XIV.Dla ciebie Aurelia

151 11 2
                                    

Korekta:_mtsjwriter

Dla osób które nie widziały mojej tablicy informuje że zmieniłam imię bohaterki z Liliana na Aurelia bo bardziej mi się podoba.

Wchodzę do mieszkania i od razu uderza mnie charakterystyczny zapach farby. Podczas remontu jedną z robionych rzeczy było właśnie malowanie salonu i mojego pokoju. Tak szczerze zmieniły się tylko kolory ścian w dwóch pomieszczeniach i niektóre meble, ale ja czuję jakbym weszła do innego mieszkania, jakby to nie było moje mieszkanie. Oczywiście to było na plus. Dla kogoś może być to dziwne, ale lubię zapach farby, wiele osób uważa go za nieprzyjemny i duszący, a ja go bardzo lubię. Wiele osób patrzy na mnie przez to jak na jakiegoś dziwaka, ale zresztą to nie tylko w tej sprawie, w wielu innych rzeczach też. Jestem inna od wielu osób, ale to jest normalne, bo przecież, jak to mówią, każdy jest inny i nie ma dwóch jednakowych osób.

Zanoszę walizkę, żeby ją później rozpakować, ale najpierw postanawiam iść na zakupy, bo moja lodówka świeci pustkami i jedyne co w niej jest to światełkom, nic innego. Powodem jest to, że sporo mnie nie było w tym mieszkaniu, bo mieszkałam z Patrykiem. W drodze do sklepu zaczepia mnie parę osób, którzy mówią że są fanami. Mój wygląd nie jest jakiś zadowalający, ponieważ nie mam na sobie ani grama makijażu, ale nie chciałam być niemiła dla widzów, więc zrobiłam sobie z nimi te zdjęcia, uśmiechając się sztucznie, ponieważ przez ostatnie dni nie miałam powodów do uśmiechu i jak on się pojawiał to tylko wymuszony. Liczę na to, że widzowie tego nie zauważają, ale wygląda na to, że nie, bo odchodzą zadowoleni po zrobieniu zdjęcia. Właśnie to mnie zawsze pociesza, że robiąc zdjęcie z fanem dla mnie może być to zwykła czynność, a dla kogoś może to być spełnienie marzeń, dlatego zawsze się staram robić zdjęcia i odmawiam ich tylko wtedy, gdy jem bądź jestem gdzieś z moją rodziną, która nie jest publiczna.

Dochodzę do sklepu osiedlowego, biorę koszyk, do którego po chwili wkładam potrzebne mi produkty. Zaczyna się wolno mam parę rzeczy, ale później mam prawie cały koszyk i nie dziwię się, gdy kasjerka mówi mi, że muszę zapłacić ponad 200zł, bo było tego dużo. Zadowolona wracam z zakupów i od razu odkładam je do lodówki, na blacie zostawiam tylko to, czego potrzebuję do zrobienia obiadu, ponieważ była już czternasta, a miałam jeszcze zamiar jechać po resztę moich rzeczy do Patryka. Nie chcę się tam więcej pojawiać, ale nie mam wyboru, ponieważ powoli kończą mi się czyste ubrania, więc wolę zaryzykować, pojechać po swoje rzeczy i jak najszybciej wrócić. Przeklinam w myślach, bo prawie przypalam mięso do spaghetti przez moje zamyślenie, mało brakuje, a wyglądałoby jak węgiel. Wolę tego uniknąć dlatego wyłączam indukcję i gotowe mięso, już przyprawione i z sosem nakładam na talerz na gotowy wcześniej makaron. Siadam do salonu, odpalam na szybko telewizję i włączam Netflixa, a wraz z nim jakiś nowy film, który nie jest długi, więc jestem pewna, że trochę mi się uda go obejrzeć w trakcie jedzenia. Jak na to, że to to pierwszy lepszy film, który wybieram nawet nie sprawdzając opisu jest on okej tak samo jak moje prawie przypalone mięso no cóż. Staram się jak najbardziej przeciągać jedzenie posiłku, bo chcę też jak najwolniej pojechać po moje rzeczy, ponieważ staram się uniknąć spotkania z nim, bo wiem, że gdybym spojrzała w te oczy, które tak pokochałam zmiękłabym i gdyby mnie poprosił o to bym została, zgodziłabym się. Chcę tego uniknąć. Gdy już nie daje się przedłużać jedzenia, ponieważ wszystko zjadam. Zbieram się fizycznie i psychicznie i ruszam w stronę wyjścia wcześniej odnosząc do zmywarki talerz. Siadam w samochodzie i kładę dłonie na kierownic. Od razu zwracam uwagę na stan moich paznokci - mam duży odrost i jeden paznokieć już mi prawie odlatuje, więc postanawiam później, na rozluźnienie, umówić się na paznokcie. Niestety nie wiem czy uda mi się mieć dzisiaj nowe paznokcie, bo moja kosmetyczka nie ma tak luźnych terminów, ponieważ przychodzi do niej masa osób. Jednak myślę, że z racji, że jestem jej stałą klientką to za parę dni gdzieś mnie wpisze do kalendarza. Zajmę się tym po powrocie. Odpalam samochód i zaczynam jechać w dobrze znanym mi kierunku. Droga zajmuje mi wyjątkowo mało czasu, ale to chyba dlatego, że nie ma żadnych korków. Jak zwykle, dzisiaj ewidentnie wszystko jest przeciwko mnie. Gdy już jestem na posesji, wychodzę z samochodu i staję przed drzwiami od domu, biorę głęboki oddech i po chwili pukam. Na początku nikt mi nie otwiera i już zaczynam myśleć, że nikogo nie ma i rozważam wrócenie do samochodu, ale nagle otwierają się one i ku mojemu zaskoczeniu drzwi otwiera Alan. Trochę mnie to zastanawia ale nie mam zbyt czasu nad tym pomyśleć, bo ten się odzywa:

-Przyszłaś do Patryka? Jeżeli tak to chwilowo go nie ma, bo poszedł do sklepu coś kupić – mówi chłopak, spoglądając na mnie pytającym wzrokiem.

-Nie, przyszłam po resztę moich rzeczy, bo ostatnim razem nie udało mi się wszystkiego wziąć i trochę ich tu zostawiłam i dlatego tu przyszłam – odpowiadam, siląc się na uśmiech, który bardziej wyglądał jak grymas.

-Wejdź – mówi krótko i przesuwa się na bok, robiąc mi miejsce i zaraz po tym jak wchodzę zamyka drzwi.

-Dziękuję - odpowiadam i z lekką obawą kieruję się do pokoju który jeszcze niedawno był mój i mojego byłego chłopaka .

Pokój od ostatniego razu się nie zmienił. No może oprócz tego, że w niektórych miejscach walały się jakieś ubrania, ale tak to wszystko wyglądało tak samo jak przed moim odejściem. Nagle zaczynam sobie przypominać wszystkie dobre wspomnienia, ale po chwili otrząsam się, bo przecież nie po to tutaj przyszłam. Otwieram szafę i zaczynam pakować moje wszystkie rzeczy do walizki, którą ze sobą wzięłam. Nagle słyszę za sobą głos i gdy wiem, że znam dokładnie ten głos, przeklinam w myślach.

-Wróciłaś? - pyta z nadzieją brunet na co ja tylko kręcę głową, czując jak szklą mi się oczy.

-Przyszłam tylko po rzeczy i zaraz sobie idę. Nie chciałam ci przeszkadzać ani nic - odpowiadam nie spoglądając na niego tylko nadal pakując rzeczy.

-Nie przeszkadzasz, przecież to niedawno był twój dom i masz prawo tu być – mówi, ale nagle milknie jakby zorientował się, że powiedział za dużo. Nic nie odpowiedziałam, ale czułam, że chłopak nadal tu jest i chyba nie ma zamiaru za szybko sobie pójść.

-Możemy porozmawiać? - pyta po chwili.

-Nie, nie porozmawiamy. Już ci powiedziałam, że to koniec. Sama wiem co widziałam - odpowiadam lodowatym tonem czym sama siebie zaskoczyłam.

-Aurelka… - nazywa mnie moim ulubionym zdrobnieniem, bo wie, że mnie to ruszy, ponieważ tylko on mnie tak nazywa.

-Dla ciebie Aurelia - mówię zapinając walizkę, bo kończę pakować już wszystko co jest moje.

-Nie bądź taka oziębła i poważna, nie lubię takiej wersji ciebie – prosi, pierwszy raz podchodząc bliżej do mnie.

-Teraz to jest moja jedna z głównych wersji, więc musisz się przyzwyczaić – mówię z kpiną. Zachowuję się jak totalna suka i wiem o tym.

Nie mam już ochoty z nim więcej rozmawiać, więc wstaję i ciągnę za sobą walizkę, ponieważ jest ona na kółkach. Ruszam do wyjścia z pomieszczenia. Cały czas czuję na sobie jego wzrok, ale nie mam zamiaru się obracać tylko wręcz przeciwnie ignorować go. Tak jest łatwiej i mniej boli, gdy na niego nie patrzę. Oddycham z ulgą, gdy już jestem w samochodzie i wracam do domu. Tak jak myślałam to spotkanie było trudne, ale niestety konieczne. Zachowywałam się tak, dlatego żeby przestał się mną interesować, przestał o mnie myśleć. To było głupie. W domu rozpakowuję na szybko swoje rzeczy i dzwonię do mojej kosmetyczki tak jak miałam w planach. Zgodnie z moimi przewidywaniami udało jej się mnie wpisać w kalendarz, a dokładniej na za dwa dni, więc chociaż z tym miałam farta.

Dwa dni później siedzę u kosmetyczki, pokazując jej jakie chciałabym paznokcie.

-Czyli robimy takiego typu, różowe z dodatkami błysku i trochę białego mam rozumieć? - pyta mnie miła pani, która zajmuje się mną, a konkretniej moimi paznokciami.

-Dokładnie tak – odpowiadam.

-Trafiła pani w dobre ręce, bo parę godzin temu robiłam podobne paznokcie i wyszły idealne, więc nie ma się pani na pewno czym przejmować – mówi, uśmiechając się ciepło. Bierze się do pracy. Na moją buzię też wstępuje uśmiech i wyjątkowo nie wymuszony co trochę mi poprawia samopoczucie.

-Są przepiękne– mówię po tym gdy mam już gotowe paznokcie i spoglądam na nie. Płacę za usługę i z odświeżonymi paznokciami wracam do domu, czując w końcu jakiś wewnętrzny spokój, mimo że wiem, że będzie to chwilowe i później znów będzie u mnie źle. Zawsze tak jest, tylko że akurat dzisiaj pierwszy raz od jakiegoś czasu szczerze się uśmiecham, a wystarczyły mi do tego tylko nowe paznokcie. Czasami małe rzeczy są potrzebne do szczęścia. 

After All |  𝓜𝓸𝓻𝓽𝓪𝓵𝓬𝓲𝓸Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt