12. Pokój gier

369 15 4
                                    

Perspektywa Adriena:

Z kuchni wydobył się huk, a chwilę później przeraźliwy krzyk i tłuczone szkło.

W jednej chwili patrzymy się z Hailie na drzwi, następnie w drugiej rzucam się po broń do szuflady. Jedną biorę ja, a drugą podaję brunetce.

-Idziemy do bunkru- oznajmiłem- Na miejscu powiadomię moich ludzi i organizacje.

Bunkier w naszej willi znajdował się w pokoju gier. Z plusów to pomieszczenie znajdowało się na tym piętrze, z minusów nie miałem pojęcia czy napastnik znajduje się na tym piętrze. 

Ostrożnie wyjrzałem z drzwi. Nikogo nie zobaczyłem w zasięgu mojego wzroku. Wyciągnąłem szybkim ruchem Hailie i poprowadziłem w stronę sali gier. 

Gdy weszliśmy do pomieszczenia, które zdążyłem zamknąć wszystkimi możliwymi sposobami, wreszcie odetchnąłem z ulgą. Przyciągnąłem do siebie Hailie i zamknąłem w szczelnym uścisku. Oparłem brodę na jej głowię. 

-Wszystko będzie dobrze- głaskałem jej ramię i przyciskałem do siebie jak by miała zaraz zniknąć. Bronił bym jej za wszelką cenę, nawet gdybym miała zginąć.

-Au- Hailie w jednej chwili zaczęła zwijać się z bólu.

-Co się dzieje?- byłem przerażony. Jak by jej się teraz coś stało i wymagało interwencji lekarza nie był bym w stanie nic zrobić. Znajdowała się tu spiżarnia i łazienka, w której znajdowała się apteczka i szafka z lekami.

-To tylko skurcz, nic groźnego- uśmiechnęła się boleśnie. 

Szybko przeniosłem ją na jedną z kanap, które się tu znajdowały. Po upewnieniu się że na pewno wytrzyma be ze mnie chwilę, rzuciłem się do łazienki po jakieś leki przeciw bólowe.

-Kochanie, zażyj to i popij- podałem jej butelkę z wodą i tabletkę- To sprawi że przestanie cię boleć.

W drzwi, które przed chwilą dobrze zabezpieczyłem, ktoś zaczął się dobijać. 

-Hailie, słoneczko zostań tu zaraz wrócę- kiwnęła głową, a ja podszedłem do drzwi zgarniając przy okazji jeden z pistoletów, które odłożyłem na komodę gdy Hailie zaczęła się źle czuć. 

Nie byłem nawet w stanie nic krzyknąć do osoby znajdującej się po drugiej stronię drzwi. Drzwi były kulo odporne i pancerne. Były grube na 4 metry, a wysokie na 3. Były tak zaprojektowane że my słyszeliśmy co mówił i robił napastnik, ale on nie był w stanie nas usłyszeć. 

To był dobry moment żeby spojrzeć na kamerę wbudowaną w drzwi. Podszedłem do kamery i prawię się przewróciłem gdy zobaczyłem kto za nimi stoi.

Były to bardzo młody chłopak, który na oko miał z 17 lat na pewną nie więcej. Patrzył się na drzwi z wymalowanym na twarzy diabolicznym uśmiechem. W ręce trzymał zakrwawiony nóż, przy pasie maił przypięty pistolet. Na twarzy i czarnych ubraniach widoczne były smugi krwi. 

-Otwierajcie skurwiele- krzykną kopiąc w drzwi- Jeśli nie otworzycie znajdę wasze rodzinki i pozarzynam, a prędzej czy później i tak skończy się wam jedzenie.

-Adrien. Jesteśmy tu bezpieczni, prawda?- zerknąłem w stronę Hailie. Jej twarz była cała we łzach- On tu nie wejdzie.

-Kochanie, nie, nie wejdzie- kucnąłem przed kanapą i zacząłem ścierać kciukami łzy z jej twarzy- Obiecuję że za wszelką cenę będę chronił ciebie i nasze dziecko. 

Uśmiechnąłem się do niej i wstałem. 

-Ale teraz muszę wykonać ważny telefon.

Odszedłem na parę metrów i wyciągnąłem z kieszeni telefon. Na szczęście miałem zasięg. Pierwsze co zrobiłem to wezwałem tu oddział antyterrorystów składający się z około 100 osób. Ten gówniarz jeszcze pożałuje że zadarł z moją rodziną. 

Następny telefon wykonałem do ludzi, którzy powiadomią wszystkich członków organizacji żeby zamknęli swoje posesje i byli czujni, gdyby do nich też ktoś zawiał.

Gdy skończyłem wszystkie istotne połączenia udałem się na kanapę i przytuliłem do siebie moją żonę. Ten dzieciak nie skrzywdzi mojej rodziny. Gdyby coś zrobił Hailie i naszemu dziecku, pożałował by że się urodził. Razem z organizacją dopilnujemy już żeby przestał wierzyć w to że coś takiego jak litość i druga szansa istnieje.

Perspektywa Hailie:

Siedziałam wtulona w Adriena, a łzy dalej spływały z moich policzków. Mary, jej już nie ma. On ją zabił. Ta dziewczyna maiła przed sobą całe życie, a ten człowiek jej to odebrał. Mary miała tylko 19 lat. Za rok miała zacząć studia, na które u nas zarabiała. Chciała iść na medycynę tak jak ja. Mówiła że interesuje ją neurologia. Wiem że miała chłopaka Zac'a, młodszego brata i ojca bo jej mama zmarłą przy porodzie jej brata. 

-Adrien, ona była taka młoda- przez chwilę patrzył się na mnie zdezorientowany, a po paru sekundach zrozumiał że mówię o Mary.

-Była. Zapewnimy jej godny pochówek i pomożemy jej rodzinie- nie widziałam jego twarzy, ale czułam jak pociera moje ramie- Za chwilę będzie to oddział antyterrorystów. Pomogą nam zobaczysz.

Ktoś niespodziewanie znowu kopną w drzwi. I zaczął się drzeć.

-Zabije cię Santan, a twoją pieprzoną żonkę nauczę pokory w mniej inny sposób. Za nim się ciebie pozbędę zrobię to z nią na twoich oczach- Adrien strasznie się spiął i wiem że gdyby rzucił jeszcze jednym takim tekstem wypieprzył y drzwi z zawiasów. Wpakował by w tego typa dwa magazynki i jeszcze było by mu za mało. 

Przytuliłam się jeszcze mocniej o Adriena. Nie mogłam słuchać tego co ten obrzydliwy typ mówił. Chciał zrobić mi to co w przeszłości człowiek ciotki moich braci. Oczywiście ich ciotka trafiła do zakładu psychiatrycznego. Stwierdzono u niej schizofrenię i zespół stresu pourazowego. 

Przerażające jest to że ten chłopak zachowywał się tak samo jak Larisa. Prawdo podobnie miał jakąś styczność z ludźmi zbierającymi haracz. Całkiem możliwe jest to że zapożyczył się u naszej rodziny jak kiedyś Ryder u mojego brata. 

-Kochanie, została mi wysłana wiadomość że oddział przebywa już na naszej posesji zaraz wszystko będzie dobrze. Złapią tego psychicznie chorego człowieka i już nigdy nie zaszkodzi naszej rodzinie-Adrien wstał i pociągnął mnie za sobą- Musisz coś zjeść. Wtedy lepiej się poczujesz- Zaprowadził mnie do dość dużych rozmiarów spiżarni- Na co masz ochotę?

-Na nic. Jeśli cokolwiek teraz zjem od razu to zwymiotuje- oznajmiłam wpatrując się w oczy mężczyzny, którego tak bardzo kochałam.

Za drzwiami, już drugi raz tego dnia usłyszałam strzały. I rozkazy do napastnika takie ja na przykład "Rzuć broń" czy "Ręce wysoko nad głową". 

Adrien pociągną mnie w stronę wyjścia. Jak ja się cieszyłam że wreszcie będę mogła opuścić to miejsce. Chwilę zajęło mu otworzenie tych wielkich rozmiarów drzwi. 

Za drzwiami stali jacyś ludzie. Zbierali chyba dowody z ziemi. Na końcu korytarza zauważyłam Tony'ego, Shana i Vinca. Wpadłam w ramiona Shana i zaczęłam płakać.

-Boże, dziewczynko- Shane jeszcze bardziej przycisną mnie do siebie- Już myśleliśmy że coś ci się stało i że nigdy więcej cię nie zobaczymy.

-Wszystko już będzie dobrze- Vincent położył swoją rękę na moim ramieniu i się lekko uśmiechną.

/❤️

dzisiaj dłuższy rozdział mam nadzieje że się wam podoba. Do zobaczenia jutro. 😘

Rodzina Monet "Co by się stało gdyby"Where stories live. Discover now