Rozdział 3.

76 4 3
                                    

Siedziałam w jadalni na parterze, popijając wodę.  

Zaczęłam się przyzwyczajać do nocnych pogaduszek z Alice i odizolowania szkoły od reszty społeczeństwa. Ludzie, mieszańce, demony - tworzyliśmy zwartą grupę, do której wpuszczaliśmy tylko podobnych nam - ludzi obdarzonych mocą i wyrzutków z rodzin pełnych demonów, demony chcące zmienić swoje życie, półdemony nieznające swojego pochodzenia... Czułam się tu świetnie, bo wiedziałam, że nawet ze znaczącą luką w pamięci jestem tu akceptowana. 

Rozmyślając o tym, wyłapałam z czyjegoś umysłu obraz samej siebie - lekko potarganej, siedzącej na krześle i machinalnie obracającej w rękach szklankę. Zaciekawiona, zaczęłam śledzić myśli tej osoby. 

Musi być tu nowa. Tak jak ja. Podejść? Ale może nie będzie chciała mi pomóc... 

Widziałam głównie swoje plecy, więc ten ktoś musiał stać przy wejściu. Żeby pomóc sytuacji rozwinąć się jakoś, wypiłam zawartość szklanki, wstałam i poszłam nalać sobie jeszcze wody. Gdy się odwróciłam przy moim stoliku siedział wysoki szatyn w granatowych sweterku, uśmiechając się do mnie trochę niepewnie. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam obok niego. Miał ładne oczy nieokreślonego koloru, ale zdecydowanie był człowiekiem. 

- A więc jesteś tu nowy? - zagadnęłam. 

Zarumienił się, co uznałam za urocze. 

- Tak, jestem Scott. Scott Whitefire. - Wyraźnie unikał mojego wzroku. 

Pierwszy raz widzę osobę o fioletowych oczach... 

Chyba zacznę nosić soczewki, doprawdy! 

- Lydia Khan, do usług - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. 

Scott zaśmiał się. 

- Ładne oczy, zastanawiam się, czemu akurat fiolet? - Wydawał się być tym naprawdę zainteresowany. 

- Zmieniają się w zależności od nastroju. Czasami są czarne, ale wątpię, żebyś wtedy chciał stać blisko - mrugnęłam do niego. 

Zaśmiał się znowu, wcale nie nerwowo. 

- Jesteś półdemonem? - spytał. 

- Nie, jestem demonem. - On się mnie ani odrobinkę nie boi! Wszyscy ludzie w szkole w kontaktach ze mną woleli zachować dystans, a ten tutaj wręcz przeciwnie... Dobra, zagrajmy jego kartami... - Czemu tu jesteś? Mam na myśli tę szkołę. 

Spoważniał. 

- Wychowałem się w domu pełnym wampirów i smoków, traktujących mnie jak jednego z nich - wzruszył ramionami. 

- Czyli przeniosłeś się tu, bo chciałeś się nareszcie poczuć człowiekiem? - Tak, mogłam to zrozumieć. 

- Nie! Nie chcę być więcej człowiekiem! - krzyknął. Musiałam się nieźle postarać, żeby szklanka nie wyleciała mi z ręki. Zauważył to. - Przepraszam. 

- Nie szkodzi - uśmiechnęłam się. - Ale to, że nie chcesz być człowiekiem, nie znaczy, że nagle przestaniesz nim być. 

Westchnął. 

- Wiem, ale tu mniej to odczuwam. 

Trzasnęło okno. Zerknęłam przez ramię. Dziwne, wydawało mi się, że było zamknięte. Teraz do środka przez nie wpadał zimny wiatr, szarpiąc firanką. Wstałam i zamknęłam je. 

Usłyszałam cichy okrzyk Scotta. Pół sekundy później kucałam na ziemi, warcząc cicho i obserwując nowo przybyłą osobę. W kolejnym ułamku sekundy zrozumiałam, że zachowuję się co najmniej dziwnie. Udając, że nic się nie stało, przewróciłam oczami, wstałam i usiadłam przy stoliku. 

Fiolet oznacza dobroDonde viven las historias. Descúbrelo ahora