Rozdział 11.

1K 90 4
                                    

Był wczesny, mroźny poranek. Powietrze kłuło niczym igiełki lodu, a obłoczki pary unosiły się z każdym wydychanym oddechem Juana.

– Jest nieśmiały – stwierdził Klaudiusz.

– Uroczy – rzucił Juan ironicznie.

– Przerażony – prychnął Dymitr.

Spacerowali we trzech. Opuścili już zadbany, symetryczny ogród i przechadzali się dzikimi ścieżkami zarośniętego parku. Pogoda dopisywała, poza strefą ochronną musiało świecić piękne słońce. W nocy spadła nowa warstwa śniegu, puch pokrywał ziemię i drzewa grubą warstwą, chrzęścił przy każdym kroku. Spodnie i buty mężczyzn zdążyły już zamoknąć. Dymitr wspominał o tym marudnie od czasu do czasu. Klaudiusz przez chwilę przejmował się swoimi drogimi spodniami szytymi na miarę, ale szybko o nich zapomniał. Juan nawet nie zwracał na śnieg uwagi, szedł w rozpiętej do połowy, lekkiej ramonesce, a chłód nie robił na nim wrażenia.

Minął tydzień od kiedy Klaudiusz przygarnął Michaiła pod swe opiekuńcze skrzydła. Iwan wciąż się dąsał, co Klaudiuszowi było bardzo na rękę, jako że car mniej był skory do dokuczania mu. Ograniczał się do wyzwisk i przekleństw. Prostak. Nawet obecność Petrowa nie osłodziła mu utraty słodkiego chłopaczka. Łyżwiarz okazał się mrukliwy i ciężki w obyciu. Klaudiusz próbował wypytać o niego Michaiła. Z lakonicznych zeznań chłopca wynikało, że inni niewolnicy też jakoś nie potrafili dogadać się ze zdystansowanym Ilją. Klaudiuszowi ciężko było ukrywać satysfakcję z tego powodu.

– Na pewno w końcu się otworzy – stwierdził z przekonaniem, mając na myśli Michaiła.

Chłopiec wciąż się go bał i traktował podejrzliwie, co prawdopodobnie skreśliłoby normalny związek, ale Klaudiusz był starym, potężnym wampirem, współwładającym znakomitą częścią świata. Gdyby Michał nie czuł przed nim strachu, prawdopodobnie okazałby się idiotą lub psychopatą.

– Oczywiście, w końcu związek z małym dzieckiem jest taki interesujący – zakpił Juan. – Na pewno znajdziecie wiele wspólnych tematów.

– On nie jest dzieckiem, ma siedemnaście lat – podkreślił Klaudiusz. On w tym wieku uważany był za dorosłego.

– No tak, to tylko jakieś sto pięćdziesiąt razy mniej niż ty – rzucił radośnie Juan.

Klaudiusz prychnął. Dla niego różnica wieku nie stanowiła szczególnego problemu, a zdanie Juana w tej kwestii niewiele znaczyło. Wilkołak z zasady nie lubił żadnego nowego kochanka Klaudiusza. Jedyny chlubny wyjątek stanowiła Weronika, do której z nie do końca jasnego powodu przekonał się od razu.

– Nie przesadzaj – fuknął Klaudiusz – i nie chcę słyszeć tego od ciebie.

Juan był hipokrytą i nie miał nawet wystarczająco przyzwoitości, by się z tym kryć. Krytykował Klaudiusza, choć sam od wieków tkwił w toksycznym związku. Trzeba jednak przyznać, że nie on jeden. Klaudiusz nie mógł się zdecydować czy to ich cecha rodzinna, czy stare osoby już tak mają, ale relacje par wśród członków Rodziny były trudne, czasem wręcz patologiczne. Co więcej zdawało się, że im gorsze tym trwalszy był związek. Początki małżeństwa Klaudiusza były cudowne, wspaniałe, nigdy się z Weroniką nie kłócił, wychodząc z założenia, że drobnostki nie są tego warte, a poważne sprawy za poważne na emocjonalne reakcje. Może dlatego im nie wyszło. Klaudiusz wiedział, że Juan wyśmiałby takie rozważania, a Artur wdał się w psychologiczną dysputę, obalającą tę teorię, ale coś było na rzeczy.

– Dlaczego akurat ten dzieciak? – zapytał Dymitr nagle. Juan westchnął z rezygnacją. On zadawał przyjacielowi to pytanie za każdym razem, gdy Claude znajdował nowego ulubieńca. „Dlaczego człowiek", „dlaczego niewolnik", „dlaczego akurat ten dzieciak"?

Klaudiusz wzruszył ramionami. Nigdy nie potrafił odpowiedzieć na te pytania. Bo co miał powiedzieć? Że chłopiec mu się podoba, bo ma ładną buzię? Było mnóstwo dzieciaków, które mu się podobały, ale jakoś nie robił z nich swoich ukochanych kochanków. Bo chłopak był urzekający? Był, ale bez przesady. Miał fascynujący charakter? Ciekawe zainteresowania? Może, ale tego Klaudiusz nie wiedział. Chciał chronić chłopaka, bo ten był pokrzywdzony i bezbronny? Och, za taki tekst Klaudiusz srogo wyszydziłby sam siebie. Gdyby to była jego jedyna motywacja, musiałby chronić wiele dzieciaków bardziej pokrzywdzonych i bezbronnych od Michaiła.

– Po prostu go polubiłem – powiedział w końcu.

Juan zaśmiał się głośno.

– Tak jak Pawła? Fajną masz definicję sympatii, nie ma co – stwierdził, rechocząc.

Dymitr nie skomentował, zupełnie jakby stracił już zainteresowanie zadanym przez siebie pytaniem.

Znów dłuższą chwilę szli w milczeniu.

– On w ogóle mówi po polsku? – drążył Juan.

– Trochę – przyznał Klaudiusz niechętnie.

Nauka polskiego była obowiązkowa we wszystkich państwach zrzeszonych od pierwszej klasy podstawówki, do której szły dzieci w wieku lat pięciu. Język jednak do najłatwiejszych nie należał, a na dodatek jednoznacznie kojarzył się z wampirzą dyktaturą, więc wśród ludzi mało kto rzeczywiście przykładał się do nauki. Michaił wychowujący się w domu dziecka, uczęszczając raczej do miernych szkół, nie stanowił wyjątku.

– Zabierzesz go do Warszawy? – zapytał Juan, dziwnie poważniejąc.

W pierwszej chwili Klaudiusza ucieszyła myśl o zabraniu chłopaka do Polski, jednak zaraz poczuł się z tym nieswojo. Co innego od razu sprowadzić człowieka do domu jako dawcę krwi i dopiero uczynić kochankiem, co innego poznać za granicą, zadurzyć się i ściągnąć do domu. To już rodziło pewne deklaracje i mogłoby wywołać lekką sensację.

Rodzina bardzo izolowała się od świata. Próżno było szukać ich wizerunków w prasie, telewizji czy nawet Internecie, do którego ludzie mieli mocno ograniczony dostęp. Jednak senat, składający się z wiekowych wampirów, wiedział z kim ma do czynienia, a relacje Klaudiusza i Weroniki zawsze były dość jawne. Po ich rozwodzie wicekról dostał wiele bezpośrednich lub zawoalowanych propozycji matrymonialnych, a jego ostatnie ekscesy nie obeszły się bez cichego, choć wyraźnego echa. Michaił na pewno zwróciłby uwagę arystokracji, więc, jeśli Klaudiusz miałby go sprowadzić do Warszawy, wolał być pewien, że z tego związku coś wyjdzie.

– Nie wiem – odparł powoli. – Jeszcze nie wracamy – dodał niezręcznie.

– Ale wiecznie też nie będziesz tu siedział – prychnął Juan.

Klaudiusz nie odpowiedział.

Trudne związkiOnde histórias criam vida. Descubra agora