2. Przyjaciele?

6.7K 541 225
                                    

Pierwsze dni w szkole minęły spokojnie. Wstawałem rano, szedłem na zajęcia, wracałem do domu i siedziałem w swoim pokoju do końca dnia. Normalka.
W końcu, któregoś dnia Will znowu się do mnie odezwał.
-Hej, Nico.- powiedział, kiedy pakowałem plecak, po ostatniej lekcji, gotowy iść do domu. Szczerze mówiąc, zdziwiło mnie to. Nie to, że mnie zaczepił, bo robił to często. Na tyle często, żeby mnie irytować. Po prostu zaskoczeniem dla mnie było to, iż w ogóle pamiętał moje imię.
-Mm... Cześć, William.- odrzekłem, przerzucając tornister przez ramię.- Potrzebujesz czegoś?- zapytałem, nie patrząc się wcale na niego, a w bok.
-Po pierwsze, Will.- poprawił mnie.- A po drugie... Tak się zastanawiałem... Robisz coś po szkole?
Spojrzałem się na niego podejrzliwym wzrokiem.
-Właściwie to... Już wracałem do domu...- powiedziałem, akcentując każde słowo.- A co?
-No... Tak się pytam. Myślałem, że może chcesz gdzieś wyskoczyć razem, czy coś...
Pokręciłem głową i ruszyłem w stronę wyjścia.
-Nie ma mowy.
-Co? Czemu?- poszedł za mną.
-Ponieważ jestem bardzo zajęty.
Will był szczerze zdziwiony.
-Ty? Zajęty? W piątek po południu? To ukryta kamera, czy jak?
-Nie denerwuj mnie, proszę...
-No dobraaa... Sorry. -mruknął.- To jak? Jesteś wolny, czy nie?
Westchnąłem.
-Taa.
Will szeroko się uśmiechnął.
-Super! To gdzie idziemy?
Spojrzałem na niego jak na wariata i zatrzymałem się, w połowie drogi przez korytarz.
-O nie, nie, nie.- skrzyżowałem ramiona.- Nie mówiłem, że zamierzam gdziekolwiek z tobą iść.
-Ale przecież...
-Nie.- powiedziałem twardo i ruszyłem przed siebie. Po chwili Will znowu szedł obok mnie.
-Może chociaż odprowadzę cię do domu?- zapytał.
-NIE! Masz problemy ze słuchem czy jak..?
-Chcesz przyjść do mnie do domu?
-Po co?- westchnąłem.
Jego zachowanie czasami serio mnie irytowało. Ledwo się znaliśmy, a on chyba tego nie rozumiał.
-Tak po prostu.
-Gdzie jest haczyk?
Uniósł jedną brew.
-Haczyk? Nie rozumiem. Czy nie mogę chcieć się z tobą zaprzyjaźnić?
Zaprzyjaźnić? Nie za bardzo rozumiałem jego cel, ale jak już zauważyłem Will był trudną... i dziwną osobą. Spojrzałem w dół i po chwili zastanowienia wymamrotałem.
-Daleko mieszkasz?
Uśmiechnął się szeroko i zrobił coś czego się nie spodziewałem... Złapał mnie za rękę.
-Chodź, trzeba iść w tę...- zaczął, lecz nie dokończył zdania, ponieważ... No cóż... Walnąłem go w twarz.
-Ałć!- jęknął, chwytając się za szczękę.- Za co to?
-Nie dotykaj mnie.- mruknąłem pod nosem, po czym schowałem dłonie w kieszeniach od dżinsów. -No chodźmy, bo martwię się, że jeśli będziemy tak stać to możesz tego nie przeżyć.

Mimo iż droga do domu Willa była krótka to ciągle byłem niespokojny. Miałem w głowie taką burzę myśli, że praktycznie nie zwracałem uwagi na to o czym on gadał, tylko potakiwałem. "Co jeśli ktoś mnie zobaczy?" "Czemu ja tam w ogóle idę?", "A jeśli to pułapka?", "Po co ktokolwiek miałby chcieć się ze mną zaprzyjaźnić?", "O co temu dziwakowi chodzi?", "Czy nie mogę pobyć sam?", "Właściwie to chcę tam iść...", "Nie, nie chcę...", "Czemu ja to robię?", "Wycofam się, póki nie widzi...", "Nie, nie wycofam...", "Co ja robię?", "Aaaa!"
Potrząsnąłem głową, otrząsając się z zamyślenia.

-Ale tobie to nie przeszkadza, prawda?- usłyszałem jego głos.
-Hmm... Ale co?
Will zmarszczył brwi.
-Żartujesz sobie? Gadam o tym od jakichś pięciu minut.
-O czym?
-Czy ty mnie w ogóle słuchałeś?- zapytał.
-Taa...- pokiwałem głową.
-No to o czym mówiłem?
-Niee...- podrapałem nerwowo tył głowy.- No dobra, przepraszam... Możesz powtórzyć?
-Pytałem... Czy młodsze, hałaśliwe rodzeństwo biegające po całym domu ci nie przeszkadza?
"Tak, przeszkadza!" pomyślałem.
-Emm, no raczej nie...- powiedziałem.
-No to super.- uśmiechnął się (prawdę mówiąc, to uśmiechał się prawie cały czas, aż zacząłem się zastanawiać, czy nie bolą go policzki, albo coś, ale rozumiecie... on się tak uśmiechnął uśmiechnął)

Kiedy oznajmił, iż jesteśmy na miejscu westchnąłem z ulgą, zdenerwowałem się, zaniepokoiłem i ucieszyłem jednocześnie. Tak, tak się da. Nacisnął na klamkę i otworzył przede mną drzwi do średniej wielkości, białego domu z czarnym dachem i prawdopodobnie dwoma lub kilkoma piętrami. Mógłbym opowiadać o jego dokładnym wyglądzie, ale myślę, że wystarczy wam jak powiem, iż wyglądał on jak większość nowojorskich domów na przedmieściach.

Kiedy wszedłem do środka, od razu usłyszałem muzykę, dźwięk włączonego telewizora oraz głosy jakichś osób. Stanąłem w pokoiku, który miał w ścianach łuki wejściowe oraz drzwi do kilku pokoi, a także schody prowadzące na górę.

-Wróciłem!- krzyknął Will, gdy stanął obok mnie. Po chwili z odsłoniętej kuchni, wybiegła kobieta- prawdopodobnie jego matka. Miała jasnobrązowe włosy, związane w kucyka i nosiła białą sukienkę, z wzorem żółtych kropek. Przytuliła chłopaka, witając go przy tym, a ja poczułem się niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Aktualnie to miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Dosłownie. Bardzo dosłownie. Z dala od tej sytuacji. Oparłem się mocno o ścianę i zastukałem palcami w framugę drzwi. Tak niezręcznie...
Kiedy kobieta się odsunęła, Will powiedział, wskazując na mnie:
-A to jest Nico. Mój... kolega? Kumpel? Znajomy? No właśnie...
-Eeem, dzień dobry...-rzuciłem, nerwowo przeskakując z nogi na nogę.
"Chodźmy już, chodźmy już, chodźmy już..." mówił mój rozum.
"Hej, ta kobieta wydaje się być miła!" mówiło serce.
"Czy ja czuję placek dyniowy?" mówił żołądek.
-Dzień dobry...- odpowiedziała, uśmiechnięta. Patrzyła się na mnie kilka sekund, więc tym bardziej miałem ochotę wpaść do jakiejś dziury w ziemi i zamieszkać tam na zawsze.

W końcu Will stwierdził, że pójdziemy na górę, do jego pokoju i tak dalej, i tak dalej... Szczerze to go nie słuchałem. Tak szybko jak mogłem wbiegłem na schody, zatrzymując się w korytarzu i opierając o ścianę.
-Wszystko okej?- zapytał kiedy stanął obok mnie.- Jesteś cały czerwony.
Mogę założyć się o dwadzieścia dolców, że w tym momencie zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.
-C-Co? Nie. Po prostu słabo się czuję.
-Nie masz gorączki?- położył rękę na moim czole, a ja szybko ją strąciłem.
-Żadnego dotykania!
Roześmiał się.
-Okej, chodź.- powiedział, szczerząc się jak idiota i otworzył drzwi do jego pokoju.

Jeśli myśleliście, że najgorsze za mną... Ding, ding, ding! Myliliście się! Na łóżku siedziała mała, brązowowłosa dziewczynka, trzymająca na kolanach kota o złotej sierści. Zaczęła zadawać głupie pytania w stylu "Czemu nosisz czarne ciuchy?", "Jesteś emo? Wyglądasz na emo", "Jesteś jego chłopakiem?", "Lubisz czekoladę?". Po kilku minutach umierania z całkowitego zażenowania, Willowi udało się wygonić ją z pokoju i zamknąć drzwi.
-Przepraszam.- powiedział, siadając na łóżku, obok kota, który najwyraźniej postanowił tu zostać.
-Mogę już umierać?- zapytałem, ciągle stojąc, jak zamurowany.
-Nie.
-Chociaż trochę?
-Nie można trochę umierać.- stwierdził, głaszcząc kota.
-Czemu mnie tu zaprosiłeś?
-Bynajmniej nie na tortury, albo nakłanianie do morderstwa.- wzruszył ramionami, nawet na mnie nie patrząc.
-Jesteś pewien?- mruknąłem, zakrywając czerwone policzki.


*Taki króciutki rozdział, ale mam nadzieję, że się podoba :>*


Don't Leave Me (Solangelo Mortal AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz