seven

26.6K 1.6K 354
                                    

Dedykacja dla Agaty!


Odpuściłam sobie jakiekolwiek wyjście z przyjaciółkami. Wsiadłam w autobus, którym wracałam pierwszy raz od dawna i chwilę później byłam już w domu. Nie widząc samochodu ani motoru poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Cholera, nie tak miało być. Prawda brzmiała tak, że mimowolnie przyzwyczajałam się do jego towarzystwa.

Po drodze do salonu wstąpiłam do kuchni, wyjęłam z zamrażalki wielkie pudełko lodów i dopiero wtedy poczułam się lepiej. Trochę jak zdesperowana stara panna, prawda? Tylko kota mi brakuje.

Usadowiłam się przed telewizorem i przełączałam po kolei każdy program. W tamtym momencie miałam ochotę tylko i wyłącznie na jakiś wyciskacz łez, który zapewne sprawiłby, że czułabym się jeszcze gorzej. Niestety, a może stety -  nie znalazłam nic, musiałam postawić na jakiś film przygodowy. Mrożone łakocie znikały w zastraszającym tempie, a ja wcale nie czułam się najedzona. Zajadanie smutków, jakie to banalne.

Po jakiejś godzinie, ktoś zapukał do drzwi. Na chwilę rozpaliło się we mnie światełko nadziei. To na pewno Jack. Przyszedł żeby to wyjaśnić. A ja jestem w piżamie. O mój Boże.

Na szczęście albo nieszczęście, mój niepokój okazał się niepotrzebny. Przed domem stał Shawn, który jak zawsze zapomniał kluczy. Zlustrował mnie spojrzeniem od stóp do głowy z dziwnym wyrazem twarzy. Tak, to był wyjątkowy widok. Zawsze trzymam wszystkie emocje na wodzy, nie pokazuję kiedy jest mi źle, bo... Bo tak. Nienawidzę kiedy ktoś widzi jak płaczę. Ludzie mają to do siebie, że każdy, prędzej czy później wykorzysta twoją słabość i w najmniej oczekiwanym momencie kopnie cię w dupę. Dlatego właśnie ufam tylko sobie, zbyt wiele osób mnie zawiodło. To się opłaca, serio.

- Wszystko okej? - brat nie przestawał na mnie patrzeć, usilnie próbował wyczytać coś z mojej twarzy.

Zgaduję, że mu się udało, bo rzucił plecak na podłogę, wszedł do środka i zamknął mnie w swoich ramionach. Oplotłam rękami jego pas i... Zaczęłam płakać jak idiotka. Kolejna scena, której w życiu bym się nie spodziewała. Ja i Shawn, przytulający się. Przecież to brzmi jak kiepski żart.

W każdym bądź razie, chłopak gładził mnie uspokajająco po włosach, jednocześnie szepcząc "Już dobrze, hej, csii". A to wcale nie pomagało, mimo dobrych chęci. Nie wiem jak to się stało, że uzbierało się we mnie tyle emocji. Przysięgam, ja i płacz trzymamy się od siebie z daleka. Ostatni raz byłam w takim stanie... No tak, kiedy Jack mnie opuścił.

Miało nie być powtórki z rozrywki.

- Nic, nieważne, już jest dobrze - gwałtownie odsunęłam się od Shawna, wycierając dłońmi policzki. Jak dobrze, że się nie maluję - Jak w szkole?

Ciemnowłosy spojrzał na mnie jak na kretynkę, nie zamierzał odpuścić tego tematu. Odwrócił mnie tyłem do siebie, po czym położył ręce na moich ramionach i pchnął w kierunku kanapy. Opadłam na nią, a on usiadł obok. Jego pytające spojrzenie wywiercało dziurę w mojej twarzy, przysięgam.

- Wiedziałem, że tak będzie, szkoda tylko, że ani ty, ani Jack nie chcecie mi nic powiedzieć, a oboje wyglądacie jak sto nieszczęść - Shawn przewrócił oczami i skrzyżował ręce na piersiach - Cokolwiek by się nie stało, będzie dobrze. Jesteście już dorosłymi ludźmi, którzy potrafią obgadać problemy, tak? Tak, więc ubieraj kieckę, wysokie szpile, za dwie godziny idziemy na imprezę do Candy, gdzie będzie Jack.

Automatycznie na dźwięk imienia tej zdziry podeszły mi wymioty do gardła. Albo po prostu zjadłam za dużo lodów. Nie, to raczej pierwsza opcja.

Brother's Friend // Jack GilinskyWhere stories live. Discover now