Rozdział 22

201 8 1
                                    


*Pov' s Fred*

          Została tylko ona, ta cudowna brunetka z zajebistym poczuciem humoru. Najlepsza przyjaciółka ale również członek w jakimś stopniu, rodziny. Ale czy dla mnie? Nie wiem. Podszedłem do niej od tyłu kiedy tylko mój brat się od niej odsunął, to nie tak, że patrzyłem na niego jakbym miał go zabić za jeszcze kilka sekund rozmowy z dziewczyną.

- Witam piękną panią, znowu – powiedziałem kiedy znalazłem się przed nią.

- Witam, witam pana od krawatu – zaśmiała się.

- Ile jeszcze mi to będziesz wypowiadać? – zapytałem.

- Zobaczę, jak mi się znudzi – rzekła i złapała mnie za dłoń. – Wszystkiego dobrego, zdrowia szczęścia. Pieniędzy bo to ważne. Żebyś sobie kogoś w końcu znalazł i żebyśmy się przyjaźnili aż do śmierci- i złamała opłatek.

- Esme, wszystkiego co ty mi życzyłaś kieruje również do ciebie. Jakby nie patrzeć mamy takie same problemy. Ale tak od siebie. To chce abys zostawiła te swoje kule, wole jak ja idę obok ciebie a nie one.

- Fred, boje się ciebie, ale jak już zaproponowałeś pomoc, to bardzo dziękuję – zaśmiała się przytulając się do mnie i łamiąc opłatek.

Czy ja właśnie obiecałem jej pomoc w chodzeniu do końca rehabilitacji? Możliwe.

- No dzieciaki, siadajcie. Nie po to stałam tyle przy kuchni, żeby się teraz zmarnowało- powiedziała mama.

- Na mojej warcie, nic się nie zmarnuje- krzyknął Ron, podbiegając z drugiego końca jadalni, na swoje miejsce. Wszyscy zrobiliśmy to co on i tak minęła nam kolejna godzina na rozmawianiu i jedzeniu potraw przyrządzonych przez naszą mamę.

- Chyba czas na prezenty co nie dzieci? – zapytał po posiłku tata, wstając pomału z krzesła i kierując się w stronę choinki. Automatycznie każdy ruszył za nim a ja jak obiecałem pomogłem Esme z dotarciem na kanapę. Posadziłem ją na niej delikatnie i zasiadłem obok brunetki.

- No, kogo my tu mamy pierwszego? – spytał siebie ojciec po czym sięgnął po pierwszy prezent. – O dla Ginny

Ginny sięgnęła po pakunek i go otworzyła. W środku znajdowało się limitowane wydanie „Quidditch'a przez wieki". Uśmiech na jej twarzy był nie do opisania!

- Esme, to od ciebie? – zapytała po chwili.

- Nie i wybaczcie nie mam dla was nic. Przez ten cały wypadek nic nie zdążyłam kupić – powiedziała lekko spuszczając głowę.

- Nic się nie stało Esme. Ważne, że jesteś tu z nami – powiedziałem na co reszta przytaknęła.

- Ale nie martwcie się, kupie wam coś na sylwestra – od razu odpowiedziała.

- Esme!! – krzyknęliśmy wszyscy.

- No co?!

- Dobra idziemy dalej – odpowiedział nasz tata i szperał w prezentach. Kiedy rozdał większość, czyli robótki mamy, każdemu z obecnych doszedł to tych mniejszych prezentów. Którymi troszkę się stresowałem.

- Dla Esme – usłyszałem.

- O ciekawe co my tu mamy – powiedziała, kiedy podałem jej pakunek z rąk taty. Stresowałem się, ponieważ prezent był ode mnie. Nie ode mnie i Georga, tylko ja go zrobiłem. Dziewczyna pomału rozpakowywała pudełko a ja z niecierpliwością patrzyłem jaką będzie miała reakcję. Nie powiem drogie to było więc chciałem aby się jej spodobało.

- Jest śliczny... - usłyszałem cichą odpowiedź gryfonki. Przyglądała się łańcuszkowi z zawieszką gwiazdy. Jednak to nie był koniec. Na zawieszce był minimalny napis „Freddie". Zauważyłem uśmiech na jej twarzy co sugerowało, że przeczytała napis.

- I co tam jest napisane? – zapytał Ron.

- Em, nie wiem potem dokładniej zobaczę – powiedziała i włożyła naszyjnik z powrotem do pojemnika i nachyliła się do mnie, ponieważ siedziałem już dawno na ziemi.

- Porozmawiamy potem – tylko to mi powiedziała. Nie wiem czy to dobrze czy źle.

- O dla Georga – z moich zamyśleni wyrwał mnie głos taty.

- Dawaj Esme, zgadujemy od kogo. 3, 2, 1 - powiedziałem do dziewczyny.

- Od Nevady! – zaśmialiśmy się razem krzycząc imię naszej przyjaciółki, na co George się zarumienił przez co jeszcze bardziej się śmialiśmy.

- Dobra cicho tam – uciszył nas i położył nie odpakowany prezent obok siebie.

            Prezenty się skończyły więc każdy ruszył pomóc mamie w kuchni. Nawet Blyssen pomagała, mimo sprzeciwu mamy. Brunetka zagroziła jej, że jak jej nie pozwoli posprzątać, nie będzie ubierać sweterka. No to dopiero groźba dla naszej mamy. Więc wszyscy, nawet kaleka sprzątali. Po około półgodzinie, każdy zebrał swoje prezenty i ruszył do swojego pokoju. Jednak chyba nie każdy. Ktoś siedział na kanapie, patrząc na coś w swoich rękach. Podszedłem tam a na sofie siedziała Esme.

- Jest piękny – powiedziała dalej wpatrując się w biżuterię.

- Mam taki sam, zobacz – po czym usiadłem obok niej z spod kołnierza wyciągnąłem identyczny naszyjnik co podarowany dziewczynie – Różnią się jedynie napisem. Ja mam „Esmie" a ty „Freddie".

- Słodkie, jeszcze raz dziękuję – złapała mnie mocno w uścisku i trwaliśmy tak chwilę po czym odwróciła się do mnie tyłem odgarniając włosy. – Zapniesz? Nie będę tego przecież cały czas nosić w kieszeni – zaśmiała się.

Bez słowa złapałem za łańcuszek i delikatnie zapiąłem na szyi dziewczyny.

- No muszę przyznać, ze wygląda lepiej niż to sobie wyobraziłem – uznałem patrząc na biżuterie dziewczyny.

- Wesołych świąt Freddie – uśmiechnęła się brunetka.

- Wesołych Esmie – po czym delikatnie wstałem. – Zaprowadzić cię na górę?

- Chyba zostanę, nie mam siły iść na 2 piętro – zaśmiała się delikatnie kładąc się na kanapie.

- No dobra to ja będę...

- Zostaniesz ze mną?- przerwała mi. – Chociaż aż nie zasnę. Proszę.

- No dobra, w końcu obiecałem pomoc – powiedziałem wzruszając ramionami. W głębi duszy, bardzo mi się podobał ten plan. Położyłem się za dziewczyną i przykryłem nas kocem, który ojciec dostał od mamy w prezencie.

- Dobranoc – powiedziałem, na co dostałem taką somą odpowiedz tylko kilka razy cichszą. Nawet się nie zorientowałem, kiedy zasnąłem u boku dziewczyny. I to nie pierwszy raz...

FriendShip / Fred Weasley 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz