25.

1.4K 128 9
                                    

Tamten dzień spędziłam razem z Luke'iem i chłopakami. W prawdzie nie byliśmy w komplecie, bo brakowało Red i Michaela, którzy wybrali się na wspomnianą kolację z rodzicami chłopaka. Jednak bawiliśmy się dobrze bez nic, choć żałowałam, że brunetki nie ma obok, bo miałabym z kim porozmawiać, gdy nadchodziły momenty, w których to chłopców do reszty pochłaniała konsola.

- Moi rodzice wyjeżdżają do dziadków w odwiedziny. - oznajmił w pewnym momencie Ashton. - Na cały tydzień, więc wiecie, co to oznacza? - dodał, uśmiechając się szeroko.

- Co? - zaśmiałam się cicho, spoglądając w jego stronę spod ramion blondyna. Były ciepłe i czułam się w nich bezpiecznie. On sam zrezygnował z alkoholu, tylko grał. 

- Impreza stulecia, kotku.

- Hej, Irwin, pilnuj się.

- Przepraszam, przepraszam, co Hemmingsa, to Hemmingsa. Rozumiem, mam nie dotykać. - szatyn obrócił całą sytuację w żart, przez co zaśmiałam się cicho. Luke był uroczy, gdy stawał się zazdrosny. Nawet o swoich kumpli. 

- Już nie przesadzaj. - burknął, przewracając oczami, ale uśmiech powrócił na jego twarz, gdy pocałowałam kącik jego ust.  - Ale kiedy dokładnie ta impreza? - zapytał po chwili ciszy, jaka zapanowała.

- Wyjeżdżają w czwartek, więc pewnie w piątek. - stwierdził Irwin, nie zastanawiając się nawet minuty. - Przyjdziecie, prawda? - dodał, patrząc się, to na Caluma, to na nas.

- Pewnie. - zgodził się brunet, a Luke spojrzał na mnie, jakbym to ja miała podjąć za nas decyzję. 

- Idziemy? - zapytał cicho, na co przytaknęłam niepewnie głową. To będzie moja pierwsza impreza od wypadku. Zaczynałam się denerwować. 

***

- Danielle, w tym momencie naprawdę przesadzasz. - Luke zaśmiał się radośnie, gdy odwoził  mnie do domu. Postawiłam mu argument, że przy mnie w ogóle się nie pobawi, co skwitował swoim śmiechem.

- No co? - uniosłam brew, bawiąc się rękawami jego bluzy, którą na mnie nałożył, gdy opuściliśmy dom. Twierdził, że nie chce, abym zmarzła i się rozchorowała, co było kochane.

- Bez nich będę się doskonale bawił, bo będę z tobą, rozumiesz? - uniósł brew, spoglądając na mnie, a zaraz po tym, gdy zmienił biegi, jego dłoń wylądowała na moim kolanie.

- R-rozumiem. - przytaknęłam, dodatkowo przełykając ślinę.

- Cieszę się. - posłał mi buziaka w powietrzu, na co zaśmiałam się cicho i wyjrzałam za okno. - Ciekawe jak tam Red i kolacja. - dodałam, chichocząc pod nosem.

- Myślę, że rodzice Michaela jej nie zjedli. - stwierdził blondyn. - Są naprawdę w porządku. - dodał, zaciskając dłoń na kierownicy. - Ashton chce, aby mu pomóc, piszemy się na to? - dodał po chwili ciszy, jaka zapanowała pomiędzy nami.

- W przygotowaniach imprezy? - uniosłam brew, przy okazji lekko przygryzając wargę.

- Mhm, miałabyś czas i chęci? - spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

- I tak nie robię nic pożytecznego przez ostatnie tygodnie, więc przynajmniej na coś się przydam. - stwierdziłam, odwzajemniając gest.

- Nie mów tak, jesteś nam wszystkim potrzebna. - zacisnął dłoń na moim kolanie, a potem spojrzał na mnie znowu. - Mi najbardziej, wiesz o tym? - dodał, jakby ciągnąć swoje.

- T-tak, znaczy chyba t-tak. - odpowiedziałam, patrząc się na niego.

- Kocham cię, Danielle.

- Wiem. Ja ciebie też. 

come back to me • hemmingsWhere stories live. Discover now