ROZDZIAŁ 12

2.6K 271 51
                                    


ROZDZIAŁ 12

Killian

Nasze gabinety zostały ukończone. W końcu mogliśmy się do nich przenieść i nie będę musiał ciągle oglądać tej niezrównoważonej wariatki.

Mimowolnie przeniosłem wzrok na jej biuro. Oczywiście, pięć sekund po tym, jak przekroczyła jego próg, zsunęła rolety. Nie powinienem nad tym ubolewać. Bree miała jakąś przeklętą umiejętność wyprowadzania mnie z równowagi, a co więcej, nie dało się z nią normalnie rozmawiać. To, że w końcu nie będziemy notorycznie ze sobą przebywać, powinno być mi na rękę.

Spuściłem wzrok na uruchomionego laptopa. Powinienem skupić się na pracy. W końcu za kilka miesięcy otwieramy kolejny hotel. Pracę nad nim rozpoczęli nasi ojcowie, ale to za naszej kadencji zostanie otwarty. To naszą pracę będą oceniać i właśnie na tym musiałem się skoncentrować.

Nie na Bree, Victorii czy innych mało ważnych sprawach. Praca, to było to, czego w tej chwili potrzebowałem.

Skupiłem wzrok na raportach sprzedaży z ostatnich tygodni. Cyfry układały się w logiczny ciąg, który od razu miałem w głowie. Rentowność hoteli, średnie obłożenie pokoi i prognozy na kolejny kwartał.

Szybko sprawdziłem wyniki z ostatnich lokalizacji, które zostały otwarte przez mojego ojca i pana Gray. Widziałem, że te liczby były lepsze, niż zakładali. Zrobiłem kilka notatek, zaznaczając, co powinniśmy poprawić i przerzuciłem się na wiadomości od managerów regionalnych.

Przesunąłem wzrokiem po tekście, analizując sytuację personelu w jednym z hoteli. Kilka wakatów do uzupełnienia, ale to nie był problem. Ważniejsze było to, żeby zespół działał bez zarzutu – ludzie zawsze byli kluczem do sukcesu. Wystukałem krótkiego maila do dyrektora personalnego, żeby przyspieszył proces rekrutacji.

Cisza i spokój, jednak nie trwała długo.

– Mamo! – usłyszałem dziecięcy głos.

Gdy uniosłem wzrok, zobaczyłem przez przeszkloną ścianę Flo. Dziewczynka biegła od strony schodów do wyłaniającej się z gabinetu naprzeciwko blondynki.

Bree przed nią ukucnęła i przyciągnęła do siebie. Przymknąłem powieki i wziąłem głęboki wdech. Ponownie otworzyłem oczy, tym razem skupiając się na dziewczynce, która swoimi drobnymi rączkami objęła szyję mojej wspólniczki.

Bree coś do niej powiedziała, ale przez zamknięte drzwi nie usłyszałem ani słowa. Natomiast Flo musiało się to bardzo spodobać, bo ochoczo pokiwała głową, a jej dwa wysoko zaplecione warkoczyki na głowie, zakołysały się. Chwilę później Bree chwyciła ją za rękę i zaprowadziła do swojego gabinetu. Zanim zamknęła drzwi, odwróciła się do opiekunki Flo, która ją tu przywiozła. Musiała jej coś powiedzieć, bo ta po chwili słabo się uśmiechnęła i odeszła.

Wziąłem głęboki oddech, próbując wrócić do wcześniej przerwanej czynności. Ponownie skupiłem wzrok na wiadomościach wyświetlonych na ekranie laptopa, ale ciągle na nowo czytałem to samo zdanie. Sfrustrowany postukałem wskazującym palcem w klawisz spacji, zaciskając zęby, że tak łatwo udało się jej mnie rozproszyć. Mordowałem wzrokiem klawiaturę, nienawistnie wpatrując się w rozsypane literki alfabetu, gdy drzwi do mojego gabinetu energicznie się otworzyły.

– Boże, nie znoszę dzieci – wymamrotała, podchodząc do biurka.

Wziąłem głęboki wdech i uniosłem na nią wzrok.

– Co się stało? – zadałem pytanie, choć wcale nie interesowała mnie jej odpowiedź.

– Nie rozumiem, dlaczego na to pozwalasz. – Ręką wskazała na gabinet Bree.

AddictedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz