ROZDZIAŁ 10

3.4K 237 30
                                    


ROZDZIAŁ 10

KIEDYŚ

Killian

Luty 2020 r.

Poprawiłem pod szyją czarny golf, mając wrażenie, że materiał, który do tej pory idealnie otulał moją szyję, nagle zaczął się na niej zaciskać. Odchrząknąłem, siedząc w aucie naprzeciw domu, w którym rzez całe swoje życie byłem już wiele razy. W końcu to właśnie tu wraz z rodzicami spędzaliśmy niektóre święta. To tutaj przynajmniej raz w miesiącu w sobotnie popołudnie przyjeżdżaliśmy na grilla lub inne zorganizowane towarzyskie spotkanie. I to właśnie pod tym dachem w jednym z pokoi półtorej roku temu spędziłem weekend, otulając w ramionach płaczącą Bree. Obiecywałem jej, że wszystko będzie dobrze. Obiecywałem, że przy niej będę i nie dotrzymałem obietnicy, ale nie zrobiłem tego z własnej woli. To był ciąg przyczynowo skutkowy.

Kiedyś czytałem o efektu motyla, ale nigdy nie sądziłem, że odczuję go na własnej skórze. Nie myślałem, że dostrzegę go w swoim życiu.

Nie zdołałem być przy Bree, gdy była w ciąży i później, gdy już urodziła. Flo dotychczas widziałem jedynie na zdjęciach, które pokazywała mi moja matka na telefonie, gdy machała mi nim przed twarzą. Od tamtego lata, a dokładniej od sierpnia, gdy Bree stała przed drzwiami do mojego mieszkania, nie widziałem jej już nigdy więcej. Od tamtej pory nie widziałem się z nią ani z nią nie rozmawiałem. Nie chciała mnie widzieć, a kilka dni później wyjechała, a ja odpuściłem. Jasmine nie chciała mi pomóc – ta laska mnie nie znosiła – a nie chciałem wprowadzać rodziców w każdy szczegół naszej relacji. Tym bardziej, że ona tego nie zrobiła. I w taki oto sposób minęło ponad półtorej roku, od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, a teraz miałem ją zobaczyć. Miałem ją usłyszeć i z nią porozmawiać, choć ta cała nasza znajomość się tak kurewsko skomplikowała.

Dojechałem na miejsce dwie minuty po tym, jak ojciec po raz kolejny zadzwonił z pytaniem, kiedy będę. Mimo to nadal nie wysiadłem z auta i od dziesięciu minut wpatruję się przed przednią szybę w wejściowe drzwi do domu, w którym miałem spotkać moich rodziców, państwa Gray oraz Bree z Flo.

Głośno westchnąłem, poprawiłem zegarek na nadgarstku i spojrzałem na wielką torbę prezentową, zastanawiając się na chuj to robiłem...

Wysiadłem z auta, a po kilku sekundach stałem przed zamkniętymi drzwiami, wduszając dzwonek. Nie minęła minuta, a przede mną stała pani Gray, radośnie się do mnie uśmiechając.

– Killian, jak dobrze cię widzieć. – Uściskała mnie na powitanie i wpuściła do środka.

– Świetnie pani wygląda – skomplementowałem ją, ale to była całkowita prawda.

– Dziękuje. Wchodź do środka.

Skinąłem głową i jak zwykle na początek przywitałem się z jej ojcem, a następnie ze swoimi rodzicami. Powiodłem wzrokiem po kilku nieznajomych twarzach, aż w końcu wśród nich zauważyłem kuzynkę Bree z jej mężem. Kiedy ich wzrok się na mnie zatrzymał, byłem niemal pewien, że coś wiedzieli, ale ciężko mi było ocenić, jak wiele powiedziała im dziewczyna. Między Rose a Bree było jakieś pięć lat różnicy i choć miały dobrą relację, to chyba nie widywały się za często. Chyba, że coś się zmieniło przez ostatnie półtorej roku.

Skinąłem głową na powitanie, a Rose słabo się do mnie uśmiechnęła. Natomiast Enzo, jej mąż odwzajemnił gest, zachowując przy tym obojętny wyraz twarz.

AddictedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz