postać? Przyglądałam się mu przez dłuższy czas,aż wreszcie doszłam do wniosku,że żadna żywa istota nie byłaby w stanie tak długo stać bez ruchu. Z westchnieniem odwróciłam wzrok od żelaznej bramy.- Doskonale wiedziałaś,Emily. Wiedziałaś,że nikogo tam nie było tyle tylko,że wolisz stawiać czoło potworom czającym się w ciemnościach lasu,niż własnym wspomnieniom - odezwał się znajomy kobiecy głos w moim umyśle,lecz tak jak poprzednim razem postanowiłam go zignorować.
Ile razy ta obca kobieta będzie wkradać się do mojego umysłu i zatruwać moje sny wizjami życia, które nigdy się nie spełnią?
Czego ode mnie chciała?
Może po prostu uświadomić mi,że nawet ona wie,czego chcę,ale jestem zbyt niepewna by się do tego przyznać? Mijały dni,a ten który zwrócił mi wolność się nie pojawiał. I tak nigdy nie wierzyłam,że mogłoby łączyć mnie i kogoś innego coś tak niezwykłego jak łączyło Bloom i Valtora,więc dlaczego tak często nocami,siedząc sama na balkonie,zastanawiałam się,czy kiedyś do mnie przyjdzie?
CZYTASZ
(𝑁𝐼𝐸)𝑆𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓
Fanfiction𝘒𝘖𝘕𝘛𝘠𝘕𝘜𝘈𝘊𝘑𝘈 𝘬𝘴𝘪ąż𝘬𝘪 "𝘒𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘴𝘬𝘰ń𝘤𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘮ó𝘫 𝘤𝘻𝘢𝘴. 𝘉𝘭𝘰𝘰𝘮 𝘹 𝘝𝘢𝘭𝘵𝘰𝘳" 𝑆𝑇𝑅𝐴Ż𝑁𝐼𝐶𝑌 𝑃𝑅𝑍𝐸𝑍𝑁𝐴𝐶𝑍𝐸𝑁𝐼𝐴. Klucz do szczęścia cz.I : (Nie)Spełnione marzenie 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓 "Każdy z n...