34. Devotion

564 41 3
                                    

         Gdy autobus odjechał, przed Shannonem znów pojawił się obraz rodziców Genevieve. Patrzyli jeszcze chwilę w kierunku drogi, ale szybko odwrócili wzrok na niego. Chłopak tylko wpatrywał się w nich z rozgoryczeniem i zaciskał pięści. Bał się, że wybuchnie, a tym razem nikt by go nie powstrzymał przez pobiciem Rhysa.

         Shannon odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę motoru, myśląc tylko o tym, jak przetrwa cały ten czas bez Genevieve.

          - Tak będzie lepiej. – powiedziała Isabelle do swojego męża, widząc jego niepewną minę.

         - Chyba tylko dla was. – burknął Shannon tak głośno, by go usłyszeli i wsiadł na motor, ani razu już na nich nie patrząc.

***

         - Chcesz chusteczkę, kochanie? – zapytała starsza kobieta siedząca przed nią. Genevieve tylko pokiwała przecząco głową, wycierając łzy rękawem.

         Wyjęła własne chusteczki, które szybko się skończyły. Patrzyła na drogę, którą wiele razy przejeżdżała z Shannonem. Dałaby teraz wszystko, by cofnąć się do tamtych dni, być w jego aucie i znów słuchać z nim radia, rozmawiać o bzdurach, śmiać się i zabierać mu jego okulary przeciwsłoneczne. Chciała znów poczuć wiatr we włosach wdzierający się do pojazdu przez uchylone okna, słońce oświetlające jego twarz tak, że oczy wydawały się być złoto-zielone. Zamiast tego dostała chłodny poranek w autobusie wiozącym ją ponad pięćset mil od miejsca, w którym był on.

         Próbowała zasnąć, ale ciągła gonitwa myśli sprawiała, że nie potrafiła zmrużyć oka. Chciała czytać, ale gdy tylko zagłębiła się w pierwszą stronę, zaczęło jej się kręcić w głowie i robić niedobrze. Oparła więc głowę o okno i wpatrywała się tępo w drogę, wyobrażając sobie, że na jej końcu wcale nie będzie znajdowało się Destin, a Bossier City.

***

         Constance była rano zaskoczona, że jej syn zniknął tak wcześnie i to w dodatku bez słowa. Jared natomiast był wściekły gdy zauważył, iż jego motor nie stoi pod wiatą. Chciał pojechać do pracy samochodem brata, ale szybko przekonał się, dlaczego Shannon połasił się na jego pojazd, a nie na swój.

         - Przestań, Jared. Twój brat na pewno zaraz wróci i odda ci twój motor, pewnie miał coś ważnego do załatwienia. – jego matka jak zwykle próbowała ratować sytuację, choć sama zastanawiała się, co kierowało jej starszym synem.

         - Co Shannon może mieć ważnego do załatwienia? – rzucił jedząc śniadanie i ze zdenerwowaniem patrząc na zegar. – Zresztą nawet jeśli przyjedzie teraz, to i tak będę już spóźniony.

         Kobieta właśnie zaparzała kawę, kiedy do domu wszedł jej drugi syn.

         - Stary, gdzieś ty do cholery był?

         Shannon przeszedł przez kuchnię połączoną z salonem i jadalnią jak burza i rzucił tylko kluczykami w brata, zamykając ze sobą drzwi od ich wspólnego pokoju. Jared w ostatniej chwili złapał klucze w locie, patrząc zaskoczony na matkę. Constance wiedziała tyle, co on, dlatego tylko odwzajemniła spojrzenie i wróciła do parzenia kawy.

         Jared chciał porozmawiać z bratem, ale był już na tyle spóźniony, że nie mógł sobie na to pozwolić. Stwierdził, że w tym stanie i tak Shannon za dużo mu nie powie, dlatego nawet wolał poczekać, aż ochłonie. Constance nie podzielała jego opinii, dlatego gdy tylko wyszedł, zapukała do drzwi pokoju, w którym siedział Shannon. Kiedy nie odpowiedział, szarpnęła za klamkę.

Erase This FaceTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang