25. Urodzinowy północny deszcz

255 23 19
                                    

NASTĘPNY ROZDZIAŁ : EPILOG

epilog jeszcze dzisiaj o 23:00

a teraz wiecie, co robić

Twitter: #middlewattpl
_____

Pierwszy tydzień kwietnia. Urodziny Roweny. Miała teraz 21 lat. Powinna być szczęśliwa, przecież była właśnie pełnoletnia. Łza jednak spłynęła po jej policzku, od razu skapnęła na jej ubranie. Nikt jej nie zauważył.

W bladoróżowej, tiulowej sukience stała z boku. Goście na urodzinowym bankiecie bawili się na parkiecie. Goście... Pf, po prostu jakieś wysokie szychy, których zaproszenie miało pomóc firmie.

Spojrzała na wazon róż. Wiele ich było tego wieczora. Były one wszędzie w sali; miała też je wplątane we włosach. Nie rozumiała tego, przecież Georgia nienawidziła tych kwiatów. Miała więc podejrzenia, że cały bankiet i jego wystrój był skoordynowany przez Henry'iego. Zacisnęła zęby, wpatrując się w przeklęte róże. Róże oznaczały jej koniec. To był znak symbolizujący ostatki jej wolności.

Nienawidziła róż w swoim życiu.

Dlatego od jutra miała zamiar kąpać się w ich płatkach.

Bo od jutra jej życie miało przestać być jej życiem. Nadszedł dzień, który miał nadejść prędzej czy później. Ślub.

Nie czuła już duszącej paniki. Nie czuła, że wszystko ma się zawalić. To po prostu... Było. Starał się to przyjąć z podniesioną głową. Albo raczej udawać.

Pocieszało ją przynajmniej to, że miała plan. I to dość szczegółowy. Nie miała zamiaru do końca swoich dni żyć nieswoim życiem. Miała zdobyć dowody, zrobić chaos w mediach, pogrzebać Russell Company, żeby już żadne dziecko z nazwiskiem Russell nie musiało przechodzić tego, co ona.

Mimo to wiedziała, że utraci cząstkę siebie. Małżeństwo z Henrym, urodzenie mu dzieci. Jednak powtarzała sobie, że jest odważna, że sobie poradzi. Wiedziała, że musi się zdobyć na poświęcenie. Musiała.

Musiała zniszczyć rodzinę Russell od środka.

Uniosła wzrok, czując na sobie czyjeś spojrzenie. Jej skóra pokryła się gęsią skórką. Czuła, że oczy ponownie zachodzą jej łzami. Jednak tym razem im się nie dała i nie wypuściła ani jednej na powierzchnie.

Z drżącym oddechem zrobiła jeden krok w przód, potem kolejny i kolejny. On również, najpierw jeden niepewny, a następnie jeszcze jeden i potem następny. Spotkali się na parkiecie. Patrzyli sobie w oczy, w których już nie raz się zgubili. Obydwoje przypominali sobie wczorajszy wieczór i co wtedy robili.

Rozmawiali. Płakali. Płakali razem.

Teraz nie mogli tego zrobić. Wokół byli ludzie. Dlatego po prostu jego lewa dłoń opadła na jej talię, a jej na jego ramię. Spletli swoje palce w prawych dłoniach. Tak mocno się chwycili, jakby jutra miało nie być. Jakby nadal do siebie należeli.

Wtedy też w tle zaczęła wybrzmiewać nowa piosenka.

Rain, he wanted it comfortable
(Deszcz, on chciał wygody)
I wanted that pain
(Ja chciałam tego bólu)
He wanted a bride
(On chciał panny młodej)
I was making my own name
(Ja chciałam wyrobić swoje nazwisko, zyskać reputację)
Chasing that fame
(W pogoni za tą sławą)
He stayed the same
(On został taki sam)
All of me changed like midnight
(Wszystko we mnie zmieniło się jak północ)

MIDDAY [18+] | ᴅʏʟᴏɢɪᴀ ᴍɪᴅᴅʟᴇDonde viven las historias. Descúbrelo ahora