Rozdzial 22

21 3 0
                                    

Stałam wpatrując się pusto przez siebie, a łzy bez przerwy spływały po moich policzkach. W moich uszach co chwile piszczały słowa Aarona. Zostałaś wyceniona na dwadzieścia tysięcy. Robiło mi się słabo, a przed oczami miałam mroczki. Nie mogłam uwierzyć, że Kai naprawdę mógł mnie potraktować tak przedmiotowo. Jak rzecz, którą można sprzedać drugiej osobie. Miałam nadzieję, że bratu mogło się coś pomylić lub Kai to jakoś zaplanował.

Drzwi do mojego pokoju zaczęły się delikatnie otwierać. Gdy drzwi uchyliły się na tyle, żebym mogła zobaczyć, że to Aaron odetchnęłam z ulgą. Przeniosłam wzrok z powrotem na ścianę przed sobą.

Usłyszałam jak brat cicho wzdycha i wchodzi do pokoju. Kątem oka widziałam jak powoli siada obok mnie na podłodze opierając się o łóżko. Spuścił wzrok na ręce.

-Kai nie jest dobrym człowiekiem za jakiego się podaje. - powiedział Aaron, a mnie coraz bardziej zaczęło to drażnić.

-Wszyscy to powtarzacie! Wszyscy mówicie „Kai nie jest dobry", „Kai nie jest tym za którego się podaje", a myśleliście w ogóle o tym, że może tak naprawdę go nie znacie? - mówiłam wściekła, bo doskonale znałam ten temat. 

-O czym ty mówisz? - spytał z zmarszczonymi brwiami brunet.

-O tym, że może podawać się za super groźnego, a tak naprawdę gdy zostaje sam w pokoju może płakać myśląc o tym jaki jest niewystarczający dla innych. - mówiłam z łzami w oczach patrząc w ścianę.

Czułam na sobie palący wzrok Aarona.

-Co się dzieje Nevaeh? - spytał, a ja milczałam.

Odetchnął i spojrzał na mnie ostatni raz.

-Wiedz że zawsze cię wysłucham. - dopowiedział brat, a do moich oczu napłynęło więcej łez. Zawsze lepiej było cierpieć w ciszy.

-Nie oceniaj bezpodstawnie osób, których jeszcze nie znasz. - głos zaczynał mi się łamać, a do oczu napływało coraz więcej łez.

-Przecież znam Kai'a. - odpowiedział Aaron, marszcząc mocniej brwi.

-Nie o tym mówię. - powiedziałam biorąc wdech. -Nie znasz go, tak naprawdę. Bez żadnej maski. - dopowiedziałam.

-A ty go niby znasz? - prychnął ironicznie.

-Wiesz że Kai choruję na nieuleczalną chorobę? - spytałam odwracając głowie w stronę brata.

Zapewne wyglądałam okropnie w potarganych nie mocno kręconych włosach, za dużej na siebie bluzce i krótkich spodenkach, sińcami pod oczami i czerwonymi przekrwionymi gałkami ocznymi po ciągłym płaczu. Po wyrwaniu się z zamyślenia zauważyłam przed sobą zszokowaną twarz Aarona i nie wiem czy mi się przewidziało, ale jego zaczęły się szklić.

-Nie wiedziałeś prawda? - spytałam na co brat jedynie spuścił wzrok, co było jasną odpowiedzią. -Tak myślałam, o tym właśnie mówiłam. - dodałam, a brunet odwrócił ode mnie wzrok.

Dalej patrzyłam na niego gdy wpatrywał się pusto w ścianę, a gdy po jego policzku spłynęła pierwsza łza, szybko wstał i wyszedł z pokoju. No tak on zawsze uciekał od problemów.

Mój szklisty wzrok utknął na szafie, a w głowie toczyła się istna wojna. Nie mam pojęcia po co to robiłam skoro i tak za każdym razem kończyło się tak samo. Jebana złudna nadzieja.

Wstałam i ruszyłam w stronę szafy, odszukałam odpowiednią półkę i ręka próbowałam znaleźć woreczek. Gdy już go wyczułam wzięłam go ze sobą i wysypałam trochę na biurko. Tylko jedna kreska. Kolejna pierdolona złudna nadzieja.

Jedna kreska
Ból zaczął mijać, ciało robiło się lekkie, a myślami byłam w innym, lepszym miejscu.

Druga kreska
Ból całkowicie minął, nie pamiętałam już jaki jest okropny.

Trzecia kreska
Obraz zaczął lekko wirować, zaczęłam słyszeć cichy szum, który koił moje uszy.

Wstałam, a następnie chciałam wyjść z pokoju, ale klamka cały czas się przesuwała i nie mogłam jej złapać. Udało mi się za nią chwycić i ją przekręcić, wyszłam i chciałam iść do Aarona po papierosa, bo swoje chyba zgubiłam. Nie wiem. Nic nie wiem. Zaczęłam iść w stronę pokoju brata. Znowu z lekkim trudem przekręciłam klamkę i próbowałam wzrokiem odnaleźć bruneta, ale wszystko za bardzo mi wirowało.

-Nevaeh? - usłyszałam damski głos jak zza grubej szyby.

Nie wiem co to za głos. Nie poznaje. To może mama?

-Aaron! - zawołała, a jej głos był piskliwy i raniący uszy.

Jakaś wyższa ode mnie osoba mnie objęła i zaczęła gdzieś prowadzić. To było miłe.

-Kai wróciłeś. - powiedziałam do chłopaka próbując dostrzec jego piękną twarz. Jednak nie mogłam. Nie umiałam.

-Tu Aaron. Znowu to zrobiłaś. - odpowiedział, a po jego głosie od razu było słysząc, że jest zawiedzony.

-Przepraszam, zawiodłam cię. - powiedziałam smutnym głosem, próbując, żeby mój język nie plątał się za bardzo.

-Nie zawiodłaś mnie, nic się nie stało. - słyszałam, że nie mówił prawdy, ale nie miałam teraz siły na kłócenie się, a szczególnie z bratem.

-Gdzie są rodzice? - spytałam, gdy zdałam sobie sprawę, że ich nie widziałam po powrocie do domu. 

Aaron westchnął i jak przez mgłę zobaczyłam, że odwrócił ode mnie wzrok, a ja zmarszczyłam brwi.

-Oni, załatwiają coś ważnego. - odpowiedział niepokojąco, ale więcej nie pytałam. Miałam ich w dupie i nienawidziłam ich odkąd tylko pamiętam. -Chodź położę cię spać. - odpowiedział zmieniając temat i przybierając na twarz sztuczny uśmiech. Nienawidziałam go, mimo że tak dobrze go znałam.

Następnie brat pomógł mi przejść do mojego pokoju i ostrożnie położył mnie na łóżku. I znowu to samo. Za każdym razem w tym momencie zastanawiam się po co istnieje? Po co nadal tu jestem skoro sprawiam tylko problemy. Obiecuję, że wyleczę się z uzależnienia, ale kiedy to nastąpi? Czuję, że oszukuje się cały czas. Czuję, że już dawno zgubiłam prawdziwą siebie. Zatopiłam ją w kokainie.

-Przepraszam, Nevaeh. - powiedział Aaron kładąc delikatnie dłoń na moim policzku. Poczułam jak jego łza skapuje na moją twarz.
Za co przepraszał?

~~~
Kolejny raz przepraszam jak będą błędy, ale muszę odrobić to, że tyle nie było rozdziałów...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 16 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

ACY - Always Choose YouWhere stories live. Discover now