Tritsus widział bitwę. Wokół niego ludzie walczyli z potworami i Białookimi na śmierć i życie. Dostrzegł wśród nich twarze nie tylko członków Ferajny, ale też wszystkich ludzi, których znał. Oni wszyscy ginęli na jego oczach pod naporem ataku liczniejszego i silniejszego przeciwnika.
Nagle wszyscy zniknęli zalani przez wzbierające morze krwi. Tritsus schronił się na niewielkim wniesieniu, ale i on po chwili zaczął tonąć. Wołał o pomoc, choć wiedział, że nie ma tu nikogo, kto by go usłyszał. Zanim zapadła całkowita ciemność, dojrzał jeszcze zarysy czarnego miecza oraz biały blask oczu Herobrine'a, który śmiał się obserwując jego klęskę.
Już miał się poddać, gdy jakiś głos w jego głowie powiedział mu, żeby nie odpuszczał. Ostatkiem sił wyciągnął rękę przed siebie i chwycił jakiś przedmiot, który rozbłysnął białym światłem.
Przestał tonąć. Stał na powierzchni, otaczali go żywi przyjaciele i potwory oddające mu hołd. Poczuł rozchodzące się po swoim ciele ciepło oraz nową nadzieję.
W dłoni trzymał Miecz Entity'ego.
. . .
Tritsus wypluł wodę, rozkasłał się i zachłysnął świeżym powietrzem. Następnie spróbował uspokoić oddech i zorientować się w swojej sytuacji.
Najpierw dostrzegł twarz creepera tuż nad swoją. W normalnych okolicznościach pewnie znowu pomyślałby, że śni, ale ostatnio zmienił swoje nastawienie do potworów. Poza tym potrafił je rozpoznawać i wiedział, że to ten creeper, który pokazał im w świątyni drogę do miecza.
Usiadł i się rozejrzał. Otaczały go także inne potwory. Było to dla niego dziwne, bo przecież był dzień, więc zwykłe potwory powinny spłonąć. Spojrzał w górę i zrozumiał, że nie dzieje się tak przez gęste chmury zasłaniające słońce oraz dym.
Wtedy przypomniał sobie, że uciekał przed czymś, po czym nagle świat wokół niego wybuchł i stanął w płomieniach. Nie wiedział dlaczego, ale z jakiegoś powodu dżungla była cała spalona. Otaczały go spopielone resztki roślin oraz kratery po wybuchach.
Przypomniał sobie o uczuciu tonięcia, doszło do niego, że jest cały mokry oraz, że siedzi nad rzeką. Doszedł do wniosku, że wybuch musiał odrzucić go prosto do wody, a potwory ocaliły go przed utonięciem.
Tylko skoro on był tutaj, to gdzie byli jego przyjaciele?
Wtedy usłyszał odgłosy wielkiej bitwy, toczącej się gdzieś niedaleko. Naraz wróciła do niego jego wizja. Jej pierwsza część była taka, jak zwykle. Śmierć i zniszczenie. Ale ciąg dalszy był inny. I już wiedział co powinien zrobić.
Spojrzał na otaczające go potwory. Przyglądały mu się one z wyczekiwaniem. Powoli stanął na nogi. Odwrócił się w kierunku, gdzie jego przyjaciele właśnie walczyli o wyzwolenie Minecrafta.
- Nadszedł już czas - powiedział.
Potwory zawtórowały mu swoimi rykami. A on po raz pierwszy od wielu miesięcy przestał czuć się zagubiony, niepewny i wystraszony.
Wiedział już, że przeznaczenie go wzywa.
. . .
MWK zdzielił kolejnego zombie siekierą, ale czuł, że już brakuje mu sił. Chłopaki wokół niego również walczyli z coraz mniejszym przekonaniem. Nie zliczyli ile potworów i Białookich już ubili, a odnieśli wrażenie, że wcale ich nie ubyło. Powoli zaczęło do nich docierać, że chyba jednak odniosą porażkę.

ESTÁS LEYENDO
Minecraft Ferajna: Czas Bohaterów
FanficGdy budzi się zło, nadchodzi czas bohaterów Ferajna poniosła porażkę w starciu z Herobrinem, który uwolnił się ze swego więzienia, odzyskał w pełni swoją moc, a potem zamienił Minecraft w swoje własne imperium chaosu. Załamany dealer każdego dnia sa...