five

27.6K 1.7K 324
                                    

- Jest już dwadzieścia minut po dzwonku, długo zamierzasz tam jeszcze siedzieć?

Tak, owszem, nadal nie wyszłam z łazienki. Nie płakałam, co to, to nie, ale potrzebowałam momentu na ochłonięcie. Wyobraźcie sobie w jakim byłam szoku, kiedy po jakiś dziesięciu minutach Jack dalej na mnie czekał. Nie poszedł do klasy żeby pośmiać się ze mnie z resztą uczniów. Zapewne chciał wyjaśnień, dlaczego jego była dziewczyna skończyła ze śliwą pod okiem, ale zawsze można pomarzyć, że czeka, bo się martwi, prawda?

W końcu podniosłam się z klapy klozetowej, przeczesałam włosy dłonią i otworzyłam drzwi. Postanowiłam udawać, że nic się nie  stało i po prostu wyminęłam go. Podeszłam do umywalki i włączyłam wodę, po czym  przemyłam twarz. Czułam na sobie jego zdziwione spojrzenie, ale zignorowałam je. Uwierzcie, przez te kilka lat świetnie wyćwiczyłam zdolność ukrywania uczuć.

Wytarłam dłonie papierowym ręcznikiem i odwróciłam się na chwilę w stronę chłopaka.

- Idziesz? - rzuciłam niby od niechcenia i wyszłam z łazienki.

Byłam pewna, że Jack za mną pójdzie, w końcu sam mnie pośpieszał. Czekałam tylko na kluczowe pytanie z jego strony, coś w deseń: "Jesteś nienormalna?", "Dlaczego to zrobiłaś?" albo "Masz problemy z agresją?". Bardzo się zdziwiłam kiedy ich nie usłyszałam. Odprowadził mnie pod klasę bez słowa, a później po prostu poszedł w drugą stronę. Co dziwne, nie zmierzał na lekcje, ale do wyjścia.

To nie twoja sprawa Lindy, nie interesuje cię to, nie chcesz wiedzieć gdzie on idzie.

I właśnie dlatego, że mam to w głębokim poważaniu nie weszłam do klasy tylko ruszyłam za chłopakiem. Tak, świetnie idzie mi przekonywanie samej siebie, prawda?

Trzymałam bezpieczną odległość żeby mnie nie zauważył. Byłoby to co najmniej niezręczne. Z punktu widzenia kogoś z zewnątrz to normalne, zazdrosna dziewczyna śledzi chłopaka, aby sprawdzić jego wierność. Ale z jego perspektywy wyglądałabym na natręta i osobę niezrównoważoną psychicznie, która najpierw go ignoruje, a później za nim łazi. W razie wątpliwości - spokojnie, z moją głową wszystko w porządku. Chyba. Tak mi się wydaje. Nieważne.

Jack szedł w stronę swojego domu, ale w ostatnim momencie skręcił w prawo. Wszedł do kawiarni i od razu podszedł do jakiegoś stolika. Z moim wzrokiem, który stanowczo nie był sokoli, zajęło mi dobrą chwilę rozpoznanie kto już przy nim siedzi. To była Candy. Ta dziewczyna, przez którą źle wspominam dzieciństwo, ta sama, która mnie wyzywała, poniżała, i przez którą prócz Gilinsky'ego nie miałam nikogo innego. Ta pieprzona blondynka z idealną, mleczną cerą, z długimi nogami i piękną twarzą właśnie przywitała się z nim buziakiem w usta. Trzymajcie mnie, bo zaraz się przewrócę. Autentycznie zrobiło mi się słabo, przykro i niedobrze.

Żałowałam, że zgodziłam się na ten plan. I tego, że tą dziewczyną nie jestem ja.

Stałam jak słup i przyglądałam się ich ciepłym gestom i pieszczotom. Znacie to uczucie, kiedy bylibyście w stanie oddać za kogoś życie, a ta osoba powierza je komuś innemu, kto na to nie zasługuje? Dobra, nie wiem co jest między nimi, ale powiedzmy sobie szczerze - jest szmatą. Zresztą, on nie jest lepszy. Ledwo zerwał z jedną, kręci z drugą, a trzecia jest jego udawaną dziewczyną. Jak zawsze na ostatnim miejscu.

Ale wiecie, kiedy się kogoś kocha ignoruje się wszystkie wady tego człowieka, bo miłość je przysłania.

Postanowiłam nie robić z siebie idiotki, chociaż przeszło mi przez myśl wejście tam z tekstem: "Jackuś?! Co ty wyprawiasz skarbie? Kim ona jest?". Na szczęście nie byłam aż tak zdesperowana. Odwróciłam się na pięcie, rzuciłam ostatnie spojrzenie przez ramię na parę zakochanych od siedmiu boleści i odeszłam. Pewnie i tak jest dla niego tylko zabawką seksualną, jak każda inna. Oprócz mnie.

Brother's Friend // Jack GilinskyWhere stories live. Discover now