Rozdział 23.

955 86 20
                                    



Cameron

Lista rzeczy, które liczą się w moim życiu, jest naprawdę krótka.

Większość to nieistotne bzdury. Tak naprawdę gówno mnie obchodzi, ile mam pieniędzy na koncie, czym jeżdżę czy w jakich warunkach mieszkam albo na co mnie stać, a na co nie. Na krótkiej liście tego, co istotne, są moi bliscy, a także kalistenika, która w pewnym momencie mojego życia była całym jego sensem.

Teraz jednak to wszystko blednie w porównaniu z kobietą, którą trzymam w ramionach... z kobietą, którą całuję.

To nie tak, że nie miałem wcześniej kobiet. Jasne, że miałem. Bywałem nawet w kilku dłuższych związkach. Jednak żadna z tych relacji nie była tak intensywna, tak naładowana emocjami, o żadnej z tych kobiet nie myślałem tak wiele jak o Parker Coldman.

A teraz mam ją tutaj.

W strugach deszczu.

W moich ramionach.

Jest dokładnie tak miękka i gorąca, jak sądziłem, że będzie. Jej usta to czyste szaleństwo, mógłbym całować ją bez końca i już czuję, że będę od tego uzależniony. Nasze języki splatają się w wygłodniałej pieszczocie, a ja czuję przypływ euforii na myśl, że to nie tylko ja, że ona też tego chce, że przyciąga mnie do siebie z palcami wplątanymi w moje mokre włosy, że tuli się do mnie, a jej sutki są cholernie twarde, co czuję na skórze przez materiał jej sportowego stanika. Słyszę jej przyspieszony oddech, gdy raz za razem zagarniam jej usta w kolejnych niszczących pocałunkach, a gdy palcami śledzę pas jej nagiej skóry pomiędzy górą a dołem jej stroju, stwierdzam, że ma gęsią skórkę.

Jezu, mam nadzieję, że przeze mnie, a nie przez deszcz.

Jęczy, kiedy odrobinę wsuwam palce pod materiał jej stanika na plecach, i zsuwa dłonie po moich ramionach na klatkę piersiową, a potem coraz niżej. W końcu chwytam ją za nadgarstki i odsuwam się z trudem, by zobaczyć jej utkwione we mnie, pociemniałe oczy i rozchylone usta. Kurwa, nigdy w życiu nie widziałem nic bardziej seksownego niż Parker w tej chwili.

– Jeśli zsuniesz dłonie jeszcze niżej, Coldy, to nie ręczę za siebie – zapowiadam zachrypniętym głosem. – A jesteśmy w miejscu publicznym. Idziemy.

Nawet nie daję jej czasu na reakcję. Chwytam ją za rękę, w drugą zgarniam nasze graty, a potem ciągnę nas z powrotem na parking, w strugach wciąż lejącego z nieba deszczu. Serce wali mi jak szalone, gdy w końcu docieramy do mojego auta, a ja otwieram bagażnik, by wrzucić tam nasze rzeczy.

Coldy wcale nie jest taka zimna, jak sugerowałby to przydomek, który jej nadałem.

Od samego początku mam obsesję na jej punkcie. Jej zaczepki, złość w jej oczach, chłodne odzywki, to wszystko, zamiast mnie odstraszyć, jedynie mnie do niej przyciągało. Jednak kiedy ja nieodwracalnie dla niej przepadam, ona wciąż wydaje się zdystansowana. Prawie nic o sobie nie mówi. Rzadko kiedy w ogóle wydaje się mną zainteresowana. Raz za razem burzy moją wypracowaną latami pewność siebie, udowadniając, jak mało ją obchodzę.

Aż do teraz.

Bo teraz, kiedy drży w moich ramionach, kiedy odruchowo się do mnie przysuwa, szukając bliskości, kiedy tak desperacko odpowiadała na moje pocałunki, wiem, że chce mnie. Mnie. Nie mojego pieprzonego brata, nie nikogo innego, tylko właśnie mnie.

I świadomość tego jest, kurwa, upajająca.

Początkowo chciałem ją po prostu wsadzić do samochodu i zawieźć do domu, ale kiedy ona klei się do mnie z każdym krokiem, szybko zmieniam zdanie. Otwieram drzwi po stronie kierowcy, nurkuję na siedzenie, a potem ciągnę ją za sobą. Parker przygląda mi się zdezorientowana, jakby przez chwilę nie rozumiała, czego od niej wymagam, a ja zaczynam się zastanawiać, czy jej też od mojej bliskości przepalają się w mózgu styki, tak jak mnie od jej.

The ASMR (Arrogant-Sexy-Messy-Roommate)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz