Rozdział 33

162 8 3
                                    


*Pov' s Esme*

           Znowu ten koszmarny dźwięk. Budzik dryndał już od 15 minut nad moim uchem i nie chciał przestać.

- Esme wyłącz to gówno – mruczała Collins, której twarz była od tych kilku minut pod kołdrą.

- Nie chce mi się – odpowiedziałam bardziej przykrywając się pierzyną. – jest za daleko. Sama po niego wstań...

- Ale to twój budzik.

- I co z tego? – spytałam, ale nagle zegarek przestał dzwonić. Pomału wyciągnęłam głowę spod kołdry i spojrzałam w stronę, gdzie stał denerwujący przedmiot. Obok jednak zobaczyłam kogoś mniej denerwującego.

- George? A ty co? – spytałam jednak chłopak nie zdążył mi odpowiedzieć bo niebieskooka rzuciła się na niego, jak wilk na zajączka.

- Przyszedłem wyłączyć w końcu to cholerstwo oraz zobaczyć moja piękną dziewczynę – po czym pocałował Nevadę w usta.

- Jak słodko, chyba będę rzygać tęczą – powiedziałam udając odruchy wymiotne.

- Nie przesadzaj Esme, sama mówiłaś, że miłość to nic strasznego – odpowiedział rudzielec.

- Ale ohydnego – powiedziałam i ruszyłam do szafy aby wziąć mundurek. Po tym weszłam do łazienki, wcześniej upewniając się, że Greg w niej nie ma. Umyłam zęby, oraz rozczesałam w końcu włosy. Ubrałam się w czarny mundur z herbem Gryffindoru i do tego ołówkową spódniczkę. Był to jedyny znienawidzony przeze mnie element mundurku. Te durne spódniczki. W końcu po ponad 5 minutach wyszłam z łazienki do której od razu weszła Collins. Postanowiłam spakować potrzebne książki do torby przy czym rozmawiałam z Weasleyem.

- Widzę, że miłość kwitnie – zaśmiałam się.

- Nawet nie wiesz jak bardzo! Jak się cieszę, że wtedy cię posłuchałem i poszliśmy razem do Hogsmade – powiedział rozmarzony siadając na łóżku blondynki.

- No widzisz? Ja to daje same dobre rady – powiedziałam odwracając się do niego i opierając o krawędź biurka.

- Ta, ale najlepiej jakbyś też się do nich stosowała

- O co ci chodzi?

- Nie ważne – powiedział kiedy blondynka wyszła również przebrana z łazienki.

- To co? Śniadanko? – spytała biorąc torbę z książkami.

- Pewnie – powiedział pospiesznie chłopak idąc za swoją dziewczyną, która była już w progu. – A ty Esme idziesz?

- Nie, ja pójdę już pod eliksiry, powtórzę sobie ostatni temat – uznałam. Chciałam dać im chwile sam na sam. Długo się nie widzieli, według logiki blondynki. Ale w sumie skąd ja miałam wiedzieć co oni czują? Nigdy nie byłam w nikim tak szaleńczo zakochana. Dopakowałam resztę potrzebnych mi rzeczy na lekcję i ruszyłam w stronę lochów gdzie miała się odbyć lekcja eliksirów.

             W końcu dotarłam pod daną salę, gdzie Snape niszczył humory, każdemu napotkanemu uczniowi nie ze Slytherinu. No może oprócz mi. Nauczyciel nie miał prawa kwestionować moich zdolności do wywarów. No nawet jakby się uparł, nie było szans. Usiadłam pod zimną ścianą budynku. Wiadomo, że ściany Hogwartu były zimne, ale te w lochach, wyjątkowo. Nic dziwnego, były otaczane przez jezioro. Czytałam o eliksirze wymiotnym kiedy ktoś nagle zasłonił mi jedyne źródło światła na tym korytarzu.

- Nott? – spytałam, pomału wstając.

- Witaj Esme, co tu robisz o tej porze? – spytał podchodząc bliżej mnie i delikatnie całując w policzek.

- Wiesz no, lekcje mam ze Snapem... Zaczynamy za 10 minut.

- To czemu tu jesteś a nie na śniadaniu? – spytał coraz bardziej zmniejszając odległość między nami.

- Nie byłam głodna – skłamałam a odległość między nami sprawiała, że czułam dyskomfort. - Wybacz Theo, ale chciałabym się pouczyć.

- Możemy się razem pouczyć skarbie – szepnął delikatnie muskając moje ucho.

- Nie, dziękuję – odpowiedziałam próbując się wydostać z pułapki chłopaka.

- Ale to nie było pytanie – odrzekł zbliżając się wciąż w moją stronę.

- Zostaw ją! – nagle z końca korytarza wydobył się dla mnie bardzo znajomy głos. Fred. Ten to wie kiedy się zjawić.

- Przecież nic jej nie robię! – odpowiedział brunet. – Do zobaczenia później skarbie – szepnął do mnie i odszedł w przeciwnym kierunku. Od razu gryfon podszedł do mnie i mocno uściskał.

- Nic ci nie jest Esmie? Nic ci nie zrobił? – pytał troskliwie.

- Spokojnie, nic mi nie zrobił. A przynajmniej nie zdarzył – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Co bby było gdyby Fred się wtedy tam nie pojawił. Czy Nott by mnie wykorzystał? – A tak w ogóle. Co ty tu robisz tu tak wcześnie? Jeszcze 10 minut. Ty to zazwyczaj przychodzisz na ostanią chwilę.

- Słyszałem od mojego kochanego braciszka i jego fantastycznej dziewczyny, że siedzisz tu sama. Uznałem, że dotrzymam ci towarzystwa.

- Super, znowu będziemy się im tłumaczyć czego my tu nie robiliśmy – chłopak popatrzył się na mnie jak na debila. – Ostatnio jak zostaliśmy na 2 minuty razem, George myślał, że już robimy coś „niegrzecznego" jak to on mówi – na te słowa chłopak wybuchnął śmiechem. – Nie śmiej się debilu! – oburzona uderzyłam go w ramię.

- No dobra już nie bij! – uśmiechnął się do mnie.

Uczniowie zaczęli się zbierać na lekcje, w sumie to gryfoni. Puchoni pewnie się bali wejść do lochów, a co dopiero do samego ich serca – Sali nietoperza.

- No proszę widzę, że gryfoni w końcu są na czas – syknął nauczyciel kiedy zauważył wszystkich gryfonów przy Sali. – No co tak stoicie? Mam wam wysłać zaproszenie gołębiem, że trzeba wejść do klasy.

- Trzeba – mruknął Fred.

- Weasley, ja to słyszę. Już do klasy! – uniósł się, po czym wszedł do klasy z prędkością światła.

FriendShip / Fred Weasley 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz