7. Dobre i złe wieści.

507 15 4
                                    

❤️Kochani udało mi się szybciej napisać rozdział więc zapraszam do czytania i komentowania

                                                                                  

-Will jest w szpitalu-po tych słowach telefon wypadł mi z ręki, a łzy popłynęły z oczu. Nie mogłam oddychać. Zrobiło mi się tak słabo że myślałam że zaraz to ja wyląduje w szpitalu.

-Co się stało?- zapytał zdziwiony Adrien gdy zobaczył łzy na mojej twarzy.

Trzęsłam się. Cała się trzęsłam. Nie mogłam się ruszyć. Zaczęło mi się robić czarno przed oczami. To nie mogło być prawdą. Słyszałam w telefonie głos Vinca, ale nie byłam w stanie podnieść telefonu. Gdy zdołałam się otrząsnąć wydukałam z siebie.

-Will jest w szpital.

-O kurwa- Adrien przyłożył sobie dłoń do twarzy. A po chwili mnie do siebie przyciągną- Ten dzień nam naprawdę nie sprzyja. Chodź pojedziemy do szpitala dowiemy się co się stało.

Nie chciało mi się żyć. mój ukochany Will leżał w szpitalu. Co jeśli stało mu się coś poważnego? Co jeśli tego nie przeżyje? Najgorsze jest to że jestem z nim skłócona i co jeśli nie zdążę się z nim pogodzić. Nie, wszystko będzie dobrze Will będzie zdrowy i jeszcze z nim porozmawiam.

-Jedziemy- powiedziałam zdecydowana i otarłam łzy. Szybko pobiegłam po bluzę i buty. Gdy doprowadziłam się do akceptowalnego stanu zeszłam z piętra. Na dole czekał już na mnie Adrien. Zdążył się przebrać w w czarne spodnie garniturowe i tego samego koloru koszule, której pierwsze trzy guziki były rozpięte. 

-Gotowa?- kiwnęłam głową i udaliśmy się do garażu, w którym wsiedliśmy do czarnego lamborghini i wyjechaliśmy z posesji. Przez całą drogę wykręcałam palce i podrygiwałam nogą. Uspokoił mnie trochę Adrien, który złapał mnie za rękę i przez resztę drogi ją trzymał. 

Wpadłam do szpitala jak oparzona. Podbiegłam do recepcji i wręcz wykrzyczałam imię i nazwisko mojego brata do pielęgniarki. Wbiegłam do windy, a za szybko wkroczył do niej Adrien.

-A jeśli to będzie cos poważnego?- zapytałam przerażano i poczułam że znów zaczynają szklić mi się oczy.

-Hailie posłuchaj- złapał mnie za ramiona i obrócił w swoja stronę-  Nawet jeśli coś będzie nie tak. Pamiętaj że zawsze będę przy tobie. Ja i twoi bracia. Jesteśmy zawsze z tobą. Jakiejkolwiek decyzji byś nie podjęła. Rozumiesz- pokiwałam głową, a łzy popłynęły z moich oczu.

Winda się nawet dobrze nie otworzyła, a ja już się z niej wyślizgnęłam. Biegłam korytarzem szukając wzrokiem moich braci. Nagle przede mną wyrósł Dylan. Od razu wpadłam w jego ramiona i zaczęłam płakać. Objął mnie ciasno ramionami  i sam zaczął płakać. Wiedziałam że niedaleko stał Adrien, ale nam nie przeszkadzał. Wtulałam się w ramiona swojego brata tak jak bym zaraz miała zniknąć. Oderwałam się od Dylana i zapytałam.

-Gdzie Will? I co się w ogóle stało?

-Zaprowadzę cię do Vinca bo mi to nie przejdzie przez usta- Dylan popatrzył się na mnie tak jak by znowu miał się rozpłakać. 

Poszłam za swoim bratem, który zaprowadził mnie do Vincenta i bliźniaków. Zobaczyłam Shana, który prawdopodobnie płakał bo oparł się o ścianę i zakrył oczy rękami. Tony siedział przerażony na krześle i wpatrywał się w podłogę. Vince podszedł do nas i wpatrywał się we mnie ze smutkiem. Adrien się nie wtrącał po prostu stał parę metrów za mną oparty o ścianę.

-Hailie- zaczął mój najstarszy brat- Na Willa został przeprowadzony zamach. Ma złamany kręgosłup w czterech miejscach i aktualnie znajduje się w śpiączce. Lekarze walczą o jego życie. Ponieważ jego stan dalej jest nie stabilny.

Wydałam z siebie szloch i nie wiem już, który raz dzisiaj płakałam. Upadłam na kolana i zakryłam rękami twarz. Ktoś objął mnie ramionami. Nie miałam nawet pojęcia  kto bo zasłoniłam sobie oczy i nie zamierzałam ich odsłaniać. Czułam tak niewyobrażalny ból, ale i tak nieporównywalny do tego, który właśnie musiał czuć mój brat. Chciałam zniknąć. Zrobiła bym teraz wszystko żeby tyko zobaczyć twarz Willa całą i zdrową. Żeby porozmawiać z nim chociaż chwilę. Chciałam zobaczyć swojego brata. Uściskać go. Boże co poczuje Harrison gdy się o tym do wie.

-Vince, a przekazaliście już to Harrisonowi?

-Tak. Już wie. Aktualnie jest w samolocie. Będzie to za około 3 godziny.

Dopiero teraz zauważyłam że osobą, która mnie tak mocno przytulała był mój mąż. 

-Adrien- broda mi drżała. Wtuliłam się w niego i po prostu płakałam.

-Hailie już spokojnie oddychaj- instruował mnie i pocierał moje plecy swoją ręką. Nie mogłam oddychać bo on mógł przestać oddychać. 

-Państwo Monet- usłyszałam głos lekarza. Od razu się podniosłam i przetarłam oczy mimo że dalej się cała trzęsłam.

-Co z nim? Obudził się?- wypytywałam nie dopuszczając do siebie myśli że lekarz mógł by nam przekazać jakieś złe wieści.

-Mam dobrą wiadomość. Stan pana Moneta jak na razie jest stabilny- uradowana przytuliłem się do Adriena i płakałam, ale tym razem nie ze smutku, a ze szczęścia. 

Will żył to była najważniejsza wiadomość. Nic innego się nie liczyło. Nic poza tym że będę mogła go jeszcze zobaczyć. 

-Doktorze bardzo dziękujemy- powiedział Vince i się delikatnie uśmiechną.

-Ale mamy też jedną złą wiadomość- mina od razu mi zrzedła. Lekarz stał i przygotowywał nas na to co zaraz powie- Pan William prawdopodobnie będzie miał sparaliżowane kończyny dolne do końca życia.

Ale jak to. Czyli już nigdy nie pójdzie na swój poranny joging. Nie będzie mógł ćwiczyć. Nigdy już ze mną nie pojedzie na żadną wycieczkę, ani nie pójdzie na spacer. Boże. To będzie dla niego najgorsza wiadomość. Will uwielbia wszelkie aktywności fizyczne. Boje się jak przyjmie wiadomość że już nigdy nie pobiega, ani nie pojeździ na nartach, nie popływa, nigdzie nie pójdzie bez wózka.

-Jak to. Nie ma żadnej rehabilitacji. Żadnych ćwiczeń. On uwielbia wszelkie aktywności fizyczne. Nie będzie mógł żyć bez biegania- powiedziałam przerażona- Nie wytrzyma tego że nie będzie mógł się ruszyć z wózka. 

-Pani Monet t...- zaczął lekarz, ale Adrien mu przerwał.

-Pani Santan jak już- powiedział lodowatym tonem do lekarza

- Pani Santan to w ogóle cud że on nie miał amputowanych nóg. Na auto, którym jechał zostało przewalone 20 metrowe drzewo. Następnym cudem jest to że w ogóle żyje. Bo przy takim wypadku jakieś 98% ludzi by umarło na miejscu. A my reanimowaliśmy go przez 20 minut, co jest wręcz rekordowym czasem- przerwał na chwile żeby nabrać powietrza i tą chwilę wykorzystał Vincent.

-Doktorze proszę się tak nie zwracać do mojej siostry- Vincent przewiercał swoim wzrokiem lekarza. Do mojego brata dołączyła reszta moich braci i Adrien. Lekarz zaczął wykręcać ze stresu palce i opuścił głowę przestraszony i zawstydzony że ktoś zwrócił mu uwagę. 

Przesiedzieliśmy całą noc w sali do, której przenieśli Willa. I mogłam jedynie czekać, aż wreszcie mój ulubiony brat się obudzi.

Rodzina Monet "Co by się stało gdyby"Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu