Rozdział 26 A

255 43 5
                                    

Asher 26

- Jaja sobie robisz?! – rzuca nagle z nerwami i z niedowierzaniem Emma.

- Co? – pytam zdzwonimy nie rozumiejąc o co jej chodzi.

Dopiero co byłem przekonany, że Em dostała zawału i chciałem wzywać pogotowie, ale teraz nie wygląda jakby go potrzebowała. W zasadzie to już sam nie wiem co myśleć i co robić. Zgłupiałem kompletnie... Ale... chyba już jej się poprawiło, choć nie mam pojęcia po czym dokładnie. Może znowu dostała napadu paniki.

- Em? Co się z tobą dzieję? – dopytuję przyglądając jej się uważnie. Wolę mieć ją na oku i zareagować w porę niż przegapić jakiekolwiek niepokojące symptomy.

- Nic, nic – mówi cicho, potrząsając głową, jakby chciała odgonić od siebie nieproszone myśli.

- Jesteś pewna? To wyglądało dość poważnie. Byłem przekonany, że bierze cię zawał – wyznaję swoje obawy na głos.

- Ja...Ja... – jąka się nie wiedząc co powiedzieć. Nie zamierzam ją naciskać i ciągnąć za język.

- Chodź tutaj – mówię i przyciągam ją do siebie, jak zawsze gdy tego potrzebuje. I wiem, że ten moment nastąpił właśnie teraz, ponieważ dostrzegam jej rozbiegany wzrok i walkę z własnymi emocjami.

Widzę, że ma ochotę płakać, ale jednocześnie nie chce się temu poddać i okazać, że sobie nie radzi. Niezliczoną ilość razy próbuje przede mną hamować i tłumić ból oraz poczucie bezradności.

Ale przede mną nie musi udawać... Nie musi ukrywać, że coś ją trapi, ani zgrywać kogoś innego.
Przede mną może być sobą, pełna bólu, gniewu, żalu, rozczarowania, czy czego tam jeszcze chce.

- Co powiedział ci Harry? – pyta stłumionym głosem. Nie bardzo wiem o co jej chodzi i nawet nie jestem pewny czy dobrze zrozumiałem jej słowa, czy może coś mi się przesłyszało, bo wypowiedziała je będąc wciśnięta w mój tors. – Odpowiedz, Ash.

- Nie rozumiem. Co miał mi niby powiedzieć? – dopytuję, by jaśniej z precyzowała co ma na myśli.

- Wiem...wiem, że wymógł na tobie tę głupią obietnicę, abyś mi pomagał, ale co powiedział ci oprócz tego?

- A co miał mi powiedzieć?

- Czy... czy on chciał od ciebie czegoś jeszcze? – zapytała odchylając się ode mnie, ale nie na tyle, bym wypuścił ją ze swych objęć.

Nie mam zamiaru tego robić wcześniej niż to konieczne, bo Em potrzebuje wsparcia... Mojego wsparcia. A ja zamierzam dać go jej tyle ile potrzeba... Poza tym lubię gdy jest tak blisko mnie. Lubię trzymać ją w ramionach, bo to również działa na mnie kojąco i czuję się na właściwym miejscu. I niech mnie piekło pochłonie, ale cholernie dobrze jest gdy wtula się we mnie tak jak jeszcze przed chwilą.

- Nie, niczego ode mnie nie chciał, prócz opieki nad tobą oraz Kobem. I nie rozumiem skąd te pytania, Em. Do czego one zmierzają? – Tym razem to ja dopytuję chcąc  ją  zrozumieć. Chcąc wiedzieć co było powodem jej chwilowej paniki, bo na pewno ma to wspólnego z sytuacją sprzed chwili.

- Do niczego – mówi ponownie potrząsając głową, jakby chciała jednocześnie wyrzucić kłębiące się w głowie myśli. – Przepraszam. Dzisiejszy dzień po prostu mnie przerasta. Nie zwracaj na mnie uwagi. Chodźmy lepiej na ten płać zabaw.

Zrobiliśmy tak jak chciała Em i ruszamy do miejsca zabaw. Cisza, która nas otacza jest bardziej niekomfortowa niż zwykle. Niby fizycznie jesteśmy obok siebie. Idziemy ramię w ramię, lecz czuję przepaść jaka wytworzyła się między nami. I wcale mi się to nie podoba.

Pozwól mi sobie pomóc Where stories live. Discover now