— Chryste, Rody! — Z oddali dobiegł donośny, zachrypnięty głos Floriana. Mężczyzna dobiegał właśnie do miejsca, w którym znajdował się rudy kelner. Jego nogi się trzęsły, a oddech z każdą chwilą łamał. — Gdzie ty byłeś?
— W La Gueule de Saturne, tak jak kazałeś. — Odpowiadający nie wydawał się zadowolony. Ton jego wypowiedzi brzmiał krytykująco i nie przyjemnie. Nie potrafił zaprzeczyć, że jeżeli głos dochodził zza telefonu, był dużo bardziej drażniący.
— Co? Rody, co się stało? — Był w szoku. Rody go obserwował, gdy ten podbiegając niemalże potknął się o schodek i przewrócił. Jego klatka piersiowa drgała w szybkim tempie, łapczywie łapał oddech i starał się uspokoić.
— Ach, nic takiego, po prostu spadł na mnie fundament i mam uszkodzoną nogę, nic takiego! — Uśmiechnął się sarkastycznie. Wyglądał na jeszcze większy kłębek nerwów niż wcześniej. Nerwowo przegryzł język nie chcąc mówić słowa więcej, a gdy poczuł kolejną falę bólu, odpuścił nacisk swoich zębów.
— Ktoś ci pomógł? — Zapytał od razu słysząc poprzednią odpowiedź. Wiedział po kogo dzwonił, dlatego był całkowicie zdezorientowany. Wiedział, że gdyby takowa osoba zjawiła się wcześniej, zapewne Rody również wróciłby wcześniej.
— Mhm, dopiero po paru godzinach. — Odpowiedział już nieco bardziej spokojnie, chociaż dalej nie potrafił uspokoić własnych myśli. Jego wzrok znów objął Floriana, który niespokojnie stojąc trząsł się jak osoba na głodzie narkotykowym. — Możesz zabrać mnie do domu i zrobić coś z tą cholerną nogą? Wiesz, jak to boli?
— Ach, tak, już biorę... Przepraszam, że cię to spotkało. —Spuścił wzrok i zacisnął zęby. Wyglądało na to, że było mu głupio. Mina Rodyego na ten widok złagodniała, jakoby nie potrafił gniewać się na swojego współlokatora.
— Chciałbym powiedzieć, że to nie twoja wina, ale doskonale wiesz że to ty mnie tam wysłałeś. — Cicho westchnął, oczekiwał momentu w którym mężczyzna pomógłby mu się podnieść.
— Tak, wiem o tym, przepraszam. — Mruknął oraz końcowo rozumiejąc intencje Rodyego, złapał go mocno pod pachami oraz podciągnął na tyle, by drugi, większy od niego mężczyzna wstał. Mocno go złapał. — Mocno cię boli, jesteś w stanie stać?
— No skoro znalazłem sie tak blisko domu, to najwyraźniej tak, jestem w stanie wstać. — Przewrócił oczami. Drugi mężczyzna rozumiał powód jego zdenerwowania, dlatego nie prowokował go mocniej. Chciał być wsparciem, a nie utrudnieniem.
∘₊✧──────✧₊∘
Florian powolnym krokiem pomagał Rodyemu dojść do jego mieszkania. Gdy weszli, Florian zaprowadził go do pokoju i posadził na jego łóżku. Był solidnie przejęty, bo już przy krótkim i nawet nie dokładnym przyjrzeniu było widać, że jego noga nie była w najlepszym stanie. Jego skóra w różnych miejscach była poszarpana, a noga czym bardziej zbliżała się do kostki i stopy, była tym bardziej zgnieciona. Florian ukucnął i badał wszystko w razie podejrzeń, że jego noga jest złamana. Próbował poruszyć jego stopą, to wtedy Rody syczał najbardziej. Ruch kolanem nie sprawiał mu problemu. Mężczyzna dopytywał także, czy gdyby próbował rozciągnąć mięśnie, to czy boli go to w ten sam sposób, co ruch stopą. Rody pokiwał mu na nie, powstrzymując łzy.
Lamoree musiał czekać, ponieważ jego towarzysz wyszedł do łazienki w poszukiwaniu wacików, wody utlenionej i jakiegokolwiek bandaża. Do czasu udania się do lekarza musiał jakkolwiek pomóc obolałemu koledze i chociaż nie był z zawodu medykiem sądził, że w jakiś sposób -chociaż amatorsko - poradzi sobie.
Po 3 minutach wrócił. Ich dwójka spojrzała na siebie, a Florian ponownie przykucnął przed mężczyzną, kładąc wszystkie zabrane rzeczy obok.
— Może boleć. — Ostrzegł, po czym położył pod jego nogą miskę do ktorej nalał wody. Wziął gąbkę, porządnie ją namoczył i zaczął przykładać do ran, starając się zetrzeć z nich brud. Rody starał się nie ruszać, jednak już po chwili było to dla niego cięższe niż myślał. Brał głębokie wdechy starając trzymać swoje nerwy na wodzy, nie chciał przecież go kopnąć.
Florian gdy skończył przepłukiwanie jego ran czystą wodą przystąpił do polewania ich wodą utlenioną i przytykania do nich wacików. Chciał zadbać o to aby dokładnie oczyścić rany z bakterii. Zostało mu zabandażowanie. Odwinął kawałek bandaża, oraz powoli kładąc go na nogę Rodyego i przytrzymując tak, by nie zahaczyć jego skóry zaczął owijać potrzebne miejsce. Upewnił się wcześniej, że kostka Rodyego jest naprostowana. Potem zaciskał bandaż starając się nie zrobić tego za mocno.
∘₊✧──────✧₊∘
Mijała godzina za godziną. Zostawiając dzień za plecami zapadł wieczór, a kolejno głucha noc. Ciszę wypełniał szum wiatru oraz umiarkowany oddech kobiety leżącej obok Floriana. Mężczyzna leżał nieruchomo nie będąc w stanie zmusić się do snu. Noc była ciemna, nie rozpraszało jej nawet pojedyncze światło, a rudzielec wciąż miał problem. Nie rozpraszały go czynniki zewnętrzne. To nie w pokoju, nie w łóżku i nie w rześkich podmuchach wpadającym przez szczelinę otwartego okna był problem, a to on sam nim był. Nie zupełnie on jako osoba, ale jego dobijający go umysł.
Przekręcał się z boku na bok wiedząc, że nie zdoła przeprawić nurtującego go pytania o stanie jego współlokatora i o tym, jak konkretnie do tego doszło. Przypomniał sobie wszystkie historie oraz wszystkie słowa które przytoczył mu Rody. przypomniał sobie rozmowę telefoniczną z tego samego dnia. Był upewniony że wszystko będzie dobrze, że wszystko zajmie tylko moment i Rody wróci cały. Co zastał? Tego samego kelnerzynę z uszkodzoną nogą i dziwnym śladzie na szyi. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Był pewien że nie dowie się niczego, dopóty, dopóki nie zadzwoni i samemu się nie przekona.
Nerwowo stukał palcami o szafkę nocną stojącą obok. Wzrokiem przeszukiwał całe pomieszczenie. Nie było w nim nic interesującego oprócz jego luby. Nie mógł uleżeć i chociaż nie powinien robić czegokolwiek o tak późnej porze, bez pomyślunku zrzucił z siebie nakrycie i usiadł. Przeklął pod nosem gdy poczuł zawrót głowy, aczkolwiek udało mu się wstać i wsunąć na nogi kapcie. Nie chciał obudzić nikogo, nie to leżało w jego interesach. Podszedł do drzwi, na plecy narzucił szlafrok i się nim owinął. Podszedł do komody bliżej ściany, sięgnął po tabletki i wychodząc w pełnej ciszy z pokoju poszedł do kuchni. W ich mieszkaniu znajdowały się odziwo dwa telefony stacjonarne. Jeden w sypialni Floriana, drugi w kuchni. Z tego miejsca, wychylając się zza okna mógł zadzwonić i w spokoju porozmawiać.
Pierwsze czym się zajął to połknięcie tabletki na ból głowy. Wziął ją do ust i zapił wodą. W jego ustach pozostał nieprzyjemny gorzki posmak. Skrzywił się i westchnął mrużąc oczy ze zmęczenia. Podniósł słuchawkę jego telefonu i zaczął wybierać numer. Usiadł na blacie kuchennym i czekał na jakikolwiek odzew, jednak jak na złość nikt nie raczył się odebrać. Spróbował jeszcze jeden raz z tym samym skutkiem. Odłożył słuchawkę, złapał się dłońmi za twarz i przez myśl przeszła mu chęć zakończenia swojego życia. Otrząsnął się i wrócił do łóżka. Tak jak sądził, nie spał całą noc.
∘₊✧──────✧₊∘
Strasznie ubogi wyszedł mi ten rozdział, wypaliłem się w kwestii tego fanfika i mocno was przepraszam, postaram sie wpaść na coś lepszego w przyszłym czasie by kolejny rozdział był bardziej dopieszczony ale musiałem zrobić krótkie chujostwo jako zapychacz
CZYTASZ
❝𝐄𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐯𝐢𝐥𝐥𝐚𝐢𝐧 𝐡𝐚𝐬 𝐚 𝐡𝐞𝐚𝐫𝐭?❞ - VincexRody [ZAWIESZONE]
Horror•❅──────✧❅✦❅✧──────❅• Rysunek na okładce nie należy do mnie! Autorem książki jest: YoungGhoul •❅──────✧❅✦❅✧──────❅• Restauracja zdobywająca mnóstwo pozytywnych opinii za gościnę i smak powoli upadała, za ręką niezdarnego kelnera zatrudnionego z prz...