︶꒦꒷ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝟷 ꒷꒦︶

282 16 24
                                    

Przez chwilę łapał oddech i próbował się uspokoić. Jedna wiadomość, na jego dość nowym, zresztą jednym z pierwszych telefonów komórkowych (Zakładając że akcja dzieje się w latach 80', a nie jak w grze 60')  a całkowicie odebrało mu mowę.

"Wiem co zrobiłeś."

Zdanie które wyczytał parokrotnie przebijało się przez jego umysł z coraz to większą siłą. Nie miał pojęcia, kto mógł być nadawcą tajemniczej wiadomości, ale był pewien że to nie wróżyło nic dobrego. Reszta powiadomień, to były próby skontaktowania się, już z telefonu stacjonarnego, który był najprawdopodobniej tym samym nadawcą.

Lamoree ustatkował swój dech,  a następnie ponownie chwycił w dłoń telefon, który wypadł mu z nerwów na ziemię. Obserwowali go ludzie, jednak nikt za bardzo nie interesował się tym, co faktycznie mogło się mu stać. Uważał, że to lepsze dla niego, bo nie chciał nikomu się tłumaczyć z własnego samopoczucia. Przełknął nerwowo swoją ślinę i powolnie a w tym nieumiejętnie wystukał wiadomość do całkowicie obcej mu osoby.

"Kim jesteś?"

Po napisaniu wiadomości przez chwilę nie odrywał wzroku od ekranu. Literki zaczynały mu się zlewać, a on czuł się słaby. Nie otrzymywał odpowiedzi przez dłuższą chwilę, dlatego też schował telefon do kieszeni i łapiąc za reklamówkę ruszył dalej przed siebie - czyli w kierunku domu Nicolasa.

...

Wszedł, jednak tym razem już nie ściągał z siebie kurtki ani butów.  Jego obawy wzrosły na tyle, iż nie miał dłużej ochoty przebywać w otoczeniu innych osób. Skierował się do garażu, jednak nim otworzył drzwi, uśmiechnął się znów, by wyglądało na to że wszystko jest w porządku. 
Wkroczył do środka, a potem przywitał wszystkich. 

— Wróciłem i mam dla was pyszności! — Zaśmiał się rody wyciągając z reklamówki jedną z papierowych toreb. Pozostali dwaj mężczyźni przebudzili się na samo słowo pyszności, a potem klasnęli w ręce w tym samym czasie z zadowoleniami wymalowanymi na ich twarzach. 

— No to siadaj, dawaj i jemy! Ale czekaj, gdzie ty byłeś tyle czasu? Prawie usnęliśmy bo tak długo cię nie było. — Wymruczał Theo, by potem ziewnąć i rozprostować zaspane ciało. Wyglądał jakby przed chwilą wypił sporo wartościowy trunek.

— Ahh no wiesz, była spora kolejna a na dodatek zastanawiałem się co wziąć, wybaczcie... — Podrapał się po karku i każdemu z nich podarował po dwóch wypiekach. Były spore, dało się nimi podjeść. — Smacznego! — Uśmiechnął się i cofnął do tyłu.

— A co z tobą? — Zapytał go Nicolas będąc niezadowolonym z faktu, że Rody nie zostawił nic dla siebie. Przemierzył go wzrokiem i nakierowywał ręką na to, by jednak mężczyzna zabrał od niego ciastko. — Zjedz coś, Rody. 

— Nie, nie trzeba... Jakby, nie jestem głodny a i tak wracam już do domu. Jakby co to zostawiam tutaj gitarę, bo nie opłaca mi się jej taskać. — Poprawił swoją gitarę i odszedł spowrotem do drzwi. Theo i Nicolas spojrzeli na siebie.

— Coś się stało? — Dopytał niepewnie jeden z nich, próbując się upewnić o rzetelności jego słów. Rody w odpowiedzi śmiechem, a później złapał się za twarz by się od niego powstrzymać.

— Jestem po prostu zmęczony głupki. Zresztą, myślałem że to ja jestem od zadawania dziwnych pytań. Tak czy siak, dobranoc, see ya! — Nikt nie zdążył wypowiedzieć słowa, a mężczyzna już był za drzwiami. 

Wyszedł z domu, podniósł swój rower i pojechał na nim do swojego domu. W między czasie wciąż czuł w kieszeni wibrujący telefon. Miał dwa powiadomienia. Westchnął i przyśpieszył jazdy, chcąc jak najszybciej dotrzeć do swojej oazy. No i w końcu mu się udało. Swój rower zostawił na dole na klatce, a potem udał się schodami do góry i wszedł do swojego mieszkania. 

Spodoba ci się także

          

Nie zdążył sie nawet dobrze przebrać, a padł na kanapę. Wcześniej czuł głód, ale wiadomość którą otrzymał sprawiała, że jedyne co odczuwał to mdłości. Mdłości spowodowane strachem, niechęcią, a przy tym niewyobrażalnym stresem. Nie chciał by ktoś wiedział. Nie chciał sam tego rozpamiętywać, a teraz ktoś wrócił po niego centralnie po wiadomościach lecących w radiu. Czyż nie mogło być lepiej? 

"Kimś, kogo powinieneś poznać" 

Ujrzał odpowiedź, po tym jak ponownie spojrzał w ekran swojego telefonu. Lamoree powoli uniósł swoją brew w szoku, jednak przez chwilę nie odpisał absolutnie nic. Czuł się coraz bardziej osaczony ze względu na to, iż telefon otrzymał od Nicolasa, a te były czymś ogólnie ciężko dostępnym dla zwyczajnych ludzi. To powodowało, że tym bardziej obawiał się wiedzieć, skąd osoba pisząca do niego, wiedziała o jego zawinieniach.

"Skąd masz mój numer?" 

Odpisał i niepewnie odczekiwał na odpowiedź ze strony nadawcy. Wszedł całkowicie pod koc i rozkoszował się chwilą wygody, która delikatnie poprawiała jego stan psychiczny. Obawiał się najgorszego, że to żywy Vincent próbował go prześladować, jednak próbował wyrwać to sobie z myśli.

"Zadzwoń z twojego stacjonarnego telefonu. SMS są drogie." 

Otrzymał wiadomość o takiej treści. Westchnął i chociaż nie zbyt ufnie, to sięgnął po swój telefon i wybrał ten sam numer, który widniał na ekranie drugiego. Nabrał oddech, po czym zadzwonił. Nie pewnie czekał na odpowiedź ze strony drugiej osoby, a gdy już myślał że się nie doczeka, a same wiadomości były nieśmiesznym żartem, ktoś się odezwał.

— Halo? — Mruknął w miare możliwości słyszalnie Rody. Nie pewność w jego głosie aż się z niego wylewała. Nie wiedział czyj głos zastanie, a to go wprawiało w jeszcze większy lęk. 

—  Witaj, Rody! —  Powiedział dość przyjaźnie całkowicie obcy mu głos. Wiadomości od tej osoby wiały grozą, oraz wydawały się całkowicie inne, niż to, co zastał za słuchawką.

— Kim jesteś? — Powtórzył się.  O ile nie był już tak negatywnie nastawiony, wciąż chciał wiedzieć, a w końcu miał prawo się tego domagać, prawda?

— Wiesz, jak byłeś Kelnerem, często odwiedzałem restaurację twojego szefa... Widziałem co zrobiłeś tamtej nocy, bo wracałem akurat do domu. — Odpowiadał mu powoli, wciąż trzymając całą tą i tak głupią sytuacje w niepewności. Lamoree mimo to słuchał uważnie. Nie chciał przegapić faktu. 

— Dlaczego do mnie dzwonisz? Chcesz mnie podsypać za to wszystko? Kto ci w ogóle dał mój numer, skąd go znasz? — Zadawał pytania po pytaniu. Było ich dużo i na każde chciał znać odpowiedź. No a słyszał śmiech, i to niezręczny śmiech.

— Przestań być tak w gorącej wodzie kąpany... chociaż co ja gadam, zawsze taki byłeś, haha. Tak czy siak, nie nie mam zamiaru cię podsypać, po drugie dzwonie w jednej sprawie, a po trzecie, twój numer dał mi Nicolas, on również jest moim znajomym. — Wyjaśnił pokrótce zabijając obawy drugiego mężczyzny. Ten nakrył się mocniej kocem, oraz tą samą ręką chwycił się za czoło.

— Uuh.. Poczekaj chwile, skoro Nicolas jest twoim znajomym to... co ty robisz w tamtym mieście? — Zaczynał sie gubić w tym co słyszał, dlatego do jego głowy nie przyszło nic innego. Chciał wiedzieć wszystko od razu. 

— Czy ty zawsze jesteś tak chaotyczny? Nie spodziewałem sie pytań o cały mój rodowód... — Wypowiedział z wyczuwalną ironią. — Tak czy siak, jeśli taka odpowiedź ciebie zadowoli, to często do niego przyjeżdżam. Dał mi twój numer po tym, jak dowiedziałem się, że się z tobą zadaje, a ja chciałem się z tobą skontaktować.

❝𝐄𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐯𝐢𝐥𝐥𝐚𝐢𝐧 𝐡𝐚𝐬 𝐚 𝐡𝐞𝐚𝐫𝐭?❞ - VincexRody [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz