rozdział 21

42 4 0
                                    

   Rzadko się stresuję. Mam już tak wywalone na świat, że naprawdę to jest uczucie, które towarzyszy mi tak często jak czytanie młodzieżówek. Czyli praktycznie w ogóle. Idąc do szkoły miałam włożone w uszy słuchawki. Muzyka mnie uspokaja. Konkretnie robi to piosenka Maleny why. Przysięgam, że jej głos jest jak lek na moją duszę. Dotarłam do znienawidzonego przeze mnie budynku i z cichym westchnieniem udałam się do sali. Zadziwiającą rzeczą było to, że Noah już czekał przed salą. Jego ojciec musiał się naprawdę wkurzyć. Stanęłam pod ścianą i wzięłam serię uspokajających wdechów. Będzie dobrze. Musi być. Zabrzmiał najbardziej znienawidzony przeze mnie dźwięk, więc weszliśmy do sali.
- Kto nie poprawia, siada do ostatnich ławek. Ci, którzy poprawiają z przodu.
   Usiadłam w drugiej ławce. Mam nadzieję, że nie będzie jakiś trudny. Zupełnie nie wiem, po co Noah siadł ze mną. Jeśli myśli, że ode mnie ściągnie to się myli.
    Generalnie chyba nie poszło mi źle. W miarę zadowolona wyszłam z klasy, dziewczyny opierały się o ścianę.
- I jak wam poszło?- spytała Aria.
    Nawet nie zarejestrowałam momentu, gdy Noah pojawił się tuż obok mnie.
- Chyba nienajgorzej - powiedziałam- nie gadajmy o tym.
- Okej, co powiecie na imprezę?- zapytała z ekscytacją moja najlepsza przyjaciółka, a ja przejechałam dłonią po czole. Ostatnia nie skończyła się za dobrze. Lekko ujmując.
- Kiedy i gdzie?- spytała Olivia.
- W sobotę. Na moim osiedlu. Rodzice wyjeżdżają, wolna chata.
- A my nie idziemy do kina ze Stellą i Lily w sobotę?- spytałam mając nadzieję, że to wybije jej ten pomysł z głowy. Jednak zapomniałam, że to moja przyjaciółka.
- Faktycznie. To możemy zrobić tak, że najpierw pójdziemy do kina, a później razem z dziewczynami się przyszykujemy u mnie i pójdziemy na imprezę.
   Jęknęłam wiedząc, że już przegrałam. Aria napisała na grupie i nasze nowe koleżanki oraz Betty się zgodziły. Po lekcjach walnęłam się na łóżko i czytałam Binding 13.

*

   Wracałam we wtorek ze szkoły. Pogoda powoli zaczynała oznajmiać, że idzie zima. Nie padał jeszcze śnieg i szczerze wątpiłam, że będzie padać.
Jednak temperatury zaczęły zbliżać się do 0°. Bardzo mi to odpowiadało. Uwielbiam jak jest zimno. Co prawda jesień to moja ulubiona pora roku, ale zimę też lubię. Zwłaszcza to, że wszystkie dziewczyny będą ubierały jak najgrubsze kurtki i czapki, szaliki albo chusty i będą chodzić w kozakach. Ja natomiast będę dalej chodziła w moich nieśmiertelnych białych butach Nike, krótkiej, jesiennej kurtce, bez szalika, a czapkę będę wkładać, a gdy zniknę z pola widzenia mamy to ją ściągnę. Niektórzy myślą, że się popisuję, ale mi naprawdę jest ciepło. Z przyjemnych rozmyślać wyrwał mnie dźwięk telefonu. Wyjęłam go z tylnej kieszeni moich jeansów. Caden? Czego on może ode mnie chcieć?
- Tak?
- Hejka, chłopaki sobie wymyślili, że musimy się trochę zrelaksować, więc organizujemy dziś u mnie imprezę zamkniętą i to mi przypadł zaszczyt ściągnięcia Cię na nią.
- Zaszczyt?
- Tak. To jak?
- W środku tygodnia?
- Robiłaś gorsze rzeczy w środku tygodnia.
    Przewróciłam oczami choć oczywiście nie mógł tego zobaczyć.
- Zastanowię się.
   W tym momencie moje serce na chwilę się zatrzymało. Spojrzałam w kierunku czarnego samochodu jadącego w moim kierunku.
- Jestem na drodze ze szkoły do domu. Nie rozłączaj się.
   Po tych słowach przyciszyłam na maksa dźwięk połączenia i schowałam telefon do kieszeni swojej bluzy. Auto zatrzymało się centralnie przede mną, a z auta wysiadł facet, który nas prześladuje od jakiegoś czasu. Prywatnie kuzyn Cadena.
- Czyżbyś rozmawiała ze swoim księciem.
    Miałam nadzieję, że po tych słowach Caden się rozłączy. Patrzyłam z nienawiścią na tego człowieka. Mimo, że w środku całam drżałam.
- Nie twój interes.
- Pojedziesz gdzieś z nami.
- Nie.
- To nie było pytanie.
- Nigdzie z wami nie jadę.
   Wiem, że igrałam z ogniem.
- Pojedziesz.
    Dwóch jego osiłków, którzy stali za nim odbezpieczyło broń. Zazwyczaj było ich czterech. Jeden siedział za kierownicą. Natomiast tego czwartego nigdzie nie widziałam.
- Nie pojadę.
   Zaśmiał się. Nie był to jednak śmiech rozbawienia, nie. Był to śmiech samego szatana. On był szatanem.
- Pojedziesz. No chyba, że nie chcesz już nigdy więcej nigdzie pojechać.
   Po tych słowach jeden z tych goryli wycelował we mnie pistolet. W środku aż mnie skręciło. Na zewnątrz pozostałam obojętna.
- Nigdzie z wami NIE jadę.
- Naprawdę chcesz, żeby stała Ci się krzywda.
- Jak tam z wami wsiądę to tym bardziej mi się stanie. Nie jestem głupia. Naczytałam się za dużo książek i obejrzałam za dużo filmów, żeby się nie to nabrać.
    Nie ma opcji, że wsiądę z nimi dobrowolnie. Jeśli tu umrę, to przynajmniej z honorem. Moja odpowiedź ewidentnie go rozbawiła. Już miał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo obok mnie zatrzymało się znane bugatti. Jego kierowca wysiadł ze środka.
- No proszę, mój kuzyn. Jak miło Cię widzieć.
- No widzisz, a mi Ciebie nie.
- Ach łamiesz mi serce- jęknął teatralnie- zastanawiam się jak to jest, że zawsze wiesz, gdzie ona jest.
   Caden popatrzył się na swojego kuzyna takim samym wzrokiem jak ja chwilę wcześniej.
- To nie jest istotne. Ważne jest to, że miałeś zostawić je wszystkie, a dalej tego nie zrobiłeś.
   Zaśmiał się znowu kręcąc głową.
- Jesteś naprawdę naiwny, jeśli myślisz, że odpuszczę. Wydaje mi się jednak, że teraz przegrałeś. Nas jest czterech. Ty jesteś jeden.
- Jest nas dwoje- powiedziałam z niezachwianą pewnością siebie. Kuzyn Cadena wydawał się zaskoczony moją odwagą.
- Zmartwię Cię dziewczynko, nic nie możesz mi zrobić.
   Jeszcze byś się zdziwił. Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym nienawiści. Nagle podjechało BMW, z którego wysiedli Liam i Aiden. Ten drugi trzymał już pistolet i wycelował nim prosto w Charlesa.
- Jak widzisz, teraz siły się wyrównały- powiedział Caden. Dopiero teraz ten, który siedział za kierownicą czarnego auta, wysiadł i do nas dołączył. Liam również trzymał pistolet, ale w przeciwieństwie do Aidena trzymał go lufą skierowaną w chodnik. Atmosfera zgęstniała, a ja zapragnęłam tylko wrócić już do domu. Nagle drugi z goryli, który do tej pory trzymał pistolet w takiej pozycji, co Liam, wycelował pistolet w Cadena. Blondyn widząc to również podniósł swój pistolet i wycelował w kierunku osiłków. Atmosfera zrobiła się naprawdę napięta.
- Powiedz mi kuzynie. Naprawdę chcesz zginąć?
- Charles przestań kłapać tym dziobem.
    W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że stoimy na środku ulicy, a czwórka ludzi trzyma odbezpieczone pistolety. Po prostu komedia. Bynajmniej nie w dobrym słowa znaczeniu. W tym mieście to już normalne. Często się o czymś takim mówiło w wiadomościach. Nigdy jednak nie doświadczyłam tego osobiście. Jeśli ktoś to nagra jestem skończona. Naciągnęłam kaptur bluzy na głowę. Nie wiem jak to się wszystko skończy. Naprawdę zaczęłam się bać o życie swoje, przyjaciół i jego.
- Widzisz, zastanawiam się. Jak to jest zobaczyć jak jedna z najważniejszych dla Ciebie osób traci życie- na te słowa Caden się spiął- doskonale wiesz, że jestem w stanie to zrobić.
- Czego chcesz?
   Nie było dane nam jednak usłyszeć odpowiedź, bo usłyszeliśmy ryk syren policyjnych. Liam szybko podał pistolet Aidenowi, a chłopak schował oba do kabury. Mieliśmy już uciekać, ale tym razem nie zdążyliśmy. Kilka radiowozów zatrzymało się otoczając nas. Byłam skończona. Jak ja nienawidzę policji. Popatrzyłam na tych wszystkich policjantów, którzy wysiedli. Dwóch osiłków nadal celowało we mnie i Cadena.
- Podnieście ręce do góry. Proszę opuścić te pistolety.
    Gdyby nie to, że otaczali nas zewsząd, przewróciła bym oczami. Caden stojący obok mnie posłusznie podniósł ręce i uśmiechnął się cwanie. Dwóch osiłków nie wiedziało co ma robić. Jakich przygłupów on zatrudnia. W końcu policjanci zabrali im broń i zakuli w kajdanki. Nie wiedziałam, czy mnie też się to tyczyło, więc podniosłam ręce. Zdecydowanie bliżej mi było do tej ciemnej strony naszego miasta. Może i przez Cadena robiłam jeszcze głupsze rzeczy, ale to wcale nie on zapoczątkował to, że stałam się kimś złym. Nie mówię tu tylko o wyścigach. Jeździłam autem wielokrotnie bez prawa jazdy. Gdyby mnie złapali byłabym w kropce. Nie wspomnę o tym, że jedno auto ukradłam. To było w akcie zemsty na takim jednym idiocie, który dokuczał Ari w 2 klasie. Nikt, nawet Olivia o tym nie wiedziała. Ukradłam auto jego starych, a potem rozbiłam je niedaleko jego domu. Jego rodzice myśleli, że to on. Zresztą taki był zamiar. Powróciłam do rzeczywistości. Dwóch goryli już siedziało w radiowozie. Atmosfera znowu była gęsta. Tylko teraz byliśmy na muszce przez policję.
- Tak, słucham?- powiedział Caden.
     Był taki spokojny.
- Czyżby Caden Taylor we własnej osobie. No proszę mamy dziś szczęśliwy dzień. Wreszcie Cię zamkniemy.
- Muszę was zmartwić. Nic na mnie nie macie.
- Dostaliśmy donos, że jacyś ludzie znowu stoją na środku ulicy i celują do siebie z pistoletów. Tak myśleliśmy, że to ty, ale nie sądziłem, że uda nam się cię złapać.
- Dobrze sądziliście. Widzisz gdzieś u mnie pistolet?
- Wystarczy nam to, że tu byłeś.
- Nie rozśmieszajcie mnie. Nic nie zrobiłem.
   W pewnym momencie policjant podszedł do Aidena i chciał go skuć.
- Można zapytać z jakiego artykułu jest zatrzymanie?
- Nielegalne posiadanie broni.
- Mam na nią pozwolenie.
   Chyba zaskoczył tym wszystkich. Miny policjantów, Charlesa i jego goryla wyrażały zdziwienie i niedowierzanie. Caden i Liam się uśmiechali. A ja stałam tam z obojętnym wyrazem twarzy. Zaczynały boleć mnie ręce.
- Jeszcze wciągacie w to biedną dziewczynę.
    Przegiął. Odwróciłam się w jego stronę, bo do tej pory stałam do niego tyłem. Oczami ciskałam w niego gromy.
- Co pan powiedział? Biedną dziewczynę?
- No tak.
  Parsknęłam śmiechem.
- Nie życzę sobie być obrażana.
- Nie obraź się dziecko, ale.
- Nie jestem dzieckiem. Gwałciciele i mordercy chodzą po mieście, a wy tu sterczycie zamiast coś robić.
    Nie myślałam wtedy nad tym co mówię. Po prostu słowa same ze mnie wypadały. Powiedziałam to, co myślę o policji. Żeby wlepić komuś mandat za przekroczenie prędkości albo złe parkowanie są pierwsi, ale jak trzeba złapać mordercę mają to w dupie. Dlatego w tym mieście jest tak niebezpiecznie. Policja działa tu na najniższych obrotach. Policjant popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Naprawdę mnie już bolały ręce.
- Słucham?
    Nie dość, że głupi to jeszcze głuchy.
Odchrząknął.
- To może mi powiecie, dlaczego dostaliśmy zawiadomienie.
- Oczywiście mogę powiedzieć - zaczęłam - oni -wskazałam na Charlesa i jego goryla, który nie był w radiowozie - mnie napadli, a że akurat rozmawiałam przez telefon moi przyjaciele przyjechali, żeby mi pomóc.
- Ciekawe życie musisz mieć jak masz tyłu przyjaciół
    Nie wierzę. Któryś z nich naprawdę tak powiedział. Policjant.
- A co zazdrościsz?
- Dobrze, więc twoim zdaniem powinienem aresztować ich, a nie ich.
- Ja tylko mówię jak było. Pan zrobi z tym co chce.
    Naprawdę nie wiem skąd brałam tyle odwagi, ale nienawidziłam ich. Nienawidziłam policji każdą komórką mojego ciała.
- Dobrze, więc spiszemy zeznania.
  Wybornie.

