1.

81 12 14
                                    

No artist tolerates reality
~Nietzsche

Żaden artysta nie toleruje rzeczywistości
~Nietzsche

Obudziłam się po szóstej. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czarną spódnicę, rajstopy i czarną luźną koszulę.

Usiadłam przy toaletce. Na samym początku zaczęłam zakrywać wszystkie siniaki. Siedziałam nad tym około pół godziny. Nałożyłam w końcu na twarz korektor, brązer, róż i rozświetlacz. Pomalowałam rzęsy i lekko linię wodną oka. Obrysowałam konturówką usta i pomalowałam je bezbarwnym błyszczykiem.

Rozpuściłam swoje czarne długie włosy z koka. Wyjełam krótsze pasemka na przód.

Spojrzałam na zegarek. Wpół do dziewiątej.
Wyjęłam telefon i napisałam do przyjaciółki.

Ja:

Ja już wychodzę, spotkamy się pod szkołą.

Cami 🌺:

nie czekaj na mnie, spoznie sie na stowe.

Pokręciłam głową. To było oczywiste, że dzisiaj będzie martwa jak tyle wypije.

Zabrałam ze sobą plecak i ruszyłam na dół.

Nałożyłam czarne mokasyny, zarzuciłam na ramiona czarną oversize'ową, skurzaną kurtkę i wyszłam z domu.

**

W szkole byłam idealnie na czas. Zajęłam miejsce na sali gimnastycznej.

Chwilę później na środek wyszedł dyrektor.

- Witam wszystkich tu zebranych. Radę pedagogiczną, rodziców, a przede wszystkim, uczniów, którzy dziś rozpoczynają swój ostatni rok szkolny. - zaczął swoje przemówienie.

Zmarszczyłam lekko brwi. To były dwa apele? Dla ostatniego rocznika i innych? A to ciekawe.

- Nie będę dużo mówił, ale muszę powiedzieć jedno: Dajcie z siebie wszystko. W końcu to wasz ostatni rok. W imieniu całej szkoły, mogę powiedzieć, że bez waszych klas to już nie będzie to samo. - przybliżył się do mikrofonu - Wy jesteście moimi ulubieńcami - szepnął na co kilka osób się zaśmiało. - Witam też wszystkich nowych uczniów, oraz nowych nauczycieli, którzy zdecydowali się do nas dołączyć. Zapraszam was teraz do waszych klas, które nie zmieniły się z poprzednich lat. Wychowawcy już do was idą.

Każdy zaczął powoli wstawać. Ruszyłam za moją klasą, mieliśmy salę w piwnicy szkolnej, nasza wychowawczyni uczyła historii sztuki, a właśnie tam była jej pracownia. Pani Ethel, była bardzo ciepłą kobietą. Lubiłam ją, a ona mnie. Miałam u niej trochę fory, za to, że naprawdę kochałam sztukę a ona to wiedziała.

Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Na początku się spięłam, ale rozluźniłam się, gdy spostrzegłam moją przyjaciółkę.

- Jestem. - wysapała

- Widzę. - zaśmiałam się. - Uspokój się, zaraz Ethel zwróci ci uwagę na oddech i spokój ducha.

- Ha, ha, ha. Nieważne. Mówił coś ważnego? - odniosła się do apelu.

- Nie, to co zawsze. - odpowiedziałam lekko rozbawiona, że naprawdę ją to obchodzi.

I'll heal youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz