64. Helpless

439 34 5
                                    

 Shannon natychmiast popędził w stronę Genevieve, siadając obok niej na łóżku. Bez ostrzeżenia wziął ją w ramiona jak małe dziecko, a ona objęła go i ukryła twarz w jego ramieniu.

- Zostawię was samych. - rzucił ponuro lekarz, opuszczając pomieszczenie.

Przez kilkanaście minut jedynym dźwiękiem, jaki słyszał Shannon był jej płacz. Nie odzywali się do siebie, ale mimo to Shannon wiedział, że coś jest nie tak. Już wcześniej dowiedział się od lekarza, iż operacja nie przebiegła tak, jak zakładano, lecz nie potrafił wtedy przyjąć tego do wiadomości. Był kompletnie zaślepiony radością, że Genevieve przeżyła. Teraz jednak zaczął rozumieć, że zaczął cieszyć się zbyt szybko.

Shannon nie mógł już znieść jej szlochania, jednak wiedział, że Gen tego potrzebuje. Nie chciał jej przerywać ani wypytywać, dopóki sama nie była gotowa, by to zrobić. W końcu odsunęła się od niego i spojrzała na niego czerwonymi od płaczu oczami.

- Tak mi przykro, Shannon. - powiedziała łamiącym się głosem.

- Z jakiego powodu? Co się stało?

Za każdym razem, kiedy Genevieve starała się wydusić z siebie słowo, uniemożliwiał jej to atak płaczu. W końcu po kilku próbach udało jej się wreszcie coś powiedzieć, choć Shannonowi nie spodobało się to, co usłyszał.

***

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Genevieve leżała na szpitalnym łóżku i podziwiała biały sufit. Ten widok podobał jej się bardziej niż patrzenie na swoją bladą i chudą rękę, do której zaczęto przypinać kroplówkę. Pielęgniarka starała się nawiązywać z nią kontakt, jednakże Gen wyczuwała w jej tonie litość, która ją irytowała. Znała dokładnie ten rodzaj rozmowy, w końcu sama była lekarką. Dokładnie tak samo mówiła do wszystkich pacjentów, którzy umierali. Pocieszała ich i wmawiała, że wszystko będzie dobrze, lub wręcz przeciwnie - udawała, że nic się nie dzieje i rozmawiała z pacjentem o wszystkim, tylko nie o jego stanie. Pielęgniarka, która właśnie się nią zajmowała wybrała drugi rodzaj rozmowy.

- Myślisz, że będzie dziś padać? Jackson kłócił się ze mną, że na niebie nie ma ani jednej chmurki, ale moim zdaniem na zewnątrz jest jakoś szarawo...

- Nie wiem, Beatrice. - odparła ze znudzeniem Gen. - Myślisz, że jak długo Victor zamierza ciągnąć tę szopkę?

Genevieve nie musiała patrzeć na pielęgniarkę by wiedzieć, jaką ma minę. Poczułaby jej zażenowanie nawet z kilometra.

- Amber, wszyscy staramy się pomóc. Jestem pewna, że Victor nie namawiałby cię do chemioterapii gdyby nie wierzył, że może polepszyć twój stan. Skuteczność chemioterapii guzów mózgu...

- ...jest trudna do oceny ze względu na istnienie wielu innych czynników mających wpływ na przeżycie chorego, i tak dalej... Uwierz mi, wiem. Słyszałam to już milion razy. To ulubione zdanie Victora, które powtarza mi i Shannonowi jak zdarta płyta.

- A co on o tym myśli? - zapytała niepewnie Beatrice wiedząc już, że zaczęcie kolejnego bzdurnego tematu nie ma sensu.

- Shannon? - Genevieve westchnęła, starając się powstrzymać narastający w niej smutek na samą myśl o mężczyźnie czekającym na nią za drzwiami. - Nie wiem, co tak naprawdę o tym myśli. Cały czas powtarza, że wszystko będzie dobrze i zdaje się, że jest wielkim optymistą, choć nie jestem pewna, czy wierzy w to tak mocno, jak twierdzi.

Pielęgniarka spojrzała na nią ze współczuciem i kontynuowała pracę. Nie wiedziała, co jeszcze może powiedzieć, dlatego postanowiła się nie odzywać.

Erase This FaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz