Dzień Trzeci

51 2 2
                                    

dzień trzeci

Poranek w Keenbridge nie był dla Vivienne łaskawy. Obudziła się przed wszystkimi innymi z silnym bólem głowy. Podniosła się do pozycji siedzącej i od razu poczuła mdłości. Rozejrzała się wkoło i widząc, że każdy jeszcze śpi, z powrotem położyła się na plecach. Nie potrafiła jednak ponownie zasnąć, więc mimo zmęczenia zdecydowała się wstać i wyjść na świeże powietrze.

Tym razem namiot rozłożony był w bliskiej odległości od miasteczka, więc wychodząc na zewnątrz Vivienne mogła dostrzec mieszkańców przygotowujących się na nadchodzący dzień. Od rześkiego powietrza zdecydowanie poprawiło się jej samopoczucie. Powolnym krokiem ruszyła w stronę Keenbridge. Po wczorajszych potyczkach z kłusownikami czuła lekki niepokój na myśl o dalszej wyprawie, jednak byli już blisko połowy trasy.

Przysiadła na kamiennym murku, oddzielającym główną drogę w miasteczku od pól, i zabrała się za pisanie listu do profesor Weasley. Nie wspomniała o wczorajszych przeszkodach; napisała zaledwie, że dotarli do Keenbridge, gdzie mogli odpocząć, a niedługo ruszają dalej na południe. Akurat była sobota, toteż Vivienne ucieszyła się na myśl, że przynajmniej dziś unikną zaległości z zajęć. Chwilę później list był już w drodze do zamku, a Vivienne powróciła do swoich przyjaciół.

Gdy weszła z powrotem do namiotu, Sebastian już wstał i rozpromienił się na widok dziewczyny.

- Dobrze, że jesteś. Zacząłem się już zamartwiać - odezwał się.

- Musiałam się przewietrzyć. Od rana boli mnie głowa.

- Nikt ci nie kazał tyle pić wczorajszego wieczora.

Vivienne puściła tę uwagę mimo uszu i zabrała się za parzenie kawy. Ślizgon z chęcią do niej dołączył, a chwilę później kawowy zapach wypełnił całe wnętrze namiotu, co zbudziło pozostałych.

Kiedy wszyscy usiedli wspólnie przy stole, Vivienne przedstawiła plan na dziś. Kolejnym miasteczkiem na trasie miało być dopiero Marunween, do którego nie będą w stanie jednak dotrzeć w ciągu jednego dnia. Połowę drogi pokonają zatem dziś, a po przenocowaniu ruszą dalej, aby pojawić się w miasteczku następnego wieczora. Dziewczyna złożyła mapę i dała pozostałym sygnał, że pora się zbierać.

Przy pakowaniu swojego minimalnego bagażu i składaniu namiotu za pomocą różdżek, Vivienne przyjrzała się Sebastianowi. Sallow miał podłużne rany na policzku w miejscu, gdzie wczoraj dotknęło go zaklęcie diffindo. Dziewczyna sięgnęła do torby i podała chłopakowi eliksir wiggenowy.

- Trzymaj, szybciej się zagoi.

Sebastian spojrzał na nią i jakby dopiero po chwili przypomniał sobie o ranie na policzku, do której przyłożył teraz dłoń.

- Nie będę marnował eliksiru, który może się komuś przydać zdecydowanie bardziej. Co jeśli coś poważnego przydarzy się tobie, lub Ominisowi? Będę się źle czuł z tym, że zużyłem jedną fiolkę na ranę, która już i tak się goi - odpowiedział zdecydowanym głosem. Vivienne jednak nalegała dalej.

- Mamy duże zapasy. Wypij to. Wiem, że cię boli, jest całe czerwone.

Sebastian próbował jeszcze protestować, jednak dziewczyna sama wręczyła mu fiolkę do dłoni.

- Nie kłóć się ze mną - dodała i odeszła, aby pomóc przyjaciołom w pakowaniu.

***

Najkrótsza droga do Marunween prowadziła przez południowe torfowiska. Tam też cała grupa znalazła się koło godziny trzynastej. Im bliżej bagien się znajdowali, tym gęstsza i bardziej powszechna była mgła ograniczająca widoczność.

Ostatni Obrońca | Hogwarts LegacyWhere stories live. Discover now