51

5.4K 231 13
                                    


GABRIEL

Jeśli nie przyjdziesz, my wpadniemy do ciebie.

Tak brzmiała wiadomość pochodząca z nieznajomego numeru. Nie musiałem jednak długo się zastanawiać, by wiedzieć, kim jest nadawca tego w chuj życzliwego esemesa.

Davies albo Taylor, którzy teraz siedzą obaj po przeciwnej stronie stolika w zadymionym, huczącym od starego rocka barze stworzonego chyba tylko dla typów lubujących się w łamaniu prawa.

Pięć minut temu obserwowałem jak jakaś dziewczyna w różowej kiecce ssała ucho jednemu podstarzałemu, narąbanemu facetowi tylko po to, by niepostrzeżenie ukraść mu portfel. Sprytna laska trzeba przyznać.

– Przechodzicie do strategii szantażu? – Skupiam uwagę na moich dwóch kumplach.

Davies znowu raczy się jakimś drogim cygarem, a Taylor sączy równie drogiego drinka ze szklanki.

Teraz na jego twarzy pojawia się uśmiech. Zimny, przypominający uśmiech bestii szczerzącej kły tuż przed rzuceniem się ofierze do gardła.

– To wciąż była prośba Gabrielu – odpowiada. – Chcę ci zaproponować układ.

– Nie jestem zainteresowany.

Chyba że chcą mi zaproponować nafaszerowanie ich czaszek ołowianymi pociskami. Wtedy bardzo chętnie.

– Jeszcze nie poznałeś warunków.

Jasne.

Tym razem to ja się uśmiecham. Sięgam dłonią po szklankę wypełnioną whisky. Dwie kostki lodu obijają się o siebie, gdy unoszę szkło do ust, by pociągnąć łyka zimnego płynu.

– Zabiliście mojego ojca. – Trzaskam szklanką o blat podrapanego, drewnianego stolika tak mocno, że rozchlapuję kilka kropel alkoholu dookoła. – Nie będę wchodził z wami z żadne konszachty. Łapiecie?

Davies spogląda w dół na swój zmoczony odrobiną mojego drinka mankiet garnituru.

– Dobrze na tym zarobisz. – Mięsień na jego szczęce drga od irytacji, ale robi wszystko, by to przede mną ukryć.

– A kiedy zrobię coś, co nie przypadnie wam do gustu, sprzedacie mi kulkę w łeb – odparowuję.

– Naprawdę byśmy tego nie chcieli. – Davies i Taylor wymieniają między sobą zagadkowe spojrzenia. – Jesteśmy niezwykle łagodnymi ludźmi. Najpierw używany delikatnych środków perswazji.

Delikatnych środków...

Co takiego?

– Właśnie przystąpiliśmy do jednego z takich środków.

Każde włókno pod moją skórą natychmiast napręża się od niepokoju.

– Co to ma znaczyć? – warczę.

Uśmiech na gębie Daviesa tylko się poszerza. Sięga do stojącej na środku blatu miseczki ze słonymi przekąskami i zagarnia w garść kilka orzeszków.

– Przykro nam, że musieliśmy przerwać ci randkę. – Wrzuca je do ust. – Wyglądała na udaną.

Patrzę, jak wyciera kącik warg z drobinek soli i robię się jeszcze bardziej czujny.

– Co? – Podrywam plecy z oparcia krzesła, gotów rzucić się na nich przez stół. – Co zrobiliście?

Obaj wzruszają tylko ramionami.

– Mam nadzieję, że zmienisz zdanie i pojedziesz w tych wyścigach.

Zatłukę ich. Połamię każdą kość w ich ciele, jeśli tylko ośmielili się...

– Bo co? – chrypie.

Jednak mój instynkt podpowiada mi, co usłyszę, jeszcze zanim padają kolejne słowa.

Obserwowali mnie w domu ze Stellą.

Ledwo pamiętam, jak oddychać, kiedy Taylor pochyla się przez stół, by szepnąć mi coś do ucha.

– Bo mamy dziwne przeczucie, że twojej pięknej dziewczynie może grozić niebezpieczeństwo.

Nie. Nie. Nie, kurwa!

Zanim pomyślę, co robię, zrywam się z miejsca i łapię Taylora za kołnierz marynarki.

– Co jej zrobiliście? – pytam.

Strach zaczyna powoli rozszarpywać mnie od środka, ale wściekłość jest jeszcze większa. Jeśli dowiem się, że ją skrzywdzili, za chwilę zrobię coś, za co trafię do paki na długie lata.

– Nic takiego – odpowiada ten chujek. – Ale sądzę, że lepiej, byś już do niej wracał.

– Jeśli coś jej się stanie, zatłukę was. – Mocniej zaciskam palce na jego szyi, wyobrażając sobie, jak miazdze mu tchawce. – Każdego po kolei. – Rzucam okiem na uśmiechniętego Daviesa, a potem uwalniam Taylora, robiąc krok w tył.

Nie mam teraz na to czasu. Sekundę później już popycham drzwi baru i wypadam na zewnątrz targany desperacką potrzebą dotarcia do Stelli.

– Przekaż jej nasze pozdrowienia. – Sięga mnie jeszcze ich kpiący głos.

Zwijam palce w pięści i dopadam do samochodu. Gdy już wsiadam za kierownicę, w oknie po mojej stronie pojawia się twarz Lucy.

– Gabriel. – Stuka w szybę. – Zaczekaj.

Nie do wiary, kurwa. Chyba jednak kogoś dziś zamorduję.

Zamiast jej posłuchać, przekręcam kluczyk w stacyjce.

– A co ty tutaj robisz?

– Wszystko słyszałam. Nie możesz tam iść. – Nie przestaje walić w szybę. – Proszę cię, Gabriel. Nie rób tego!

– Nie mam na to czasu. – Wrzucam wsteczny i wycofuję z parkingu, prawie przewracając przy tym Lucy. Nie, żeby mnie to obchodziło. Zwłaszcza teraz, kiedy moja wyobraźnia podsuwa mi wciąż to nowsze makabryczne obrazy tego, co może spotkać Stellę, jeśli nie dotrę do niej na czas.

– To może być niebezpieczne. Zostań ze mną!

Bez słowa wciskam pedał gazu i z piskiem opon wyjeżdżam na ulicę.


THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz