Schodząc po schodach moje kroki odbijają się echem po wielkiej przestrzeni. Sarah ma wrócić dopiero jutro bo popłynęła ze swoim nowym chłopakiem na sąsiadującą wyspę żeby mogli spędzić trochę czasu razem. Weehzie jest na obozie siatkarskim i wróci dopiero w następnym miesiącu, a Rafe? Rafe niestety jest tu cały czas. Wiem, że zaczął pracę przy jachtach w firmie swojego ojca, ale nie za biurkiem bo nigdy tego nie chciał. Zawsze mówił, że chce być tam gdzie to się na prawdę tworzy. Ward jest z niego dumny bo w końcu jego syn przestał ciągle imprezować, pić i nadużywać narkotyków. I choć Rafe myślał, że świetnie się z tym krył i dobrze kłamał to cały czas był w błędzie. Nieważne.
Słyszę rozmowy i śmiech Toperr'a, który pomimo rozstania z Sarah nadal jest tu mile widziany i jest najlepszym przyjacielem jej brata. Sarah mówiła, że to rozstanie było obustronne bez żadnych prób powrotu. Zdrowe. Lubiłam ich razem.
Zatrzymuję się przed wejściem do kuchni skąd dobiegają rozmowy i głos Rafe'a. Uwielbiałam jego głos. Mocny akcent, męski głęboki ton i zawsze potrafił dobrze dobierać słowa.
Prócz zeszłego lata.
Wtedy był dupkiem.
Dziś nadal jest dupkiem.
I teraz muszę się z tym dupkiem spotkać po roku czasu udając, że wcale mnie nie zranił. Biorę głęboki wdech i robię kroki bo chcę mieć to już za sobą.
– Cześć. – mówię z uśmiechem zakładając włosy za ucho.
Cała czwórka kieruje na mnie swoje oczy. W tym on. Odwraca się będąc wcześniej podparty ramionami o wyspę kuchenną, a kiedy tonę przez ułamek sekundy w jego błękitnych oczach wspomnienia zeszłego lata uderzają jak fale podczas sztormu i bolą. Wygląda dobrze, lepiej niż rok temu, a krótko i równo ścięte blond włosy też za bardzo mu pasują. Jego rysy twarzy spoważniały i zrobiły się bardziej wyostrzone. Skóra zawsze była dopielęgnowana przez słońce.
– Mary? – wywracam oczami na teatralny zachwyt Topper'a wchodząc głębiej do kuchni. – Mary Ann Hathaway z Californii? – zupełnie nie zwracając uwagi na Rafe'a idę w stronę jego przyjaciela, który robi to samo z wyciągniętymi ramionami.
– Przestań idioto. – śmieje się.
– Mary Ann Hathaway z Californii wyglądasz seksownie w tym ciemnym kolorze i w tych szortach też jeszcze bardziej. – przytulam się do chłopaka i mogłabym tkwić tak całe wakacje byle by tylko przejąć od niego tą energię.
– Top pod moim dachem nie chcę słyszeć komplementów o seksownie leżących spodniach, koszulkach i innych częściach garderoby względem Mery lub moich córek. – mówi Ward wskazując na niego widelcem kiedy się od siebie odsuwamy. Nie chcę, ale wiem, że muszę przywitać się z jego synem dla zachowania pozorów. Nikt nie wie co się stało i nikt nie wie jakie są między nami relacje.
– Hej Mary, dobrze Cię widzieć.
– I Ciebie.
Krótka wymiana zdań i patrzenie w jego błękitne jak ocean oczy wiele mnie kosztuje, a kiedy widzę, że wykonuje kroki w moja stronę i rozpościera ramiona żeby mnie przytulić i robi to. To kosztuje mnie o wiele więcej. Jego dotyk piecze. Jego zapach swędzi. Jego bliskość boli. Otaczam go ramionami, niechętnie, ale kiedy już to robię zamykając oczy z bólu jedyne co widzę to jak mówi mi zeszłego lata jaka jestem piękna. Przypominam sobie jak tonę w jego oczach za każdym razem kiedy porusza się nade mną i całuje mnie w usta. Widzę i czuję zbyt bardzo. Dlatego jako pierwsza odsuwam się z wymuszonym uśmiechem i nie patrzę na niego bo nie chcę widzieć nic w jego oczach. Jego nie chcę widzieć.
– Jak się masz? Bo wyglądasz wow...nie Ward, nie rzucę po raz kolejny seksownych komplementów względem Mary pod Twoim dachem... – dodaje szybko blondyn co wywołuje u mnie szczery śmiech. Kolejny raz dzisiaj i cholera, stęskniłam się za własnym śmiechem. To idiotyczne wiem, ale to prawda. – Powiem jedynie, że wyglądasz dojrzalej i piękniej w tym ciemnym kolorze i ta długość, serio Mary odmieniło Cię to. – przyjmuję komplement pijąc wodę ze szklanki.
Odmieniło mnie znacznie więcej rzeczy Top.
– Ma rację.
Mam ochotę parsknąć śmiechem słysząc słowa Rafe'a, ale unoszę brwi wypijając szklankę z wodą do dna i tym samym nie muszę komentować tego co powiedział.
