Rozdział 4

130 33 11
                                    

Astrella

W piątek po pracy podskoczyłam prosto do siostry, żeby zgarnąć Ryana. Na całe szczęście się nie rozchorowałam, bo inaczej musielibyśmy to odwołać. A jednak wiedziałam, ile radości sprawiają mu nasze wspólne piątki.

Ponieważ rodzice nagle wyjechali na weekend, nie mogłam się spotkać z Kyle'em. Nie miałabym z kim zostawić młodego. Nawet przeszła mi przez głowę myśl, czy by go nie zaprosić, skoro rodziców i tak nie ma. Nie wiedziałam tylko, czy będzie chciał. No i czy Ryan nie będzie miał nic przeciwko. Obawiałam się tylko, że młody zacznie plotkować i całej rodzinie opowie, że zaprosiłam jego trenera. A to było prawdopodobne.

– Ryan! – krzyknęłam po wejściu do ich domu. – Przyjechała po ciebie twoje ulubiona ciocia!

– Bo jedyna – mruknął mój szwagier, mijając mnie w korytarzu. – I bądź dwa razy ciszej. Głowa mnie boli.

– A pójdziemy na boisko? – zapytał Ryan, zbiegając ze schodów. – Porzucasz mi? Proszę! Wezmę kij! Nikogo tam teraz nie będzie. No proszę...

– Ale ja nie umiem rzucać.

– Umiesz...

– No dobrze, ale nie wiem, czy wiesz, na co się piszesz. Tylko musimy iść najpierw do domu, bo nie będę z tobą grała w sukience. Cieszysz się na naszą wieczorną imprezkę?

– Bardzo – odpowiedział, podając mi swój plecak. – Idę po kij!

– Cześć, siostra.

Przeniosłam wzrok na siostrę, która do mnie podeszła i pocałowała w policzek. Od razu zaczęła mi wymieniać, o czym mam pamiętać i czego nie dawać Ryanowi do jedzenia. Zupełnie, jakby nigdy jeszcze u nas nie nocował. Ale powtarzała mi to co tydzień. Byłam przyzwyczajona.

– Mamo, no daj spokój – mruknął Ryan, wywracając oczami.

– Będziesz tęsknił?

– No mamo... Jutro wrócę przecież.

– I tak będę tęsknić – powiedziała, kucając przed nim. – Obiecaj, że będziesz grzeczny i będziesz słuchał cioci.

– Przecież zawsze jestem grzeczny.

– Zgadzam się z Ryanem – wtrąciłam. – Chodźmy, młody, bo jest mi tak gorąco, że zaraz tu padnę. Pożegnaj się i zabieraj swój kij. Ja ci wezmę plecak.

– Jesteś najlepsza.

– No przecież wiem.

W domu włączyłam Ryanowi telewizor, żeby się czymś zajął przez chwilę i pobiegłam się przebrać. Przy okazji zerknęłam na telefon i zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że doktor Jeffrey do mnie napisał z pytaniem, jak się czuję. Trochę unikałam go w pracy. Wiedziałam, że pewnie znów mi przypomni, że mam iść na badania. Chciałam na nie iść, ale na razie nie miałam na to czasu. I nie lubiłam, jak ktoś mnie do czegoś ciągle namawia. Jeszcze bardziej mnie to zniechęca.

Odpisałam mu bardzo zwięźle, gdy schodziłam do salonu, w którym czekał na mnie Ryan.

– Wreszcie!

– Chwilę mnie nie było – mruknęłam i rozczochrałam mu włosy, gdy do mnie podbiegł. – Nudna bajka?

– Bardzo. Idziemy?

– Wodę muszę wziąć. I czapkę z daszkiem, gdzie masz swoją?

– Tam. – Wskazał na kanapę, więc kiwnęłam na nią głową, żeby ją zabrał.

– Piłka? Kij? Masz wszystko? Wrzuć piłkę do mojego plecaka. Leży pod oknem. Schowam tam też wodę.

– Dobra.

Bases Of LoveWhere stories live. Discover now