rozdział 11

57 3 0
                                    

- To trochę potrwa, tak tylko uprzedzam.
     Zaczęłyśmy z Olivią wpatrywać się z zainteresowaniem we wszystko. Auta, które tu były robią wrażenie.
- A, więc macie jednak jakiś legalny biznes.
- To głównie Liam. I skłamałbym, gdybym powiedział, że jest całkowicie legalny.
- Naprawdę dasz radę to zrobić na dziś?- spytała Olivia.
- Postaram się, ale nie obiecuję.
     Po jakimś czasie przyjechał Noah.
- No co tak długo?
- Cóż.
- Nieważne.
    Patrzyłyśmy jak Liam majstruje przy aucie.
- Nie nudzi się wam?- spytał Caden-.
- Nie, wręcz przeciwnie. Kto to w ogóle był?- spytałam się.
- Lepiej dla was żebyście nie wiedziały.
- Aha, nie no prawie nas zabili nie sądzisz, że powinnyśmy wiedzieć?
       Westchnął.
- Nikt szczególny, naprawdę nie zaprzątajcie sobie tym głowy. Da wam spokój.
     Akurat, jeśli on nie chce mi powiedzieć, sama się tego dowiem.
- Dobra zrobione- powiedział około 7 Liam.
- Wygląda naprawdę dobrze, jakby nic się nie stało.
- Wiadomo, jestem najlepszy.
- Jasne, jasne, jedziemy.- powiedziałam.
- Pojedziemy za wami.
- Bo?
- Lepiej, żebyście nie jeździły same.
- Mówiłeś, że się od nas odczepi - powiedziałam z bezczelnym uśmiechem - zdecyduj się. Chodź Olivia. Mogę prowadzić do domu?
- Jasne
- Napisz mi jak dojedziesz do domu - powiedziałam, gdy już przesiadłyśmy się pod moim domem.
- Jasne.

*

     Znowu trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości. Czy może istnieć gorsze rozpoczęcie tygodnia niż hiszpański? Weszłam do szkoły i skierowałam się do automatu. Co z tego, że jedną kawę już dziś wypiłam. Potrzebuję kolejnej. Byłam dosyć wcześnie, więc usiadłam pod klasą. Nawet, nie zdziwiłam się, kiedy po dzwonku Noaha dalej nie było. Zajęłam swoje miejsce. Ta jędza się we mnie wpatrywała. Odwal się.
- Dobrze, wyciągamy karteczki. Nikt nie zgłosił nieprzygotowania.
     Teraz to już na pewno mogę szykować trumnę.
- Pan Cyrus jak zwykle spóźniony. To nic, proszę siadać i wyciągnąć karteczkę. Macie 15 minut, żeby odpowiedzieć na 8 pytań- ją chyba coś boli- powodzenia - w dupe se je wsadź.
- Nie zdam- powiedziałam do dziewczyn, które czekały przed klasą.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam Emma. Zrobiła nam niezapowiedzianą kartkówkę.
- Jakbym wiedział, że tak będzie to w ogóle nie przychodził bym na pierwszą lekcję.
- Taa, tragedia. Cóż egzaminy chyba napiszę za dwa lata, nie za rok.
- To tylko jeden przedmiot.
- Aria, jestem zagrożona z połowy przedmiotów. Olivia jak auto?
- Działa i na szczęście rodzice się niczego nie domyślili. Dostałam burę od brata, że znowu gdzieś zniknęłam na długo, ale mam to gdzieś.
- Ile twój brat ma tak właściwie lat?
- Po co Ci to wiedzieć Noah?
- Tak pytam.
- 21.
     Po lekcjach nie miałam na nic siły. Powinnam się pouczyć, ale zamiast tego ucięłam sobie drzemkę. Obudziłam się dopiero, gdy wróciła mama. Po kolacji ona poszła spać, a ja byłam wypoczęta, więc odrobiłam chociaż lekcje. To w zupełności wystarczy. Zaczęłam czytać Binding 13.

*

     Następnego dnia wypiłam dwie kawy, żeby się jakoś postawić na nogi. Nie pomogło i dziewczyny chyba też to zauważyły.
- O Jezu, co Ci?
- Jeszcze jeden rozdział.
      Wzruszyłam ramionami.
- O Matko, co czytałaś?
- Reread Credence.
- O i aż tyle Ci to zajęło?
- Taa, bo jak wróciłam do domu to ucięłam sobie drzemkę. Później nie chciało mi się spać i czytałam do rana. Tak wyszło.
    W rzeczywistości tak się wciągnęłam w tą książkę, że nie zauważyłam, kiedy zrobiła się 6:30 i trzeba było wstawać. Snułam się po szkole jak cień. Dziś to już w ogóle nie miałam humoru. Ziewałam i przysypiałam na lekcjach. Z ulgą przyjęłam wiadomość o końcu lekcji. Jak najszybciej pobiegłam do domu. Rzuciłam dziewczynom tylko: cześć. Muszę się przespać. Rzuciłam się od razu na łóżko.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Mamy chyba jeszcze nie było, więc poszłam otworzyć.
- Cukierek albo psikus.
      No tak, impreza była w sobotę, ale Halloween jest dzisiaj. Logiczne, więc, że będą pojawiać się dzieci. Wrzuciłam im parę cukierków i siadłam w salonie. Byłam na tyle zmęczona, że nie miałam siły odrabiać lekcji, ale też na tyle wypoczęta, że bym nie zasnęła. Postawiłam, więc na włączenie Ever after high. Nie włączyłam filmu. Tylko po kolei oglądałam wszystkie odcinki. Po kilku odcinkach, usłyszałam znowu dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że to kolejne dzieciaki, inaczej bym nie otworzyła.
- Cukierek albo psikus.
- Co wy tu wszyscy robicie?
    Patrzyłam z niedowierzaniem na wszystkich, ubranych dokładnie tak samo jak w sobotę. Były tu nawet Lily, Betty i Stella. Czym ja sobie zawiniłam?
- Idziesz z nami zbierać słodycze.
     Myślałam, że to mi się śni i ich wszystkich tu nie ma, a Noah wcale nie zaproponował mi czegoś tak irracjonalnego.
- Zwariowaliście. Nigdzie nie idę.
     Zaplotłam ręce na piersi.
- Idziesz. Idź się przebrać w strój.
- Nigdzie, nie idę. Poza tym mojej mamy jeszcze nie ma. Nie wiem, czy mi pozwoli i w ogóle co to za pomysł. Przestępcy zbierający cukierki.
     Prychnęłam.
- No właśnie skoro my możemy to ty tym bardziej.
    Kurwa.
- Muszę być bardziej asertywna. Dajcie mi 10 minut.
      Przebrałam się. W międzyczasie moja mama wróciła. Powiedziałam jej, że mam przyjaciół wariatów i każą mi zbierać cukierki. Uznała to za świetny pomysł. Nawet ona mnie nie uratowała. Z miną męczennicy wyszłam z domu.
- Zadowoleni?
     Patrzyłam na ich twarze. Wszyscy się uśmiechali. Poza mną. Znowu tu nie pasuję. Ale nie uśmiechnę się. Jeny co ja robię. Mam 17 lat, a zachowuję się jakbym miała 7.
- Bardzo.
     Zaczęliśmy łazić od domu do domu. Dziwne to było. Zwłaszcza, że miałam z tyłu głowy, że oni jeszcze kilka dni temu włamali się na komisariat. muszę mimo wszystko na nich uważać. Nie dowiedziałam się jeszcze kim byli Ci ludzie, co nas ścigali. Głowa mnie boli od myślenia. Obeszliśmy całe moje osiedle i kawałek sąsiedniego. Już mieliśmy wracać.
- Ej wy Liverpool czy Everton.
Patrzyłam na 7/8 umięśnionych typków. Nie wiem, czy mielibyśmy z nimi jakieś szanse. Dlaczego to zawsze mi się przytrafia?
- To jak?
    Cholera. Zawsze lepiej jest powiedzieć Liverpool, jest ich mimo wszystko więcej.
- A co? Kogo to obchodzi?
- Słucham?
     Kurwa. Zaczęli kierować się w naszą stronę z pałami. Chłopaki wyglądali jakby byli chętni się z nimi bić. Cóż nie zamierzałam do tego dopuścić.
- Kolega miał na myśli, że Liverpool.
    Nie wiem czemu Caden spiorunował mnie wzrokiem.
- Pewnie nawet nie umiesz wymienić trzech zawodników- prychnął chyba ich przywódca.
- Salah, Diaz, Van Dijk, wystarczy?
- Hm, okej, dobra decyzja.
- Świetnie my już pójdziemy, nie?
    Zaczęłam pchać wszystkich w kierunku mojego domu.
- Uff.
- Poradzilibyśmy sobie z nimi.
- Wolałabym jednak tego nie sprawdzać. Wracam do domu.
- Zaczekaj. Odprowadzę Cię.
- Umiem sobie sama poradzić. Jak widzisz. cześć
    Nic sobie jednak z tego nie zrobił, bo pobiegł za mną.
- Uch, mógłbyś mi wreszcie dać spokój?
- Nie.
     Jeny i ja przegrałam z tym facetem zakład. Okropne. Teraz mam z tyłu głowy, że w każdej chwili może czegoś ode mnie chcieć.
- Jak widzisz, jesteśmy pod moim domem. Możesz iść.
- Mogę.
- Musisz.
- Nie zaprosisz mnie na herbatkę?
- Nie, cześć.

Nie wiem jeszcze, czy ten fragment z kibolami tu zostanie. Dajcie znać, czy lepiej go zostawić, czy usunąć?
Teraz rozdziały będą pojawiać się częściej co 2/3 dni, bo skończyłam pisać.
Miłego dnia 😘❤️














nobody breaks my heart [16+] ( Break #1) [ Zakończone]Where stories live. Discover now