– Zrobiłam wasze ulubione naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną. – mówi Rose nakładając puszyste amerykańskie naleśniki na talerze. – Idźcie usiąść na tarasie, zaraz z Ward'em przyniesiemy obiad i spędzimy miło czas. – kiwam głową zagryzając usta.
Idę pierwsza nie czekając na pozostałą dwójkę bo czuję, że nawet w tak dużej kuchni jak u Cameronów przestrzeń dla mnie i syna wujka jest zbyt zamknięta i zbyt mała. Potrzeba mi świeżego powietrza, dostaję go z mocną dawka słońca, które moja skóra z chęcią przyjmuje. Skrzeczenie mew przy wodzie jeszcze dziś nie wydaje się być takie wkurzające.
Zapytajcie mnie o to jutro.
– Jak się czujesz? – stoję zaraz przy metalowej balustradzie, dłońmi mocno ściskam poręcz kiedy jego głos dociera do moich uszu, a zapach drażni w nos.
Obracam się sprawdzając czy Top też tutaj jest, ale musiał zostać w środku. Jesteśmy tylko my. Rafe jest zdecydowanie zbyt blisko mnie. Nie chce tego, ale też się nie odsuwam. Nie patrzę mu też oczy bo to sprawia mi ból. Nie chcę po raz kolejny w nich utonąć jak pozwalam na to przez te ostatnie lata.
– Nie udawaj, że Cię to interesuje. – mówię patrząc na falującą się wodę.
– Mary nie zachowuj się tak. Dzwoniłem i pisałem do Ciebie zaraz po wypadku, nie odpowiedziałaś ani raz. Ani kurwa raz i teraz masz do mnie pretensje? – rozchylam usta nie wierząc w to co słyszę.
Co za dupek.
– Zadzwoniłeś do mnie raz, jeden raz i wysłałeś durną wiadomość z pytaniem jak się czuję. Jak. Się. Czuję. Jedną wiadomość i na tym skończyło się Twoje interesowanie mną.
– Chciałaś żebym się do Ciebie dobijał? Wysyłał milion wiadomości jak Sarah albo Rose? Tego chciałaś Mary? – podnosi na mnie głos.
Chciałam żebyś pokazał, że choć trochę Ci na mnie zależy.
– Chciałam żebyś dał mi spokój.
Nie muszę na niego spojrzeć żeby wiedzieć, że zrozumiał dokładnie o co mi chodzi. Cisza z jego strony jest wystarczającą odpowiedzią. Kątem oka widzę jak nerwowo oblizał wargi i uciekł wzrokiem na morze jak ja. Podparł się na dłoniach o nagrzany metal.
– Mary to co zaszło między nami zeszłego lata... – nie chcę pozwolić dokończyć mu myśli. Nie chce słyszeć z jego ust drugi raz słów, które prześladują mnie do dzisiaj. Obracając głowę z całym zawodem i bólem w oczach, całą siłą jaką w sobie mam i patrzę się na niego.
– Było błędem. Jak wykorzystałam Ciebie, Ty wykorzystałeś mnie. Ty byłeś pijany, a ja zawsze tego chciałam. Ja zapomniałam, a Ty?
Nie zapomniałam.
Rafe obraca głowę kiedy zadaję pytanie i to pierwszy raz od zeszłego sierpniowego ranka kiedy patrzymy sobie w oczy tak długo. Sama nie wiem co widzę albo raczej co chcę widzieć w jego oczach. Wydaje się że ma wyrzuty sumienia, lekko ściągnięte brwi i nieco zmrużone oczy.
Patrzy na mnie inaczej niż tamtego ranka, ale to nic nie zmienia.
— Nie. I Ty też nie.
— Sam tego właśnie chciałeś, zapomnieć, nie pamiętasz?
— Mary nie bądź taka.
— Jaka? Jaka mam nie być Rafe? — jestem na skraju wylania się łzami, a uderzeniem go w policzek. Rozmowa z nim i bycie tak blisko niego kosztuje mnie zbyt wiele. Zbyt wcześnie rozmawiamy. Nie byłam na to w żaden sposób przygotowana. Przyleciałam zaledwie dwie godziny temu.
— Obojętna. To nie jesteś Ty. — on prostuje się kręcąc mało widocznie głową i znów oblizuje usta z nerwów, wyrzuca lekko dłoń w powietrze.
— Po co mi to mówisz? Po co wracasz do zeszłego lata?
Powiedz, że żałujesz tego co wtedy powiedziałeś. Powiedz mi to teraz.
— Bo wiem, że przez tamtą noc jest między nami tak jak teraz. — uśmiecham się, ale to jest uśmiech zrezygnowania. Kiedy teraz patrzy mi w oczu chciałabym, żeby potrafił z nich czytać bo wtedy byłoby o wiele prościej.
Nie przez tą noc. Tylko przez Ciebie i Twoje słowa.
— Zapomnij Rafe i tego lata zostaw mnie w spokoju.
CZYTASZ
Last summer was a mistake (Rafe Cameron)
FanfictionJak wykorzystałam Ciebie, Ty wykorzystałeś mnie. Ty byłeś pijany, a ja zawsze tego chciałam. Ja zapomniałam, a Ty?