*

      Zmęczeni wjechaliśmy do garażu Cadena. Reszta miała być za 10/15 minut. Usiedliśmy na sofie. Te wydarzenia wyciągnęły ze mnie wszystkie siły jakie miałam. Już nie protestowałam, gdy Caden mi powiedział, że jedziemy wszyscy do niego. Ostatecznie poza tamtymi dwoma osiłkami nikogo nie aresztowali. Spisali tylko nasze zeznania. Trochę to potrwało. Westchnęłam.
- Nie podziękowałam wam za pomoc, więc zrobię to teraz. Dziękuję.
   Aiden i Caden tylko unieśli dłonie. Oni też byli zmęczeni.
- Żaden problem złociutka. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli tego powtórzyć w przyszłości.
   Liam tryskał trochę większą energią. Już nic się nie odzywaliśmy. Po prostu siedziałam pomiędzy Liamem, a Cadenem w ciszy.
   Nasi przyjaciele rzeczywiście przyjechali w ciągu 15 minut. Najpierw Lukas ze Stellą i Lily.
- Wnosząc po tym, że tu siedzisz akcja się powiodła.
   No tak. Nie powinnam być zdziwiona. W końcu to ich informatyk. Nikt nie odpowiedział, więc po prostu usiedli. Za jakieś 5 minut przyjechał Noah z moimi przyjaciółkami. Wszystkie spojrzały na mnie zmartwione. Uśmiechnęłam się lekko do nich po czym zrobiłam trochę miejsca. Emma wcisnęła się między mnie, a Liama. Lukas ze Stellą na kolanach zajął jeden fotel, a Noah z Arią drugi. Betty, Olivia i Lily usiadły na drugiej mniejszej sofie. Opowiedzieliśmy im wszystko. Siedziałam przytulona do Emmy. Gdy skończyliśmy wszyscy wytrzeszczyli oczy.
- Miałaś szczęście, że rozmawiałaś z Cadenem- powiedział Noah. Oj tak dużo szczęścia - ale, dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem?
- Dobrze wiesz, dlaczego.
   Uniósł ręce w obronnym geście. Resztę popołudnia i wieczoru spędziliśmy po prostu siedząc razem, oglądając jakieś nieśmieszne komedie i jedząc maka. To było takie zwyczajne i potrzebne. Niestety wiedziałam, że nie może trwać wiecznie.
    Wszyscy opuścili już dom Cadena. Ja zostałam. Sama w sumie nie wiem po co. Noah mówił, że może mnie odwieźć skoro i tak jedzie odwieźć Arię. Caden jednak się uparł i stwierdził, że musi mnie odwieźć osobiście.
    Podjechaliśmy pod mój dom. Mama już spała. Napisałam jej, że wrócę później, bo siedzę z przyjaciółmi. Naprawdę byłam zmęczona. Tak samo jak chłopak siedzący za kierownicą. Odwrócił się w moją stronę.
- Jak się czujesz?
- Muszę być szczera.
- Przydałoby się.
- Jakby przejechał po mnie walec. Wykończona fizycznie i psychicznie. A ty?
- Podobnie. Skąd u Ciebie niechęć do policji?
- Po prostu. Nie lubię ich. Nigdy nie lubiłam. To co powiedziałam to prawda. Policja w tym mieście gówno robi. Skupiają się na nielegalnych wyścigach, a ludzie są mordowani.
- Kurde, a myślałem, że to przeze mnie.
- Przykro mi, że się zawiodłeś.
  Zaśmialiśmy się oboje.
- Będę już szła.
   Chwycił za swoją klamkę.
- Jesteśmy naprzeciwko mojego domu. Nie musisz mnie odprowadzać.
  Westchnął.
- Okej.
   Nachylił się w moją stronę i złożył krótki pocałunek na moich ustach.
- Cześć- powiedziałam.
- Cześć.
  Wyszłam z samochodu. Chłopak odjechał dopiero kiedy zamknęłam drzwi. Zasunęłam dom i udałam się do pokoju. Niemal rzuciłam się na łóżko. Uświadomiłam sobie, że muszę jeszcze wymyślić zemstę na Ashley i aż chciałam się zabić. Nastawiłam budzik, by móc rano wziąć prysznic i poszłam spać.

Miłego dnia 😘 ❤️












nobody breaks my heart [16+] ( Break #1) [ Zakończone]Where stories live. Discover now