/3/

95 15 44
                                    

Następnego dnia zjedli śniadanie we trójkę, a Jimin próbował być bardziej zaangażowany w rozmowę. Nie przychodziło mu to łatwo, bo tematy nie pojawiały się w głowie, nawet jeśli ich usilnie szukał. Ostatecznie skupił się na słowach przyjaciół i zadawał pytania, co stanowiło połowę sukcesu.

Drugą było zjedzenie prawie całej kanapki i uśmiechanie się z największą szczerością, od ostatnich miesięcy. Okazało się, że we trójkę było łatwiej. Nie musiał wtedy przejmować na siebie tak dużej odpowiedzialności za rozmowę, mogąc się swobodniej wycofywać. Chociaż starał się tego nie robić, wiedząc, że powrót zawsze jest wyzwaniem.

Ostatecznie jednak, Tae musiał iść.

Wyściskał ich obu, obiecał, że wkrótce znów się pojawi i zostawił ich samych z Bamem.

-I...jak było? - Zapytał Jungkook, podłapując jego zagubione spojrzenie, gdy zawędrował do kuchni po dodatkową porcję kawy.

-Ja powinienem o to zapytać - prychnął Jimin, trącając go ramieniem - zdałem test na wystarczająco żywego człowieka?

-Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło.

-Wiem - zapewnił, opierając się o blat- wybacz, jestem trochę zardzewiały w swoich żartach. Było...miło.

Kookie posłał mu tak szeroki uśmiech, że automatycznie poczuł wyrzuty sumienia.

Dlaczego on się przejmował jego opinią? Dlaczego, zamiast zostawić go w spokoju, wolał przebrnąć przez tomiszcza, zapewne niezbyt lekkich książek?

Chciałby go o to zapytać, ale...obawiał się, że wywoła tym samym kolejną falę troski przyjaciela. Gubił się w tym, co naturalne, a co wywołane jego samopoczuciem.

Chyba mimowolnie westchnął, bo Jeon wlepił w niego ten swój czujny wzrok.

-Kook...-mruknął z naganą - nie zachowuj się, jakby jedno moje skrzywienie lub jęknięcie miało sprawić, że umrę.

Chłopak zagryzł policzek, ale nie ciągnął tematu, jawnie go zmieniając.

-Wyjdźmy razem na siłownię - zaproponował wywołując w Jiminie natychmiastowy protest.

-Nie.

-Ruch zawsze ci pomagał - przekonywał dalej Jungkook.

-Tak...-mruknął - no cóż...nie wiem, czy zauważyłeś, ale wczoraj wypluwałem płuca po spacerze korytarzem, nie sądzę, żeby teraz było, jak zawsze. Nie nadaję się do wychodzenia.

-W porządku - stwierdził, unosząc dłonie w obronnym geście - zostańmy na siłowni w mieszkaniu, nie musimy nigdzie iść.

Coś w jego tonie kazało Jiminowi podejrzewać, że przyjaciel go podpuścił, teraz jedynie grając chętnego na kompromisy. Uśmiechnął się półgębkiem, opróżniając kubek.

-Nie mam dresów - sięgnął po ostatnią deskę ratunku.

-Jestem przekonany, że jakieś pakowałem do twojej torby.

-Dobrze - skapitulował Park i wymijając przyjaciela złapał jego buńczuczne spojrzenie - ale wiem, że to zaplanowałeś.

          Przeszedł do sypialni, którą dziś dzielił z Tae i wypakowując ubrania na łóżko, szukał dresów, o których mówił Kookie. Znalazł jedne na samym dnie, ale rozkładając je płasko na kołdrze zrozumiał, że...nie należały do niego. Rzeczywiście dobrze je pamiętał, jednak znał fakturę bardziej z faktu przyciskania do nich policzka, niż noszenia na sobie.

Serce zakuło go boleśnie, jakby za karę, że zbyt długo pozwalał na bycie w teraźniejszości. Zadrżał, przysiadając na łóżku, by zapanować nad oddechem. Nie chciał się taki pokazywać przyjacielowi. Obiecał, że się pozbiera, a łzy, cisnące się do oczu stanowiły tego przeciwieństwo.

Ponad bólem [Kookmin/Jikook]Where stories live. Discover now