54. Odkupienie

76 7 16
                                    

Raeken głośno przełknął ślinę, wpatrując się w dwie postacie w korytarzu. Liczył, że zaraz za nimi pojawi się trzecia, ale po paru sekundach przestał robić sobie nadzieję. Zerknął jeszcze na telefon w swojej dłoni, ale tak jak się spodziewał, połączenie zostało zerwane. To mogło znaczyć tylko jedno... Najgorszy scenariusz z obecnie możliwych. Skarcił się w myślach, że tego nie przewidział. To nie było możliwe, aby Doktorzy nie zwracali uwagi na otoczenie. Oni zawsze widzieli wszystko, wszystko planowali i brali pod uwagę. To było niemożliwe, aby teraz tak po prostu nie zauważyli Jenny i Davida.

Kiedy tylko jeden z nich się odezwał, Theo wiedział już, że przez cały czas tańczył tak, jak mu zagrali.

– Proszę, jakie miłe przyjęcie, wszyscy przygotowani na naszą wizytę – powiedział sarkastycznym tonem, co w połączeniu z jego mechanicznym głosem brzmiało naprawdę groteskowo – No już, schowajcie te pazurki. Spróbujcie się poruszyć, a mała beta przed śmiercią nie zobaczy rodziców. 

Słowa te zawisły w pokoju jak noże gotowe dźgnąć wszystkich po kolei. Liam wyglądał, jakby już otrzymał cios... Zabójczy. Cała krew odpłynęła z jego twarzy, zostawiając jedynie przerażenie. W przeciwieństwie do Raekena nie domyślił się tego od razu, ale teraz cała prawda uderzyła w niego jak cios pięścią. Doktorzy grozili jego rodzicom... Prawdopodobnie mogli ich skrzywdzić w każdej chwili. A do tego on sam był spisany na straty. Cokolwiek by nie zrobili, ktoś tu dziś zginie... I ta świadomość pozbawiła go jakiejkolwiek chęci próbowania.

Na szczęście teraz to nie on musiał się starać. Theo wiedział, że dał się nabrać jak małe dziecko, ale zdawał sobie również sprawę, że nadal zna Doktorów najlepiej. Jeżeli ktoś może znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji, to tylko on.

– Czego chcecie? – zapytał łamiącym się głosem. Od tej odpowiedzi może zależeć wszystko...

– Satysfakcji. I tego, co należy do nas – odpowiedział Jedynka bez zawahania, a Theo powstrzymał się przed odetchnięciem z ulgą. Jeśli pragnęli satysfakcji, to znaczyło, że są gotowi zrobić wszystko, aby podnieść swoje ego. Będą mniej uważni, więc istniała możliwość, że dadzą się wprowadzić w błąd, że czegoś nie dopatrzą, nie zareagują dość szybko... Raeken niemal czuł, jak trybiki w jego głowie się obracają.

– To znaczy? Co mamy zrobić?

– Oni zupełnie nic – odparł Jedynka, wskazując na stado – To ty nabroiłeś Theo... Raz udało ci się uniknąć kary, ale drugi raz się nie wywiniesz...

Nie brzmiało to dobrze, ale również nie jakoś tragicznie. Theo widział, że byli zdesperowani i to go przerażało, ale równocześnie dawało nadzieję na jakiś błąd z ich strony. Ostatnie zdanie jednak sprawiło, że zrobił się szczególnie niespokojny. Doktorzy doskonale wiedzieli, co byłoby dla niego najgorszą tragedią.

– Jeżeli cokolwiek mu zrobicie, to wiecie, że nic z tego nie będzie – ostrzegł, wskazując na Liama stojącego u jego boku – To samo się tyczy jego rodziców. Wtedy równie dobrze możecie zabić i mnie.

Jedynka jednak pokręcił głową i odezwał się z czymś, co przypominało niezbyt dobrze udawane pobłażanie.

– Och, o to się nie musisz martwić, wszystko w swoim czasie. Jego rodzicom nic się nie stanie, za chwilę powinni się tu zjawić. Nie spadnie im włos z głowy. No... Chyba, że będziesz nieposłuszny. A w tym jesteś bardzo dobry.

Theo miał wrażenie, że wszystkie oczy w pomieszczeniu skierowane są na niego. Pewnie nawet się nie mylił. W końcu od niego wszystko teraz zależało... Los Jenny i Davida był w jego rękach i nie mógł powiedzieć, że go to cieszy. Czekała go zapewne kolejna ciężka próba.

Promises (Thiam) Where stories live. Discover now